Info

avatar Hej!
Witam na moim blogu rowerowym :) Zostawilem z tyłu w
sumie: 53796.12 km
offroad: 2520.45 km
średnia: 23.21 km/h i jeszcze jestem za cienki aby smigac szybciej ;)
Pozdrawiam mxdanish
Wiecej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Odwiedzone regiony

Statystyki

Pogoda w Rumi

Ostatnie zdjęcia

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

3. 100-?

Dystans całkowity:15608.97 km (w terenie 600.50 km; 3.85%)
Czas w ruchu:642:12
Średnia prędkość:24.31 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:81940 m
Maks. tętno maksymalne:169 (85 %)
Maks. tętno średnie:145 (73 %)
Suma kalorii:577604 kcal
Liczba aktywności:67
Średnio na aktywność:232.97 km i 9h 35m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
201.22 km 08:49 h
Prędkość śr.: 22.82 km/h
Prędk. max.: 40.00 km/h
W górę: 775 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:22.0 °C Kal.: 8754 kcal
Wspólnie z:

Nad Wigry i z powrotem czyli jak się upodlić na MTB :)

Piątek, 27 lipca 2018 · dodano: 27.07.2018 | Komentarze 0

Miał być 'kwiatek' w okolicach Ełku ale dlatego iż miałem tylko MTB plany się zmieniły i Paweł zaproponował pojechać nad jez. Wigry i je okrążyć.
Plan fajny, trochę w terenie, trochę na szosach, trochę zaplanowane trochę na ułańską fantazję.

Ruszyliśmy o 4 tak aby poza miastem złapać się na wschód słońca. Udało się i choć niebo nie było 100% czyste, zdjęcia Pawłowi się udały.
Pierwsze 40km po szosach praktycznie bez wiatru, Paweł naturalnie zapodał tempo na tyle mocne, że momentami miałem problem aby się utrzymać. Potem zjechaliśmy na szutry i drogi leśne z przygodami. Zajechaliśmy do Świętego Miejsca (drugi raz w tym tyg.) delektowaliśmy się urokami tej lokalizacji. Przed Olszanką wpadliśmy jak się okazało na czyjeś pole otoczone pastuchem. Droga zasrana gęsto przez krowy no i niestety trafiłem na taką świeżynkę... nogi, rower i nawet okulary w gównie... zajebiście :P

Dojechaliśmy nad jez. Wigry całkiem sprawnie. Zaczęły się szlaki rowerowe, bardzo fajne. Widoczki na jezioro mega, w lesie pachnie grzybami, odwiedziliśmy klasztor, skorzystaliśmy z green velo, po czym trafiliśmy na dość wymagający (dla mnie) singiel w okolicy Czarnej Hańczy.
Było warto.

Pogoda bardzo pomagała, do południa bez słońca, jedynie na ostatnie 2h przypaliło nam karczycha.

Od Suwałk zostały nam same asfalty. W Raczkach zorientowaliśmy się że trasa zaplanowana miała mały błąd i zamiast 200km wyjdzie nam niewiele ponad 170. Postanowiliśmy zmienić końcówkę i zamiast do Ełku pojechaliśmy na Świętajno i Połom a następnie na Malinówkę i Woszczele.
Ostatnia godzina to moja gehenna. Oprócz bólu dłoni i tyłka doszło totalne odcięcie prądu.
Dystans niby niewielki ale zawsze to jednak MTB i niestety dało się to odczuć.

Musiałem się zatrzymać, opić colą i zjeść coś słodkiego. Później jakoś poszło.
Do Ełku dolecieliśmy e 190km na liczniku i resztę dokręciliśmy po promenadzie odwiedzając nową plażę miejską.

Wyjazd zacny, nie łatwy i bolesny ale widoki oraz miejsca rekompensowały wszystko.



Kategoria 3. 100-?, Ok. Ełku

Dane wyjazdu:
177.62 km 07:13 h
Prędkość śr.: 24.61 km/h
Prędk. max.: 40.00 km/h
W górę: 346 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:22.0 °C Kal.: 7974 kcal
Rower: Orzełek

Po pracy kierunek Krynica

Wtorek, 26 czerwca 2018 · dodano: 25.07.2018 | Komentarze 0

Mała dyspensa na popołudnie od żony i od razu zorganizowałem sobie kilka h na rowerek.
Chciałem przetestować nowe ustawienie szosy bikefittingu w VeloLab, jak zareaguje kolano, stopy i tyłek.

