Info

avatar Hej!
Witam na moim blogu rowerowym :) Zostawilem z tyłu w
sumie: 53796.12 km
offroad: 2520.45 km
średnia: 23.21 km/h i jeszcze jestem za cienki aby smigac szybciej ;)
Pozdrawiam mxdanish
Wiecej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Odwiedzone regiony

Statystyki

Pogoda w Rumi

Ostatnie zdjęcia

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
570.28 km 22:37 h
Prędkość śr.: 25.22 km/h
Prędk. max.: 59.00 km/h
W górę: 1440 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:20.0 °C Kal.:15000 kcal
Wspólnie z:

Niedokonczona...

Czwartek, 15 czerwca 2017 · dodano: 22.06.2017 | Komentarze 4

Od czego by tu zacząć.
Janek Doroszkiewicz jakiś czas temu rzucił pomysł przejechania kraju po innej przekątnej niż leci BBT. Wstępny plan był taki aby rozpocząć w Wiżajnach a skończyć w Bogatyni. Fajnie. W międzyczasie Jankowi zdrowie nie pozwoliło zrealizować planu a ja i Paweł postanowiliśmy mimo wszystko sprobować. Wycieczka miała być dla mnie jednocześnie kwalifikacją do tegorocznej edycji MRDP. Wygląd trasy przechodził wielokrotne mutacje aż w końcu wspólnie zaakceptowaliśmy jej kształt - czyli 950 km z Ełku do Zgorzelca nie najkrótszą drogą zaliczając trochę gmin po drodze.
Termin - długi weekend Bożego Ciała.
Nie ma co się rozpisywać odnośnie przygotowań, ponieważ z mojej strony ruszyłem niemalże z marszu. Dojazd do Ełku z rodziną autem znacznie dłuższy niż zwykle skutecznie zmęczył mi głowę, no ale na to nie ma rady. W końcu każdy chciał gdzieś dojechać na długi weekend.

Ruszamy rano o 7, punktualnie. Jest chłodno, delikatnie powyżej 10°C no i naturalnie wiatr od rana już wieje z kierunku niekoniecznie sprzyjającego. Ruszamy spokojnie w kierunku Orzysza gdzie odbijamy na Pisz. Krajówka z dobrą nawierzchnią doskonale mi znana a Paweł pewnie zna na niej każde najmniejsze dziury ;) Pierwszy postój zaraz za Piszem na około 67km. Zatrzymujemy się na mikro parkingu leśnym aby się rozebrać (mimo wczesnej pory słońce już zaczyna prażyć a muchy żreć) i zjeść bułę na szybko. Do tej pory zleciało jak z bicza strzelił, niemalże cały czas gadamy więc nie przeszkadza ani wiatr ani słońce. Jest nieźle.
Za jakieś 30km dojeżdżamy do miejscowości Rozogi gdzie Paweł znajduje sklep i robimy w nim małe zakupy. Strzał w dziesiątkę. Przydaje się bo robi się bardziej płasko, coraz mniej lasów a co za tym idzie woda z bidonów znika szybko. W czasie tej przejażdżki postanowiłem pić do bólu tak aby nie odczuć pragnienia, tak dla testu. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

121 km usłyszeliśmy głośny strzał, krótki syk i Paweł jedzie na feldze. Mały nerw, ale co zrobić, stanęliśmy w cieniu i wspólnymi siłami zmieniliśmy dętkę. Opony przyznam fajne ale słabo współpracują w przypadku zmiany dętki ;)
Przy okazji pompowania moja pompka o ile bardzo efektywna zrobiła małego psikusa i wraz z odkręcaniem wężyka okręciła też wentyl... fajnie, pompowanie od początku :/ A czas ucieka.
W końcu dało się, ale przy okazji postoju nie rozciągaliśmy się więc godzinkę później stanęliśmy na kilka minut dla stretchingu na 156 km.

