Info
Hej!Witam na moim blogu rowerowym :) Zostawilem z tyłu w
sumie: 53796.12 km
offroad: 2520.45 km
średnia: 23.21 km/h i jeszcze jestem za cienki aby smigac szybciej ;)
Pozdrawiam mxdanish
Wiecej o mnie.
Odwiedzone regiony
Statystyki
Ostatnie zdjęcia
Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2017
Dystans całkowity: | 1684.24 km (w terenie 4.00 km; 0.24%) |
Czas w ruchu: | 73:26 |
Średnia prędkość: | 22.94 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.00 km/h |
Suma podjazdów: | 5857 m |
Suma kalorii: | 38762 kcal |
Liczba aktywności: | 8 |
Średnio na aktywność: | 210.53 km i 9h 10m |
Więcej statystyk |
6.40 km
00:24 h
Prędkość śr.: 16.00 km/h
Prędk. max.: 41.00 km/h
W górę: 38 m
CAD avg:
HR avg:
Temp.:20.0 °C
Kal.: 236 kcal
Rower: Orzełek
MRDP Finał
Wtorek, 22 sierpnia 2017 · dodano: 03.01.2018 | Komentarze 0
Na PKP, bez chęci, na nerwie...
533.33 km
25:18 h
Prędkość śr.: 21.08 km/h
Prędk. max.: 55.00 km/h
W górę: 1590 m
CAD avg:
HR avg:
Temp.:15.0 °C
Kal.: 9999 kcal
Rower: Orzełek
MRDP część 2
Poniedziałek, 21 sierpnia 2017 · dodano: 03.01.2018 | Komentarze 7
Noc przespana nieźle. Jarek chrapał ale to nic :PPobudka chwilę po 6, a wyjechaliśmy około 7:30. Za dużo straciliśmy czasu na pierdoły, typu zakładanie mokrych, zimnych ubrań rozgrzane ciało. Nie było sensu zakładać suchego zestawu skoro prognozy krzyczały o deszczu.
Prognozy myliły się... nie padało... a ubrania wyschły po godzinie jazdy.. szczęście w nieszczęściu :P
Rower przywitał mnie lekkim bólem Achillesa co nie było dobrą perspektywą ale nie było sensu się martwić na zapas i po jakimś czasie nogę rozruszałem. Dupa boli od początku ale akceptowalnie, dłonie w porządku.
Dzień zacząłem w suchej bieliźnie termicznej od sąsiada, mokrej bluzce, mokrych nogawkach, spodenkach i skarpetkach... o butach nie wspomnę :P
Do przejechania mamy 8km więcej niż w planie, ponieważ nocleg wyszedł wcześniej niż założyliśmy, wyjechaliśmy z 30 min. opóźnieniem, więc mamy trochę więcej km do zjechania a mniej czasu niż wg planu. Duży plus, że jak się uda zrealizować, będziemy mieli 11h na nocleg, więc nawet jeśli się spóźnimy 2h to zostanie 9h na spanie. Powinno się udać.
W Narewce (PK 7) na śniadanie chałka na początku i jakieś picie. Przed nami 100km do Siemiatycz pod wiatr. Nie jest lekko.
Droga odkryta, prosta jak strzała więc wiatr przeszkadzał solidnie. Tempo słabe ale trzymała mnie tylko myśl że od Siemiatycz będzie lżej.
W Siemiatyczach (PK 8 12:35) biedronka, spore kolejki więc znowu strata czasu, Jarek poszedł na pizzę i wyszło mu na to samo...
Przebrałem się, słoneczko wyszło więc skarpety wodoodporne poszły na rogi kierownicy do suszenia i wyciągnęliśmy ubrania na wierzch żeby je wiatr owiewał.
Za godzinę czekał nas znowu deszcz ale zjechaliśmy z ruchliwej drogi, zmieniliśmy kierunek jazdy więc zrobiło się siłą rzeczy przyjemniej oraz wzrosło tempo. Chwilę popadało ale na tyle lekko że wiatrówka starczyła, później przerwa w deszczu i tak kilka rundek. Nic strasznego w porównaniu z dniem wczorajszym. Głupi ma szczęście bo okazało się że akurat przejechaliśmy pomiędzy dwiema burzami i jedynie widzieliśmy wyładowania po obu stronach drogi oczywiście w jakiejś odległości.