Obrałem kierunek Krynica tak aby było płasko i aby wymusić stałe kręcenie. Wiatr mocny głównie boczny, w pierwszej części przeszkadzający, potem miał sprzyjać w drugą stronę.
Nie będę pisał o przebijaniu się przez 3miasto bo szkoda klikania, jednym słowem dramat.
Od Przejazdowa już fajnie, mimo wiatru trzymałem tempo i było ok. W Krynicy szybkie uzupełnienie płynów oraz drożdżówka. Początek powrotu z wiaterkiem, kręciło się szybciej ale i też dużo cieplej. Bidony wysychały w zastraszającym tempie.
Z promami w obie strony udało się super, maks 10 min czekania.

W mieście w obie strony strata czasu, tempo spadło, nerwy o światła, pieszych, zmiany torów itd.

Generalnie przyjemnie, tyłek bolał, chyba się nie dogaduje z nowym brooksem, kolanko mega, stopy czułem ale akceptowalnie.

Wycieczka udana.



Kategoria 3. 100-?, Ok. Rumii

Dane wyjazdu:
278.31 km 12:41 h
Prędkość śr.: 21.94 km/h
Prędk. max.: 74.00 km/h
W górę: 2354 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:18.0 °C Kal.: 7024 kcal
Rower: Orzełek
Wspólnie z:

Powrót ze zlotu i oczywiście nie mogło być normalnie... trasa skrócona - skończyły się hamulce...

Niedziela, 20 maja 2018 · dodano: 24.05.2018 | Komentarze 2

Powrót ze zlotu. Nastawienie zupełnie inne. Czuję zmęczenie w nogach ale mam nadzieję, że będzie lepiej chociażby z powodu fajnej pogody, braku deszczu oraz jazdy w dzień.
Na jazdę z nami decyduje się Wilku.

Ruszam ubrany na długo ale szybko zdejmuję nogawki. Jest ciepło.
Trasa zaczyna się od intensywnego podjazdu. Od razu zaczynam spokojnie ale mimo tego tempa wjeżdżam zmęczony. 230m w górę i procent wysoki. Potem ma być lżej.
Czuję jakbym nie do końca wykorzystywał nogi z powodu zbyt nisko położonego siodełka. Podnoszę je o kilka mm i jest mam wrażenie lepiej.
Od Birczy jedziemy bocznymi drogami, drugi podjazd zdecydowanie przyjemniejszy dwie, trzy serpentynki i jestem na górze. Na miękko. Może to dlatego że jest dzień, może dlatego że na względnej świeżości a może to przez poprawioną pozycję na rowerze. Nieważne. Ważne że jest lepiej.
Do kolejnej góreczki mamy około 20km i to jest bardzo przyjemny odcinek. Strumień, wąska droga przez małe miejscowości, cerkwie, folklor. Pogoda pikna i jakoś się jedzie.

Przed Sanokiem najwyższy podjazd ale zarazem w miarę łagodny. Wtaczamy się na górę z minutowym postojem na kilka zdjęć ponieważ widok jest zacny.
Z góry serpentyny, ostrożnie, ponieważ rower rozpędza się bardzo chętnie a nie chciałbym sobie zrobić krzywdy.

Na dole robimy zakupy w sklepie, stwierdzamy wspólnie że wydzielamy wątpliwej przyjemności zapach :P więc nie tracąc czasu jedziemy dalej. Sanok mijamy bez postoju, korygując jednocześnie trasę, ponieważ pierwotnie mieliśmy odwiedzić rynek. Zrobił to tylko Paweł. Mi się nie chciało.

Z Sanoka do Krosna poszło gładko. Do miasta dojechaliśmy z zapasem czasu i stwierdziliśmy że skorzystamy z restauracji. Niestety niehandlowa niedziela, piękna pogoda spowodowała tłumy na rynku przez co oczekiwanie na posiłek było bardzo długie. Zjedliśmy jedynie lody i postanowiliśmy zatrzymać się na Orlenie kilka km dalej.

Kolejny postój ustaliliśmy na miejscowość Biecz gdzie ma być stacja BP. Przyjemny odcinek, kilka hopek i jedna większa góreczka. Ja oczywiście wjechałem na szczyt na końcu. W Bieczu okazało się że przy stacji jest knajpka i wszyscy zamówiliśmy zestaw dnia czyli typowe żarcie BBT - rosół i schabowy :) Bonusem była mizeria, która tak na marginesie odbijała mi się przez prawie 2h.
Ten przydługi postój zamulił nas trochę a i pełne żołądki nie pomagały. Ruszyliśmy spokojnie.
Chłopaki już się ubrali na noc, ja jeszcze nie ale szybko zmieniłem zdanie i kilka km dalej założyłem nogawki oraz zmieniłem szkła w okularach na białe.
Jest wyraźnie chłodniej.