Na 228 km Działdowo i zaplanowany postój na kebaba. Na razie jest nieźle, nic mnie nie boli, z dłońmi jest ok, z dupą porównując z ostatnim razem jest powiedziałbym zajebiście a i stopy jeszcze nie dokuczają. Zjadamy kebaba, mimo że nie powalił moich kubków smakowych na kolana i jedziemy dalej. Nie szukaliśmy sklepu w samym Działdowie aby niepotrzebnie nie robić jednorazowo zbyt długich pauz i decydujemy się na stację 30km dalej tuż przed Lidzbarkiem. Na stacji spijam kawkę, uzupełniam bidony, kupuję colę i wodę na zapas do podsiodłówki. Do Włocławka może być słabo ze sklepami a jest to odcinek około 140km. Planujemy na ten dystans dwie krótkie pauzy na rozciąganie. Od tej pory temperatura znacznie spadła i jest przyjemniej. Wiatr również się uspokaja.
Jedziemy w miarę równym tempem, choć obaj zauważyliśmy że pierwsze 200km jechaliśmy jednak zbyt mocno jak na panujące warunki wietrzne. Chwilę muszę odsapnąć, ponieważ kebab mi się ciągle odbija i ciąży na żołądku. Było cholernie słony a przez to musiałem wypić sporo płynów :/

Po 12h jazdy mamy 270 km a plan był taki aby każde 100km pokonywać w 5h, czyli mamy 1.5h zapasu. Jest dobrze.
W trakcie wyszła malutka zmiana planów postojowych i zamiast zatrzymać się po 50km od ostatniego 'tankowania' jedziemy dalej do zachodu słońca aby załatwić ubieranie się za jednym zamachem. W międzyczasie brakuje mi trochę wody, więc korzystamy z przyjazności mieszkańca mijanej wsi, który napełnia nam wodą bidony. Dobrze się złożyło, bo przez kilka następnych kilometrów trasa zaskoczyła nas kilkoma krótkimi ściankami (jedna nawet 10% - szło się zasapać), ale bierzemy wszystko na miękko i bez spinania. W końcu nie mamy nawet połowy planowanej trasy ;)
Planowany postój robimy na 320km na stacji (nie spodziewaliśmy się znaleźć jakąkolwiek więc tym bardziej miłe zaskoczenie). Jest kibel, zlew, sklepik, umyliśmy się, ubraliśmy się na noc, zrobiliśmy małe zakupy (obowiązkowo cola).
Do Włocławka jedziemy opłotkami jednak po całkiem przyjemnych drogach. Jest ciemno, temperatura przyjemna a psy pozamykane :)

We Włocławku jesteśmy przed 1:00, fotka na moście, postój na stacji, kawka, cola, kanapka i kawałek ciastka. Do tej pory jest nieźle, tyłek akceptowalnie, smaruję go regularnie, dłonie całkiem spoko, dokucza jedynie lewa stopa, dlatego też na stacji ryzykuję i zmieniam ustawienie bloków. Przesuwam je o ponad 1cm w stronę pięty i co? Nie wiem czy to psycha, czy pauza ale jest dużo lepiej. Trzeba będzie nad tym pomyśleć po powrocie do domu.

Od Włocławka kierujemy się na południe krajówką. Paweł stale monitoruje prognozy i okazuje się że w ciągu najbliższych 3-4 h wjedziemy w gruby front burzowy, sprawdził rozkład PKP, prognozy na Białystok i wspólnie decydujemy się na zmianę planów. Jedziemy do Warszawy (140km) a potem PKP do Białegostoku i stamtąd na kołach do Ełku. Na następny dzień rano dokręcimy w Ełku i będzie akurat na kwalifikację. Trudno. Czasem warto zrezygnować niż później walczyć z porywistym wiatrem i martwić się o zdrowie.