Pozostałości napotkaliśmy w postaci ociekających ulic w mijanych wioskach. Dosłownie strugi wody.
Dojeżdżamy do Terespola (PK 9 16:10)
Zajeżdżamy do knajpy gdzie zjadam żurkopodobnmą zupę, była smaczna a może byłem po prostu głodny i posmakowało mi coś innego niż słodkie napoje...
Na razie nawet zgodnie z planem. Boli mnie dupa i to cholernie mocno a i zaczęły się dolegliwości w stopach.
Gadać się nie chce więc z nudów liczę czas. Na razie wychodzi, że jeśli nie pojawią się losowe przygody, to do Komańczy powinniśmy zdążyć z planem. To by był sukces.
Widzę, że Paweł ma wątpliwości czy dobrze zrobił jadąc ze mną. Widzę że jest mu zbyt wolno i obawiam się tego że może mnie zostawić. Na szczęście dla mnie, mniej dla niego, zaczyna odczuwać dolegliwości kolanowe i na razie nie szarpie do przodu. Co będzie później - czas pokaże.
W Terespolu mały postój na smarowanie dupy i toczymy się dalej. Czasem ktoś się dołącza, odłącza itd. byle do przodu.
We Włodawie ma być Marcin z serwisem rowerowym więc można by było skorzystać ale jak dojechaliśmy na miejsce o 19:30 nikogo już nie było. Samopoczucie się poprawiło, być może dlatego, że nie pada, a pogoda robi dużo na takich dystansach.
Przed nami nocka i szczerze mówiąc nie wiem co nas czeka, ponieważ będzie to mój pierwszy raz kiedy będę miał okazję tak długo kręcić.
Do Zosina 160 km i w tym osławione mega chamskie asfalty.
Jedziemy spokojnie, dołącza do nas Rysiek Herz na chwilę potem odjeżdża do przodu, później łapiemy jednego kolegę któremu szlag trafił oświetlenie czołowe (jedyne jakie miał na przód (!!)) więc dociągnęliśmy go do miejscowości gdzie miał nocleg i tam go zostawiliśmy.
Wreszcie Zosin, skończyły się dziury, ostatnie 10km przed miastem to prawdziwy Dzierzgoń przez duże D...
Mały postój w Zosinie na smarowanie tyłka i jedziemy na Hrubieszów gdzie mieliśmy w planie kawkę na Orlenie.
Napisałem mieliśmy, gdyż Jarek mądra głowa (a my razem z nim że się na to zgodziliśmy) przy pomocy żony znalazł jakąś restaurację 20km za Hrubieszowem i stwierdził że jedziemy tam na zupę.
Restauracja okazała się hotelem, zamkniętym na noc. Pani która nam otworzyła była zaspana i zła, zrobiła nam herbatę i pogoniła... Na koniec wyszła z psem chyba po to żeby nas przestraszyć :P
Poziom mojego wkurwienia osiągnął apogeum... Byłem tak wściekły, że z nerwów trzęsły mi się ręce... Byłem zły na Jarka nie za to że się pomylił ale za to że nawet nie miał jaj żeby powiedzieć 'przepraszam panowie'.
Jest niecałe 10 stopni ale wkurw pomógł przynajmniej na spanie. Powieka przestała opadać. Nie było sensu wracać i nadrabiać 30km więc zdecydowaliśmy się jechać dalej. Zupa poszła w zapomnienie i musiałem doczłapać się do następnej miejscowości ze stacja benzynową.
Nerw złapał nie tylko mnie ale i Pawła co w efekcie spowodowało, że zostawiliśmy Jarka na pierwszych hopkach i dalej pojechaliśmy sami. Hopki były niezłe, kilka nas wymęczyło, a na koniec muszę przyznać że mnie odcięło z powodu głodu. Paweł poczęstował mnie batonem co bardzo pomogło i dokręciliśmy do Tomaszowa na stację, gdzie wypiłem kawę i zjadłem hot doga.