Na jakiejś górce zaczyna mi dziwnie hałasować hamulec tylny. Tracę siłę hamowanie momentalnie, przypuszczenia się potwierdzają, klocki się skończyły. W dupę...
Sprawdzałem je przed wyjazdem i wyglądały bardzo w porządku. Najwyraźniej w deszczu na zjazdach dostały mocno w zadek...

Decyzja jest szybka zostawiam chłopaków i odbijam na Tarnów na pociąg. Skracam tym samy trasę o ponad 80km.
Chłopaki pojechali sami więc pewnie zaczną wreszcie jechać swoim tempem :)

Po drodze do Tarnowa spotykam tylko jedną hopkę ale całkiem zacną. Zjazd do miasta na przednim hamulcu i wreszcie pociąg.
Nie byłem zmęczony aż tak mocno, czułem nogi ale wszystko w granicach normy. Znacznie lepiej niż w drodze na zlot.
Coś jednak musiało mi przeszkodzić. Trudno.

+30 gmin:
Bircza, Dydnia, Tyrawa Wołoska, Sanok miejski i wiejski, Bukowsko, Zarszyn, Besko, Rymanów, Iwonicz Zdrój, Miejsce Piastowe, Krościenko Wyżne, Krosno, Chorkówka, Jedlicze, Tarnowiec, Jasłow miejski i wiejski, Kołaczyce, Brzyska, Skołyszyn, Biecz, Gorlice miejski i wiejski, Moszczenica, Łużna, Bobowa, Ciężkowice, Gromnik, Tuchów


Kategoria 3. 100-?, Gminy, Imprezy

Dane wyjazdu:
278.68 km 13:56 h
Prędkość śr.: 20.00 km/h
Prędk. max.: 67.00 km/h
W górę: 2338 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:13.0 °C Kal.: 6733 kcal
Rower: Orzełek
Wspólnie z:

W deszczu, bez zdrowia - totalne upodlenie :/ czyli dojazd na zlot :P

Piątek, 18 maja 2018 · dodano: 24.05.2018 | Komentarze 0

Mój drugi zlot. W zeszłym roku uparłem się na 100% dojazd na kołach, czyli prawie 700km pod wiatr i w upale. W tym roku ma być inaczej, miało być lepiej.
Zaplanowaliśmy z Pawłem dojazd do Krakowa a tam start dojazdu na kołach czyli prawie 300km. Paweł wyrysował trasę, która patrząc na przekrój zapowiadała się interesująco (mało wymowne sformułowanie).

Od początku pada. Ruszamy z dworca i kierujemy się na rynek bo przecież deszcz nie przeszkodzi nam w odwiedzeniu starówki i strzeleniu słitfoci :) Tak też zrobiliśmy, ubraliśmy deszczówki, wodoodporne skarpety i rękawiczki.
Ruszamy.

W mieście DDRy poszły gładko zwłaszcza że wiaterek pomagał. Jest już wieczór, ciemno więc od początku śmigamy na oświetleniu. Deszcz pada ciągle, zmienia się jedynie intensywność i pojawiają się chwilowe mocne zlania. Od początku jedzie mi się ciężko. Warunki wietrzne sprzyjające a mimo to nie mogę jechać żwawo. Wiem że nic nas nie goni ale ta świadomość nie pomaga. Po prostu mam muła. Nie wiem, czy to zmęczenie po dniu w pracy a potem 6h w pociągu, nie mam pojęcia. Wiem że będzie ciężko.

Za Krakowem wpadamy na fajny (zapewne za dnia i bez deszczu) odcinek leśnego asfaltu w Puszczy Niepołomickiej, Prosta przyjemna droga zamula jeszcze bardziej. Kolejny etap wzdłuż autostrady również nie pomaga. Paweł pogania a mnie tuż po północy łapie sen. Co się dzieje? Jeszcze w zeszłym roku pierwsza nocka nie robiła na mnie wrażenia a ostatnie wyjazdy pokazują że nawet na rzekomej świeżości męczy mnie spanie. Robimy dwa postoje na 5 minut pod wiatami ale nie jest wcale lepiej. Oczy mi się zamykają w czasie jazdy i robi się niefajnie.
Na stacji spijam energetyka, na chwilę jest lepiej ale nadal dupy nie urywa.