Cały czas jedziemy krajówką, super nawierzchnia, trochę tirów ale to nic, mnóstwo potrąconych zwierzaków. Do Płocka jest git, a potem zaczynają się schody. Monotonny krajobraz, prosta po horyzont droga, dziurawa nawierzchnia, zero lasów, same pola, i nawarstwiające się zmęczenie. Masakra.
Jest w pewnym momencie tak źle że zamykają mi się oczy i ląduję na poboczu. Pierwszy raz w życiu. Nic się nie stało, jedziemy dalej ale zadziałało to jak liść w twarz więc na jakiś czas postawiło mnie na nogi, w międzyczasie Paweł dzieli się ze mną shotem. Niewiele on wnosi ponieważ toczę walkę ze snem jeszcze przez ponad godzinę.

Droga do Warszawy okrutna... nudna... kilometry uciekają jakby chciały a nie mogły... Droga do Jabłonnej zapisze mi się w głowie jako taka do której nie chcę nigdy wracać.
Dojeżdżamy do stolicy i pojawia się kolejny problem - jak przejechać sprawnie na dworzec. Zdajemy się na dakotę i klucząc opłotkami w końcu trafiamy na dworzec wschodni.
Jeszcze tylko długa kolejka do kas i siedzimy w pociągu do Białegostoku.
Przejazd przez Warszawę wykończył mnie psychicznie i mam wrażenie że nie tylko mnie. Ktoś kto projektował tam DDRy kwalifikuje sie na klapsa za to że bardzo nie lubi rowerzystów. Przez te ostatnie 30km zrezygnowaliśmy z jazdy Białystok - Ełk na kołach i decydujemy się na dojazd PKP do Ełku.

Jak się czuję? Trochę zmęczony, ale bywało gorzej, zmartwiony tym moim przysypianiem już pierwszej nocy i zwalam to na nie do końca przespaną poprzednią noc i podróż z Rumi. Tyłek spoko, dłonie - da się tak jechać, jedynie nadal mnie martwią stopy, choć i tak po przestawieniu bloków jest znacząca różnica.
Wpadło 566km, 60% założonej trasy, kiedyś bym powiedział że dystans kosmos a teraz Paweł skomentował to trzema słowami 'dystans nie powala' :D

W Ełku obiad, lody drzemka, wieczór z dziećmi i rano plany rowerowe.

+30 gmin:
Rozogi, Świętajno (pow. szczycieński), Wielbark, Jedwabno, Nidzica, Kozłowo, Dąbrówno, Działdowo obszar wiejski, Działdowo obszar nmiejski, Płośnica, Lidzbark, Bartniczka, Górzno, Świedziebnia, Osiek, Wąpielsk, Brzuze, Zbójno, Kikół, Czernikowo, Lipno obszar wiejski, Bobrowniki, Fabianki, Płock, Brochów, Leoncin, Czosnów, Nowy Dwór Mazowiecki, Jabłonna, Warszawa


Kategoria 3. 100-?, Gminy, Imprezy


Komentarze
mxdanish
| 09:27 piątek, 23 czerwca 2017 | linkuj Hipek :) Obawiam się że rowerem do stolicy nie wrócę zbyt prędko :) Szczerze mówiąc (bez urazy oczywiście) cieszę się że mam tą gminę już z głowy :P
Hipek
| 09:24 piątek, 23 czerwca 2017 | linkuj A wiadomo, tak to jest zawsze, zwłaszcza, że wjechaliście od tej strony, gdzie od wieków nie zmieniło się nic. Ale piszę tak na przyszłość, gdyby Was coś podkusiło do wsiadania na innym dworcu - po drugiej stronie Wisły jest się łatwiej nawigować i odnaleźć, nawet nie znając miasta.
dodoelk
| 08:40 piątek, 23 czerwca 2017 | linkuj Po DDRach można jeździć jak znasz miasto. Jak wjeżdżasz jak my, bez żadnego przygotowania to jest na prawdę ciężko się odnaleźć.
Hipek
| 20:34 czwartek, 22 czerwca 2017 | linkuj Jeśli chodzi o warszawskie DDR, to jest znośnie... ale DDR są projektowane od dawna i początkowo były robione na odwal. Dopiero ostatnio można powiedzieć, że idzie lepsze.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa iazaw
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]