Za Tomaszowem kilka hopek na ruchliwej krajówce, tym razem bardziej długich niż stromych i zjazd do Cieszanowa. Przed Radymnem kryzys senny dopadł nas obu. Postanowiliśmy wiec przymknąć oko na 15 minut na przystanku w wiosce, co bardzo pomogło i przynajmniej na jakiś czas zapomnieliśmy o senności.
Jedzie się trochę lepiej więc po drodze debatujemy z Pawłem co robimy dalej, bo Komańcza oddala się, a jakoś trzeba zorganizować nocleg.
Dojeżdżamy do Przemyśla... przed miastem siadamy w barze na jedzenie i Paweł w tym czasie organizuje nocleg w miejscowości przed Komańczą.
Nie jest fajnie...
Na dodatek jak się podnosiłem od stołu poczułem kłucie w kolanie i już od tego momentu jadę z bólem.
Pierwsze hopki przed Przemyślem jeszcze jadę, w samym mieście jedną nogą a za miastem w stronę Ustrzyk wołam do Pawła że rezygnuję...
No cóż...
Wnioski są, ale nie będę o nich pisał.
Nadal mam nerwa mimo że minęło kilka miesięcy...
Jestem trochę zły na siebie za to, że nie dojechałem to raz i za to, że przytrzymałem Pawła, być może bez mojej osoby by to przejechał... nie wiem.
Wiem natomiast jedno - mam 4 lata na to by się przygotować na poprawkę. Sporo a zarazem mało czasu.
Trzeba zgubić kilogramy i popracować nad wydolnością.
Jest co robić.
Na pewno może być tylko lepiej!
+44 gminy:
Hajnówka, Hajnówka teren wiejski, Dubicze Cerkiewne, Kleszczele, Milejczyce, Nurzec Stacja, Siemiatycze, Siemiatycze teren wiejski, Sarnaki, Konstantynów, Janów Podlaski, Rokitno, Terespol, Terespol teren wiejski, Kodeń, Sławatycze, Hanna, Włodawa, Włodawa teren wiejski, Wola Uhruska, Ruda Huta, Dorohusk, Dubienka, Horodło, Oleszyce, Wielkie Oczy, Laszki, Radymno, Radymno teren wiejski, Orły, Żurawica, Przemyśl, Przemyśl teren wiejski
670.95 km
29:26 h
Prędkość śr.: 22.80 km/h
Prędk. max.: 68.00 km/h
W górę: 2602 m
CAD avg:
HR avg:
Temp.:15.0 °C
Kal.: 9999 kcal
Rower: Orzełek
MRDP część 1
Sobota, 19 sierpnia 2017 · dodano: 03.01.2018 | Komentarze 2
No tak... Odkładałem to i odkładałem ale kiedyś trzeba to opisać :)MRDP. Główna impreza, trudna impreza, chyba najtrudniejsza w Polsce (na razie bynajmniej). Decyzja o starcie przyszła późno - mniej niż rok przed rajdem. Czy się przygotowywałem?
Sprzętowo - na 100%
Zdrowotnie - mocniej niż zazwyczaj ale nic na siłę.
Czy byłem przygotowany? Myślę, że wydolnościowo tak, ale szczerze mówiąc nie wiem jakby się potoczyło dalej gdyby nie awaria kolana na drugim etapie.
Ale od początku.
Miałem jechać z Pawłem i z Pawłem też poczyniliśmy wszelkie przygotowania. Taktykę noclegów opracowywaliśmy wspólnie, tak aby w pełni wykorzystać limit czasowy i jednocześnie mieć czas na spokojne tempo i noclegi.
Spanie zorganizowane było na 2 noc i 4 noc. Potem w planie był brak planu, czyli gdzie dojedziemy tam szukamy. Paweł dodatkowo opracował pełen komplet informacji dotyczący sklepów, serwisów rowerowych oraz stacji benzynowych po trasie.