Za Dębicą zaczynają się górki. Przekrój trasy wyraźnie je pokazywał lecz rzeczywistość przerosła moje oczekiwania. Seria pierwszych trzech jakoś poszła ale sporym kosztem. Doszły skurcze uda i łydki. Paweł z łatwością mi ucieka i czeka na szczytach a ja sapię jak parowóz pokonując kolejne ścianki powyżej 10%. Specjalnie pod tą wycieczkę kupiłem kasetę 12-30 ale szybko się okazało, że to nadal zbyt twarde na moje możliwości przełożenie. Nawet nie mam siły kląć.
Pod górkę ciężko, z górki zimno i deszcz tnie po oczach.
Jest za to jeden plus - podczas wysiłku przestało mnie cisnąć na spanie.

Kilka ładnych km przed Dynowem wjeżdżamy na fajną wąską drogę asfaltową. Muszą tu być piękne widoki. Nie dane nam było ponieważ pogoda skutecznie uniemożliwiła ich podziwianie.
Przed nami kilka postojów, raz na chwilę dłużej w sklepie pod zadaszeniem. Paweł szybko się wychłodził i postanowiliśmy ruszyć dalej.

Na ostatniej godzinie trafiliśmy na suche asfalty i słoneczko na niebie, całkiem miła odmiana. Zakupy w Krasiczynie i końcówka do miejsca zlotu oczywiście w deszczu. Mało tego, po wątpliwej jakości szutrze :)

Nie był to mój dzień. Mięśniówka oberwała solidnie. Czuję że ze zdrowiem słabo jest a i masa nie pomaga.
Na miejscu piwko i 2h spania. Potem ognisko i pogaduchy :)

+31 gmin:
Kraków, Wieliczka, Niepołomice, Kłaj, Drwinia, Bochnia - obszar wiejski, Rzezawa, Brzesko, Dębmno, Wojnicz, Wierzchosławice, Tarnów miejski i wiejski, Skrzyszów, Pilzno, Dębica miejski i wiejski, Ropczyce, Wielopole Skrzyńskie, Sędziszów Małopolski, Wiśniowa, Strzyżów, Niebylec, Domaradz, Błażowa, Nozdrzec, Dynów miejski i wiejski, Dubiecko, Krzywcza, Krasiczyn



Kategoria 3. 100-?, Gminy, Imprezy

Dane wyjazdu:
134.99 km 05:25 h
Prędkość śr.: 24.92 km/h
Prędk. max.: 58.00 km/h
W górę: 603 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:15.0 °C Kal.: 6116 kcal
Rower: Orzełek

Wiatr rozpieprzył mi plany...

Poniedziałek, 30 kwietnia 2018 · dodano: 11.05.2018 | Komentarze 1

Szkoda gadać.... od jakiegoś czasu borykam się z totalną niechcicą do roweru. Nie mam ochoty nic jeździć, ciężko mi się rano wstaje a nie mówię już o niczym dłuższym...
Plany na ten tydzień miałem już dawno, pierwotnie miało być 600km po zach.pom. z Pawłem, Paweł nie mógł, a samemu w nocy po wiochach słabo się kręci... Potem zmieniłem plan na 260km po gminy i znowu się zmieniło, tym razem z powodu planowanych burz na popołudnie. W sumie prognozy się sprawdziły i było oberwanie chmury... Bardzo nieprzyjemne.

Finalnie zdecydowałem się na rundę po okolicy czyli Żarnowiec, 3 rundki dookoła zbiornika i akurat wyszłoby 200km...

Rano wiało, ale nie strasznie, wsiadłem na rower i jadę do Bolszewa, przez miasto, potem zakrytymi terenami do Choczewa, cały czas wiatr sprzyjający ale nie aż tak mocno odczuwalny. W Choczewie na górce, na odkrytym terenie, odbiłem na wschód i się kur*a zaczęło...
Wmordewind zabił mnie w 5km, z górki musiałem dokręcać aby trzymać prędkość, na prostej ledwie 20km/h a pod górę już nie komentuję... Kląłem....
Zrobiłem 1 rundę dookoła zbiornika i stwierdziłem że wracam do domu ponieważ w perspektywie miałem jakieś 30-40km pod wiatr.
Zmordowałem się okrutnie...

Z jednej strony - moja niechcica i pewnie słabsza noga, z drugiej ten kur***ski wiatr...

