Info

avatar Hej!
Witam na moim blogu rowerowym :) Zostawilem z tyłu w
sumie: 53796.12 km
offroad: 2520.45 km
średnia: 23.21 km/h i jeszcze jestem za cienki aby smigac szybciej ;)
Pozdrawiam mxdanish
Wiecej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Odwiedzone regiony

Statystyki

Pogoda w Rumi

Ostatnie zdjęcia

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
670.95 km 29:26 h
Prędkość śr.: 22.80 km/h
Prędk. max.: 68.00 km/h
W górę: 2602 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:15.0 °C Kal.: 9999 kcal
Rower: Orzełek
Wspólnie z:

MRDP część 1

Sobota, 19 sierpnia 2017 · dodano: 03.01.2018 | Komentarze 2

No tak... Odkładałem to i odkładałem ale kiedyś trzeba to opisać :)

MRDP. Główna impreza, trudna impreza, chyba najtrudniejsza w Polsce (na razie bynajmniej). Decyzja o starcie przyszła późno - mniej niż rok przed rajdem. Czy się przygotowywałem?
Sprzętowo - na 100%
Zdrowotnie - mocniej niż zazwyczaj ale nic na siłę.
Czy byłem przygotowany? Myślę, że wydolnościowo tak, ale szczerze mówiąc nie wiem jakby się potoczyło dalej gdyby nie awaria kolana na drugim etapie.
Ale od początku.

Miałem jechać z Pawłem i z Pawłem też poczyniliśmy wszelkie przygotowania. Taktykę noclegów opracowywaliśmy wspólnie, tak aby w pełni wykorzystać limit czasowy i jednocześnie mieć czas na spokojne tempo i noclegi.
Spanie zorganizowane było na 2 noc i 4 noc. Potem w planie był brak planu, czyli gdzie dojedziemy tam szukamy. Paweł dodatkowo opracował pełen komplet informacji dotyczący sklepów, serwisów rowerowych oraz stacji benzynowych po trasie.
Mieliśmy niby wszystko dopięte, niby wszystko wskazywało na to, że jest to do zrobienia, jednak życie pokazało, że nic nie jest kolorowe w realu jak na kartce papieru.

Dzień przed startem Paweł przyjechał do mnie do Rumi, wyspaliśmy się i ruszyliśmy do Rozewia skąd miał się odbyć start grupowy około 12. Przyjechaliśmy tam wcześniej, załatwiliśmy kwestie formalne, pogadaliśmy ze znajomymi i udaliśmy się pod latarnię.
Pogaduchy, przemowa Daniela, zdjęcie grupowe (stałem z boku więc nie wiem czy się załapałem :P) i ruszyliśmy z 10 minutowym opóźnieniem. Tak, niewielkie opóźnienie ale jak masz wyliczone przerwy co do km i do minuty to wszystko ma znaczenie.
Na 16 mieliśmy dotrzeć do Mikoszewa, skorzystać z promu aby dostać się na drugą stronę Wisły i tam miał być już start ostry.
Przed nami 90 km przez całe Trójmiasto w godzinach szczytu... Wiedziałem co nas czeka a czekała nas masakra.

Od razu tempo narzucone całkiem żwawe, pierwsze km po bruku do Władka, potem już szosa. Do Redy w grupie, całkiem mocne tempo mimo że było pod wiatr. Przed Redą zaczął się korek i skończył się dopiero w Gdyni przy obwodnicy.
Do tego miejsca jazda szarpana, mocne starty spod świateł, hamowanie, slalomu między samochodami, przeskakiwanie z ulicy na DDRy i z powrotem. No nie był to komfortowy odcinek.
Dalej przez Sopot (gdzie zatrzymał nas rowerowy patrol policji) oraz Gdańsk równie słabo.
Szczerze mówiąc jak dojechaliśmy na prom - byłem zmęczony.