Mieliśmy niby wszystko dopięte, niby wszystko wskazywało na to, że jest to do zrobienia, jednak życie pokazało, że nic nie jest kolorowe w realu jak na kartce papieru.
Dzień przed startem Paweł przyjechał do mnie do Rumi, wyspaliśmy się i ruszyliśmy do Rozewia skąd miał się odbyć start grupowy około 12. Przyjechaliśmy tam wcześniej, załatwiliśmy kwestie formalne, pogadaliśmy ze znajomymi i udaliśmy się pod latarnię.
Pogaduchy, przemowa Daniela, zdjęcie grupowe (stałem z boku więc nie wiem czy się załapałem :P) i ruszyliśmy z 10 minutowym opóźnieniem. Tak, niewielkie opóźnienie ale jak masz wyliczone przerwy co do km i do minuty to wszystko ma znaczenie.
Na 16 mieliśmy dotrzeć do Mikoszewa, skorzystać z promu aby dostać się na drugą stronę Wisły i tam miał być już start ostry.
Przed nami 90 km przez całe Trójmiasto w godzinach szczytu... Wiedziałem co nas czeka a czekała nas masakra.
Od razu tempo narzucone całkiem żwawe, pierwsze km po bruku do Władka, potem już szosa. Do Redy w grupie, całkiem mocne tempo mimo że było pod wiatr. Przed Redą zaczął się korek i skończył się dopiero w Gdyni przy obwodnicy.
Do tego miejsca jazda szarpana, mocne starty spod świateł, hamowanie, slalomu między samochodami, przeskakiwanie z ulicy na DDRy i z powrotem. No nie był to komfortowy odcinek.
Dalej przez Sopot (gdzie zatrzymał nas rowerowy patrol policji) oraz Gdańsk równie słabo.
Szczerze mówiąc jak dojechaliśmy na prom - byłem zmęczony.
SP 1 zaliczony o chwilę przed 16:00
Przebyliśmy Wisłę promem przy czym okazało się że nie wszyscy dotarli na 16 i Daniel zdecydował, że czekamy na całą ekipę. Efekt - ostry start po 16:30 czyli kolejne 30 minut w plecy :/
Plus był taki że 30 minut poleżeliśmy na trawie :)
W międzyczasie dowiedzieliśmy się że dołączy do nas Jarek, więc okazało się że będziemy toczyć się we trójkę. Ponadto Gosia dała cynk, że w Ełku szaleje burza... Słaba perspektywa na następny dzień.
Ruszyliśmy w końcu w trasę. Grupy się porozjeżdżały, soliści jechali swoje, a my jak zwykle również swoje, Paweł stale popędzał aby jechać szybciej choć ja uważałem że 26 to jest zbyt szybko na nasze możliwości a potrzeby aż takiej nie było.
Nie ma sensu opisywać przejazdu przez Żuławy, wiaterek pomagał, szybkie zakupy w Stegnie żeby napełnić bidony, Paweł trochę narzekał na dolegliwości żołądkowe ale jakoś jechał i tym sposobem dotarliśmy do pierwszych pagórków przed Tolkmickiem. Trzy podjazdy... okazało się, że całkiem nie małe a środkowy nawet zmęczył. Spociłem się jak smok.
Górki były na tyle mocne że na zjeździe prędkość bez dokręcania wyniosła 68km/h :) Trzecią górkę pokonałem już w swoim tempie, Paweł wypuścił się do przodu a ja dygałem swoje. Dzięki temu na szczycie nie miałem zadyszki a byłem niewiele z tyłu.
Za Fromborkiem uspokoił się ruch, zrobiło się już ciemno, tempo spadło ale nadal jechaliśmy zgodnie z założeniami. Po drodze mijaliśmy się kilka razy z Mareckim a przed Braniewem dołączył do nas Jarek Krydziński. Od tego momentu jechaliśmy wspólnie.
W Braniewie zakupy w biedrze. Zakupy na zapas bo miały starczyć na jakieś 200km aż do Gołdapi. Długi odcinek po zadupiach i to na dodatek w nocy więc były marne szanse na jakiekolwiek zakupy po drodze.