Do dupy



Kategoria 3. 100-?, Ok. Rumii

Dane wyjazdu:
259.81 km 11:32 h
Prędkość śr.: 22.53 km/h
Prędk. max.: 57.00 km/h
W górę: 800 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:12.0 °C Kal.: 4698 kcal
Rower: Orzełek
Wspólnie z:

Nocna przejażdżka z Panią i Panem dodoełk :)

Sobota, 14 kwietnia 2018 · dodano: 16.04.2018 | Komentarze 0

Już na początku tygodnia Paweł wspominał o wyjeździe rowerowym z Gosią, okazało się że termin podpasował, trasa również, więc dlaczego by nie skorzystać skoro jeszcze mnie nie mają dość.
Wsiadłem w pociąg po obiedzie i już przed 21 byłem na miejscu w Giżycku. Na peronie czekali już Paweł z Gosią. Małe zakupy na miejscu w sklepie, wsiadamy na rowery i ruszyliśmy na Gdańsk.

Początek na pogaduchach, górki z okolic Reszla minęły bez problemu. Krótkie regularne postoje dla pęcherza, smarowania dupy i rozciągania. Trochę kiepski odcinek drogi przed Lidzbarkiem a potem ładna szosa aż do Pasłęka.

Około 23 zacząłem ziewać i już wiedziałem że będzie do dupy w tej kwestii. Przed 3:00 się wzmogło i wymusiłem krotką pauzę na przystanku. Nie pomagały dopalacze ani gadanie. Tak szczerze mówiąc zamknięcie oka na minutę także niewiele pomogło. Dopiero o świcie jak strzeliłem drzemkę na przystanku na kilka minut, postawiło mnie to na nogi i do końca miałem już spokój.

Pogodowo miało być przyjemniej niż tydzień temu. Nie wiem czy to mi coś dolegało, ale stale czułem przenikliwy ziąb. Nawet założyłem dodatkową warstwę co finalnie nie przyniosło wielkiej ulgi. Po prostu było mi chłodno i niefajnie.
Większość drogi wiaterek był lekki i boczny, dopiero od Pasłęka wzmógł się i zaczął pomagać.

Końcówka częściowo po remontowanej 7mce, potem Żuławskimi drogami i na koniec zwiedzanie starówki w Gdańsku przy czym 2.3 km przed dworcem Gosia postanowiła złapać gumę :P:P

Generalnie wyjazd sporo lżejszy, przyjemniejszy z mniejszymi dolegliwościami. Dupa nadal boli i trochę mnie to martwi, porównując jednak do zeszłego weekendu, z plecami lepiej, z dłońmi również, a stopy na razie w nowych butach mają komforcik.

Gmin zero :)




Dane wyjazdu:
255.78 km 11:11 h
Prędkość śr.: 22.87 km/h
Prędk. max.: 57.00 km/h
W górę: 831 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:12.0 °C Kal.: 4656 kcal
Rower: Orzełek
Wspólnie z:

Nocny wypad po kilka gmin. 250km pod wiatr... lekko nie było

Sobota, 7 kwietnia 2018 · dodano: 15.04.2018 | Komentarze 0

Pierwszy nocny wyjazd, jak zwykle z Pawłem i jak zwykle po kilka gmin.
Trasa spokojna bez przewyższeń ale za to 95% pod wiatr i to nie mały..

Od początku jedzie się opornie ale Paweł zapodał słuszne tempo mimo warunków. Jakoś się jedzie, dajemy sobie zmiany.
Pierwsze dolegliwości z tyłkiem przyszły szybko, potem plecy i dłonie.

Co tu dużo mówić, przygotowanie znikome, trasa lekka a pękła bardzo ciężko. Miałem kryzys senny około 4, nie pomogły proszki, gadanie, dopiero 5 minut na przystanku postawiło mnie na nogi i do końca już był spokój.

W Toruniu zwiedzanie starówki, kawka z Maca i ciastka. Zakupy piernikowe, w pociąg i do domu.

Wyjazd zaliczony ale było słabo, wiatru na razie mam dość.

Paweł mocny jak zwykle :P

+ 9 gmin:
Nowe, Dragacz, Chełmno miasto i obszar wiejski, Kijewo Królewskie, Unisław, Chełmża miasto i obszar wiejski, Papowo Biskupie



Kategoria 3. 100-?, Gminy

Dane wyjazdu:
326.44 km 14:04 h
Prędkość śr.: 23.21 km/h
Prędk. max.: 47.00 km/h
W górę: 1208 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:-3.0 °C Kal.: 9940 kcal
Rower: Orzełek
Wspólnie z:

Gdańsk - Ełk czyli po dwie gminy 'na zimno'

Piątek, 2 lutego 2018 · dodano: 05.02.2018 | Komentarze 6

Plan zimowego przejazdu, nieco dłuższego niż standardowe dojazdy do pracy i ewentualne dokręcania, siedział w głowie już dawno. Nie miałem co prawda na myśli aż tylu km w lutym ale skoro nadarzyła się okazja, grzechem było nie skorzystać.
Ferie zimowe: w szkole wolne, w pracy wolnego brak, więc zdecydowaliśmy się wywieźć dzieci do dziadków do Ełku. Żona została na pierwszy tydzień a ja miałem wracać do Rumi na kołach. Pogoda zrobiła jednak sporego psikusa i zmusiła mnie do rezygnacji z jazdy w deszczu i wietrze. To było tydzień temu.
W ten weekend z kolei miałem jechać po żonę i wspólnie wracać autem do Rumi, prognozy były zaskakująco przyjemne, więc zdecydowałem się jechać po nią do Ełku rowerem.
Temp. prognozowana około 0st.C, wiatr południowy niezbyt silny.
Trasę ułożyłem tak aby przy okazji przejazdu załatać dwie dziury gminowe powstałe w wyniku MRDP: Płoskinię oraz Pieniężno.

Dodatkowo zaryzykowałem:
- postanowiłem jechać w nowych butach (dzień wcześniej przyszła przesyłka, nigdy nie miałem ich na nogach)
- rower bez lemondki (czyste lenistwo - nie chciało mi się jej montować)
- nie znalazłem obejmy od mojej podsiodłówki więc zamiast niej założyłem jedną sakwę na przód - tak jedną, bo przy drugiej przeszkadzał zacisk hamulca
- jechałem na moim starym siodełku, którego szanowny zadek nie wspomina zbyt pozytywnie
- założyłem nowe opony touringowe 700x38, ponieważ do końca nie wiedziałem, czy przypadkiem na trasie nie spotkam śniegu

Pobudka wcześnie na pociąg SKM do Gdańska i dopiero z Gdańska miałem ruszyć rowerem. Dlaczego nie z Rumi? 40km po 3mieście to wątpliwa przyjemność oraz jakieś dodatkowe 2h jazdy.
W pociągu było chyba z 50st.C, tak nagrzane, że mimo iż się częściowo rozebrałem, dojechałem spocony. Wiedziałem, że to będzie problem jak wysiądę na zewnątrz ale co miałem zrobić... Zaraz po wyjściu z wagonu, uderzyły mnie podmuchy zimnego wilgotnego wiatru, momentalnie zmarzłem a rozgrzałem się dopiero po ponad godzinie jazdy...

Z miasta ruszyłem w kierunku starej 7-mki ale aby uniknąć manewrowania w sporym porannym ruchu nadrabiałem kilometry jadąc bocznymi drogami. Z Przejazdowa do Kiezmarka po północnej stronie, z Kiezmarka do Nowego Dworu po południowej, Z Nowego Dworu do Elbląga znowu po północnej, tworząc w ten sposób swoisty slalom gigant wzdłuż starej drogi. Nie żałuję jednak tego dodatkowego dystansu ponieważ o wiele przyjemniej się jedzie po pustych drogach i małych miejscowościach niż wśród gnających samochodów.

Cały czas zimno... picie w bukłaku w plecaku już dawno wychłodzone, głodny jeszcze nie byłem więc zrezygnowałem z wczesnych postojów i z rozpędu wpadłem do Elbląga. Tam czekały na mnie DDRy albo cokolwiek co miało przypominać DDRy. Kogoś poniosła fantazja oznaczając te dziurawe chodniki z polbruku drogą dla rowerów, albo osoba ta niezbyt lubiła rowerzystów. Wykreśliłem ten odcinek z głowy bo przez parę km miałem w niej tylko przekleństwa... Na tym nerwie ruszyłem dalej już starą 7-mką do Pasłęka, to był bardzo przyjemny odcinek, mały ruch, dobra nawierzchnia i w końcu wyszło słoneczko.