W biedrze dodatkowo ubrałem długi rękaw na górę i buff na głowę oraz odpaliliśmy latarki. Jasno jak w dzień się zrobiło.
SP 2 w Gronowie (około 21:05) przy samej granicy gdzie też zjeżdżamy na gówniane drogi. Do tej pory wszystko gra.
Pierwsza nocka przed nami. Jest w miarę ciepło ale dopadł mnie jakiś kryzys. Paweł z Jarkiem jadą i trajkoczą jak przekupki i chyba dzięki temu zaczęli jechać szybciej. Mi natomiast jakby odjęło trochę sił. Musiałem ich podganiać, a dziurawe drogi przed Bartoszycami nie pomagały.
Z pomocą przyszedł Spotify i rockowa muzyczka, w sumie Metallica głównie.
W Bartoszycach znaleźliśmy nocny sklep, zjadłem bułę i popiłem kawą z buteleczki, od razu lepiej się zaczęło jechać. Byłem nawet w stanie wyskoczyć do przodu nieświadomie i podbić delikatnie tempo.
Do PK3 w Sępopolu (chwilę po 1:00) droga masakra, dziura na dziurze. Dopiero za Korszami deczko lepiej ale też bez szału, a w międzyczasie dołączają do nas dwie osoby (nie pamiętam kto - sorki!)
Zaczęły się Mazury garbate, parę hopek a od Bań do Gołdapi sukcesywnie pod górkę. Długo i namiętnie. W Gołdapi (SP 4 przed 7:00) okazało się, że Jarek został mocno z tyłu więc uspokoiliśmy tempo aby dać się dogonić. Widać było, że po części odstaje zdrowotnie a po części przesadził z rozstawem zębatek na korbie przez co spadał mu łańcuch.
W Gołdapi odbijamy na Orlena, gdzie spijam kawkę, uzupełniam bidony i zakładam wiatrówkę oraz rękawiczki. Jest bardzo wilgotno, na tyle wilgotno że muszę jechać bez okularów, gdyż strasznie parują i tracę mocno na widoczności.
Zaczyna świtać, przed nami trasa znana z Pierścienia 1000 Jezior w kierunku Sejn. Kilka hopek na początku, przed Żytkiejmami kilka większych góreczek no i oczywiście podjazd pod wiatraki w Wiżajnach na koniec.
Jechaliśmy w czwórkę, tempem takim sobie, ale widziałem że i ja i Paweł odżyliśmy, wcześniej złapał jakiegoś małego doła psychicznego. Jak tylko zaczął mi odchodzić na góreczkach wiedziałem że z nim już lepiej :) To dobrze :)
Do tej pory lecimy na żyletki względem planu ale nadal się w nim mieścimy. To co nadrobimy w drodze, tracimy na zbyt długich przerwach, po części związanych z faktem, iż nie jedziemy sami. Grupa jednak delikatnie zwalnia na pauzach.
Paweł stale monitoruje opady i niestety prognozy nie są fajne. Zaraz zacznie padać i będzie padało przez najbliższe 10-12h, czyli do pierwszego noclegu. Co więcej jest duża szansa że od rana zaczniemy jazdę również w deszczu... fuck...
Na górze w Wiżajnach zaczyna kropić, robimy postój i ubieramy się, a ja na rozkaz (:P) Pawła zakładam moje nowe skarpetki wodoodporne.
Ruszyliśmy do przodu z Pawłem ponieważ grupka się opóźniała, zjazd do Rutki, ścianka od ronda, wszystko jakoś weszło. Na szczycie Paweł zatrzymał się żeby ubrać deszczówkę, a ja powoli się toczyłem dalej. Miałem wrażenie że Paweł albo spotkał grupkę i mnie nie gonił, albo mu się po prostu nie chciało.
W każdym razie 30km pokonałem solo w swoim tempie.
Od 446km pada, jest 10:00 rano i ma padać do wieczora... hehe grubo się zapowiada :)
Zbliżam się do Sejn, plan się powoli wali, więc nie zapierniczamy, a dodatkowo Gosia dała cynk że za Sejnami czeka z naleśnikami :) Co prawda nie jestem głodny ale jak będą to zjem i Coli się napiję.