W okolicach Pasłęka minęło pierwsze 100km, trudna setka, ponieważ wbrew prognozom, wiatr okazał się nie dość że silniejszy, to wcale nie południowy, ale bardziej południowo wschodni, co oznaczało, że do tej pory jechałem głównie pod wiaterek.
W Pasłęku odbiłem na północny wschód i od razu zaczęło się jechać przyjemniej, cieplej, lżej i wreszcie pojawiły się jakieś pagórki, ta monotonia płaskich Żuław na dłuższą metę jest całkiem męcząca :)
Kierunek obrałem prosto na dwie brakujące gminy, specjalnie nie ma co o nich pisać, we wspomnianych gminach czekały mnie chamski bruk oraz ujadający i goniący pies :) Nie lubię obu i pokonałem oba. Jakoś się przetoczyłem po kamulcach, martwiąc się jedynie czy rower wytrzyma te niezbyt naturalne podskoki :)

W Pakoszach na 132 km zrobiłem pierwszy postój. Zjadłem drożdżówkę, napiłem się solidnie i... zmarzłem jak cholera...
Te 10 minut pauzy kosztowały mnie około 40 minut jazdy ze zmarźniętymi dłońmi zanim te doszły do siebie po poklepywaniu oraz rozruszaniu. A wszystko przez zimny wiatr i mgły.
Już wtedy wiedziałem, że nie będę robił wiele przerw, tylko te przymusowe.

Do Lidzbarka Warm. droga bez przeszkód, w mieście znalazłem mały sklep gdzie kupiłem płyny, snickersy oraz uprzejma Pani zagotowała mi wodę, którą wlałem do bukłaka. Przynajmniej na jakiś czas miałem ciepłe napoje na trasie :)
W międzyczasie wykonałem kilka telefonów do żony i do Pawła, który wstępnie powiedział, że na końcówce trasy do mnie dołączy i ostatnie kilometry odprowadzi do domu. Miła wiadomość, przyznam się szczerze że pokrzepiająca :)

Kolejny odcinek 50km, do Świętej Lipki cholernie trudny. Przez brak przerw i jedzenia, coraz gorzej znosiłem podjazdy a ten przed Reszlem odciął mnie zupełnie. Na miejscu szybko schrupałem zmarzniętego snickersa i na kolejną godzinę odbudowałem siły.
W Świętej Lipce telefon do Pawła, potwierdził że będzie wyjeżdżał, jedno zdjęcie z całej trasy i dalej na rower.
Od tego momentu jechałem już na oświetleniu, końcówkę trasy wytyczyłem dobrymi drogami więc jazda solo po ciemku nie sprawiła żadnego kłopotu.

Do Giżycka zupełnie nic się nie działo, w mieście około 10 minut posiedziałem na schodach, wiatr się uspokoił a między blokami było trochę cieplej, odpocząłem i z syndromem kotleta schabowego popędziłem drogą na Ełk. Właściwie to był syndrom białej kiełbasy, którą mama obiecała mi przygotować na ciepło :P

Z Pawłem i Gosią spotkałem się około 24km przed Ełkiem, także ostatnia godzina jazdy była najprzyjemniejsza i w sumie najszybciej minęła.
Dojechałem zmęczony.

W Ełku zjadłem kolację, posłuchałem rozpaczliwego łkania mamy z serii 'po co Ty to sobie robisz...', wypiłem z ojcem piwko i poszełem spać. Co dziwne zasnąłem bez problemu.

Przejazd muszę uznać za całkiem udany. Pomimo paru km bruku drogi były bardzo przyjemne, pogoda jak na luty całkiem dobra ale jednak będę następnym razem czekał na temperatury powyżej zera :P

- nowe buty się spisały rewelacyjnie, zero dolegliwości, czekam teraz na lato bo dopiero wówczas wyjdzie cała prawda. Teraz niskie temperatury mogły część niwelować
- kondycyjnie, ciężko mi się odnieść... może zbyt mocno otworzyłem rozpoczynający się sezon, może przez to że mało miałem przerw i mało jadłem, ale momentami było ciężko
- dupa zaskakująco dobrze zniosła to niewygodne siodło i coraz bardziej zaczynam doceniać komfort Brooksów
- najgorzej było z plecami... nie lubię jeździć z plecakiem ale musiałem gdzieś trzymać picie, w bidonach po kilku godzinach miałbym raczej tylko lód, dodatkowo brak lemondki i efekt bolących pleców murowany
- jechałem około 8h z muzyką, dobra opcja ale muszę poszukać lepszych słuchawek z mikrofonem
- jedna sakwa, niby nie przeszkadzała ale kierownicy puścić nie mogłem, dodatkowe wibracje itd itd. Na plus - pojemność i wodoszczelność :)