Do Gosi dojeżdżamy oczywiście już przemoczeni, usiadłem w wiacie i chęci odeszły. Naleśnika zjadłem na siłę popiłem kubkiem coli i już Paweł poganiał do wyjazdu.
Ruszyliśmy do Krynek, początek dziurawy ale jak już wpadliśmy na nową drogę wzdłuż granicy, zaczęło się przyjemnie i gładko pod kołami.
Droga znajoma ale tym razem w ulewnym deszczu. Nie było miło pod tym względem. Na chwilkę zatrzymaliśmy się w sklepie w Kuźnicy, więc po zjedzeniu kiełbachy ubrałem nogawki i na totalnie mokrą górę założyłem przeciwdeszczówkę.
Mokry byłem nadal ale przynajmniej zrobiło się cieplej.
Deszcz niemalże ciągły... masakra.
W Krynkach odbiliśmy w bok, wiaterek w plecy, deszcz z góry i woda dołu. W Kruszynianach zobaczyłem osławiony meczet oraz Paweł pokazał mi knajpę serwującą tatarskie żarcie, podobno bardzo dobre.
Następny etap - 4km po szutrówce, która podobno kiedyś była całkiem przyjemna. Jak nią jechaliśmy była to miękka, podmokła, błotnista tarka...
Do właśnie tego momentu miałem w miarę czysty napęd, a po tym odcinku miałem wrażenie że wszystko mi trzeszczy. Co się nakląłem na tym odcinku to moje. Średnia z tego kawałka to chyba 15 km/h.
Zimno, mokro, ciemno i wkurw...
Wjechaliśmy na szosę, pada ciągle, nadal zimno a do bazy jakieś 30km. Niby jechaliśmy ale kilometry uciekały jakby w zwolnionym tempie. Siły były ale psychicznie było słabo a na dodatek zaczął morzyć sen...
Na nocleg w Bondarach dojechaliśmy kilka minut po 22:00.
Dłonie pomarszczone, przemoczony (1L wody wewnątrz skarpetek), zmarźnięty.
Właściciel nie pozwolił na skorzystanie z kotłowni w celu wysuszenia ubrań, ale za to miał dla nas piwko i przygotowany makaron z mięsem.
Wykąpałem się, przebrałem w suche ubrania, zjadłem trochę, wypiłem piwko i poszedłem spać.
Pierwszy etap za nami. Sporo kilometrów, słabe warunki pogodowe, ale udało się zrobić praktycznie zgodnie z założeniami.
Nie było ciepło więc ze stopami w miarę ok, najgorzej tyłek, plecy i dłonie... Takie uroki :P
Zobaczymy co będzie rano.
+14 gmin:
Tolkmicko, Frombork, Braniewo, Braniewo teren wiejski, Lelkowo, Górowo Iławieckie, Górowo Iławieckie teren wiejski, Bartoszyce, Bartoszyce teren wiejski, Sępopol, Korsze, Barciany, Gródek, Michałowo, Narewka
289.64 km
11:27 h
Prędkość śr.: 25.30 km/h
Prędk. max.: 45.00 km/h
W górę: 1015 m
CAD avg:
HR avg:
Temp.:12.0 °C
Kal.: 9315 kcal
Rower: Orzełek
'Nocny kwiatek' dookoła Ełku
Sobota, 12 sierpnia 2017 · dodano: 11.11.2017 | Komentarze 0
Ostatni trening przed MRDP.Nie było pewnej pogody więc Paweł zaproponował abyśmy przejechali jego 'Kwiatuszka' po okolicach Ełku.
Kwiatek polegał na tym że robimy małe pętle z każdej strony miasta, nie oddalając się od niego dalej niż na 30 km, tak aby w razie czego móc łatwo wrócić, oraz aby jechać 'na lekko'.
Tak tez zrobiliśmy.
Całkiem przyjemnie się kręciło, w nocy w oddali błyskało, ale portale burzowe pokazywały burze odległe o prawie 100km więc nie wiem czy to możliwe ale chyba je właśnie z takiej odległości widzieliśmy.