Trasa zrobiona, ochota spełniona i dwie gminy zaliczone, wrednej dziury na mapce już nie ma :)

Jedyna fotka z trasy:
+2 gminy:
Pieniężno, Płoskinia

No i mapka:



Dane wyjazdu:
100.36 km 04:19 h
Prędkość śr.: 23.25 km/h
Prędk. max.: 56.00 km/h
W górę: 354 m
CAD avg: HR avg:125
Temp.:2.0 °C Kal.: 4616 kcal
Wspólnie z:

Ostatnia setka w 2017

Środa, 27 grudnia 2017 · dodano: 23.01.2018 | Komentarze 0

Zaproponowałem Pawłowi ostatni dłuższy wyjazd w 2017 po gminę Kowale Oleckie, którą miałem na 100% zaliczoną ale nie mogłem znaleźć trasy kiedy to zrobiłem :) Dla świętego spokoju postanowiłem tam podskoczyć.
Wyjazd po pracy Pawła, ruszamy na Chełchy/Wieliczki. Tempo jak na moje oko za mocne ale nikt nie jęczy więc jedziemy.
Gdzieś przed Wieliczkami Pawłowi zaczyna skakać łańcuch, jadę chwilę za nim i wydaje mi się iż wózek przerzutki jest krzywy. Nie siłujemy się z nim ale staram się zniwelować skakanie regulując naciąg przerzutki. Jest trochę lepiej, niewiele ale lepiej.
Zaczynamy się zastanawiać czy jest sens się męczyć, finalnie jednak Paweł decyduje, że da radę. Chwilami skakanie ustępuje i spokojnie toczymy się na Olecko.
Zmieniamy wstępną koncepcję i skracamy trasę tak, aby zaliczyć tą nieszczęsną gminę i kierujemy się z powrotem do Ełku, przez Świętajno. Od Połomu mój ulubiony blat w lesie, krótki postój na moście w Sajzach, piękny widok na Łaśmiady w świetle księżyca i dalej krajówka do Ełku.
Paweł zawija się do domu a ja jeszcze dokręcam do równego rachunku po mieście fundując sobie krótką sesję zdjęciową na promenadzie :)


Kategoria 3. 100-?, Gminy, Ok. Ełku

Dane wyjazdu:
101.14 km 04:56 h
Prędkość śr.: 20.50 km/h
Prędk. max.: 52.00 km/h
W górę: 694 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:7.0 °C Kal.: 4155 kcal

Były górki, błoto, piach, gleba i stówka jakoś wpadła :)

Piątek, 10 listopada 2017 · dodano: 14.11.2017 | Komentarze 0

Ponownie z Mariuszem.
W planie 120km ale już na początku okazało się że kumpel ma mniej czasu niż się umawialiśmy, więc będzie trzeba na bieżąco odcinać.
Trasa dla mnie w większości nieznana, dlatego też sam byłem ciekaw co to będą za drogi.
Jedziemy na początek do Połchowa, na dzień dobry mocny podjazd, do tej pory asfalt a następnie od Sławotowa wpadamy na polne drogi. Jest trochę błota ale generalnie super. Miłe dala oka tereny, pusto, zero ruchu i tylko my na rowerach...
Dojeżdżamy do drogi leśników w Puszczy Darżlubskiej i zjeżdżamy nią do Wejherowa przez Kąpino. Na dole postój pod sklepem i batonik.
Robi się już szarówka ale nadal nie trzeba świecić, zaczyna się natomiast robić pod górkę ale jako że szlak prowadzi wzdłuż Cedronu, jest to długa i delikatna góreczka po liściach, korzeniach a od połowy po stałej twardej nawierzchni.
Dalej zwiedzamy kilka jeziorek (jedno musieliśmy ominąć inaczej niż w planach ponieważ na drodze pojawiło się duże rozlewisko. Wysoka woda w tym roku, jest dobrze.
Przed Bieszkowicami jest sporo kopnego piachu i na jednym podjeździe zaliczam glebę. Jechałem bokiem drogi po jej krawędzi, najbardziej ubitej części i przednie koło zjechało mi ze skarpy a ja razem z nim przez kierownicę.
Wolno było i miękko więc obyło się bez strat.
Od Koleczkowa trochę skróciliśmy i do Gdyni już z górki.

Na miejscu odebrałem pakiet startowy na jutrzejszy bieg i do domu.
Czuję w nogach, wiec jutro nie będzie szaleństw na bieganiu.



Kategoria 3. 100-?, Ok. Rumii