W sumie pogoda dopisała, trasa przejechana, bez żadnych problemów.
W domu byliśmy rano, 2h drzemki i tyle :)
Być może coś się działo ale miało to miejsce 3 miesiące temu i mogę już nie pamiętać :P
47.45 km
01:55 h
Prędkość śr.: 24.76 km/h
Prędk. max.: 50.00 km/h
W górę: 167 m
CAD avg:
HR avg:
Temp.:20.0 °C
Kal.: 2360 kcal
Rower: Orzełek
Spokojnie z Pawłem i Gosią :)
Środa, 9 sierpnia 2017 · dodano: 09.08.2017 | Komentarze 0
Miła przejażdżka w doborowym towarzystwie.
51.96 km
01:59 h
Prędkość śr.: 26.20 km/h
Prędk. max.: 39.00 km/h
W górę: 143 m
CAD avg:
HR avg:
Temp.:20.0 °C
Kal.: 2528 kcal
Rower: Orzełek
Standardowo Selmęt z Pawłem
Wtorek, 8 sierpnia 2017 · dodano: 09.08.2017 | Komentarze 0
Standardowo na początek pobytu w Ełku pętla dookoła Selmętu, niezmiennie fajna trasa powiększona delikatnie o Chełchy.Spokojnie z Pawłem na pogaduchach :)
55.92 km
02:03 h
Prędkość śr.: 27.28 km/h
Prędk. max.: 41.00 km/h
W górę: 255 m
CAD avg:
HR avg:
Temp.:20.0 °C
Kal.: 2995 kcal
Rower: Orzełek
Po rodzinkę na biwak i po kilka gmin
Niedziela, 6 sierpnia 2017 · dodano: 07.08.2017 | Komentarze 0
Sobota - 16h latania z aparatem, niecałe 4h snu i już siedzę w pociągu z rowerem i jadę po rodzinkę na obozowisko.Postanowiłem skorzystać z okazji, że namiot stoi w gminie, której jeszcze nie zaliczyłem i ją 'odhaczyć', a przy okazji kilka innych.
Traska mikro ale jak się nie ma tego co się lubi to się jeździ ile się może.
Mega fajne tereny, bardzo przypominają nasze piękne Mazury, jedynie tam gdzie jechałem było mniej lasów. Jeziora za to malownicze.
O asfaltach się nie wypowiadam, jechałem bez sprawdzenia i trafiłem kilka km a'la Dzierzgoń (Paweł wie o co chodzi :P )
Po przyjechaniu, pakowanie namiotu przy wichurze, oraz prawie 4h w samochodzie w drodze do domu.
Następnie, przepakowanie, spanko i znowu do auta w drodze do Ełku. Tam mam nadzieję coś pokręcę...
+ 5 gmin:
Świdwin miasto, Świdwin teren wiejski, Brzeżno, Ostrowice, Złocieniec
28.59 km
00:54 h
Prędkość śr.: 31.77 km/h
Prędk. max.: 40.00 km/h
W górę: 47 m
CAD avg:
HR avg:
Temp.:20.0 °C
Kal.: 1330 kcal
Rower: Orzełek
Na szybko
Piątek, 4 sierpnia 2017 · dodano: 07.08.2017 | Komentarze 0
Po kilku dniach pod namiotem z dziećmi gdzie jedynym ruchem było krótkie pływanie w jeziorze, zabawa z dziećmi, rozpalanie grilla, konsumowanie karkówki i podlewanie jej piwkiem lub drinkiem, musiałem się przejechać.Skoro już wróciłem do Rumi (przymus pracy) to postanowiłem się zmęczyć. Niestety mało czasu, bo rano o 6 pobudka na zdjęcia, ale na godzinę starczyło.
Krótka jazda, jak na mnie szybka :P, zaledwie do Rewy i nazat ale poczułem w łydkach. Byłoby szybciej ale się rozdmuchało na koniec i to w ryjek więc hamulec był skuteczny.
Poczułem też nadmiar piwka w ostatnich dniach :P