SP 1 zaliczony o chwilę przed 16:00

Przebyliśmy Wisłę promem przy czym okazało się że nie wszyscy dotarli na 16 i Daniel zdecydował, że czekamy na całą ekipę. Efekt - ostry start po 16:30 czyli kolejne 30 minut w plecy :/
Plus był taki że 30 minut poleżeliśmy na trawie :)

W międzyczasie dowiedzieliśmy się że dołączy do nas Jarek, więc okazało się że będziemy toczyć się we trójkę. Ponadto Gosia dała cynk, że w Ełku szaleje burza... Słaba perspektywa na następny dzień.

Ruszyliśmy w końcu w trasę. Grupy się porozjeżdżały, soliści jechali swoje, a my jak zwykle również swoje, Paweł stale popędzał aby jechać szybciej choć ja uważałem że 26 to jest zbyt szybko na nasze możliwości a potrzeby aż takiej nie było.
Nie ma sensu opisywać przejazdu przez Żuławy, wiaterek pomagał, szybkie zakupy w Stegnie żeby napełnić bidony, Paweł trochę narzekał na dolegliwości żołądkowe ale jakoś jechał i tym sposobem dotarliśmy do pierwszych pagórków przed Tolkmickiem. Trzy podjazdy... okazało się, że całkiem nie małe a środkowy nawet zmęczył. Spociłem się jak smok.
Górki były na tyle mocne że na zjeździe prędkość bez dokręcania wyniosła 68km/h :) Trzecią górkę pokonałem już w swoim tempie, Paweł wypuścił się do przodu a ja dygałem swoje. Dzięki temu na szczycie nie miałem zadyszki a byłem niewiele z tyłu.

Za Fromborkiem uspokoił się ruch, zrobiło się już ciemno, tempo spadło ale nadal jechaliśmy zgodnie z założeniami. Po drodze mijaliśmy się kilka razy z Mareckim a przed Braniewem dołączył do nas Jarek Krydziński. Od tego momentu jechaliśmy wspólnie.
W Braniewie zakupy w biedrze. Zakupy na zapas bo miały starczyć na jakieś 200km aż do Gołdapi. Długi odcinek po zadupiach i to na dodatek w nocy więc były marne szanse na jakiekolwiek zakupy po drodze.
W biedrze dodatkowo ubrałem długi rękaw na górę i buff na głowę oraz odpaliliśmy latarki. Jasno jak w dzień się zrobiło.

SP 2 w Gronowie (około 21:05) przy samej granicy gdzie też zjeżdżamy na gówniane drogi. Do tej pory wszystko gra.
Pierwsza nocka przed nami. Jest w miarę ciepło ale dopadł mnie jakiś kryzys. Paweł z Jarkiem jadą i trajkoczą jak przekupki i chyba dzięki temu zaczęli jechać szybciej. Mi natomiast jakby odjęło trochę sił. Musiałem ich podganiać, a dziurawe drogi przed Bartoszycami nie pomagały.
Z pomocą przyszedł Spotify i rockowa muzyczka, w sumie Metallica głównie.
W Bartoszycach znaleźliśmy nocny sklep, zjadłem bułę i popiłem kawą z buteleczki, od razu lepiej się zaczęło jechać. Byłem nawet w stanie wyskoczyć do przodu nieświadomie i podbić delikatnie tempo.
Do PK3 w Sępopolu (chwilę po 1:00) droga masakra, dziura na dziurze. Dopiero za Korszami deczko lepiej ale też bez szału, a w międzyczasie dołączają do nas dwie osoby (nie pamiętam kto - sorki!)

Zaczęły się Mazury garbate, parę hopek a od Bań do Gołdapi sukcesywnie pod górkę. Długo i namiętnie. W Gołdapi (SP 4 przed 7:00) okazało się, że Jarek został mocno z tyłu więc uspokoiliśmy tempo aby dać się dogonić. Widać było, że po części odstaje zdrowotnie a po części przesadził z rozstawem zębatek na korbie przez co spadał mu łańcuch.
W Gołdapi odbijamy na Orlena, gdzie spijam kawkę, uzupełniam bidony i zakładam wiatrówkę oraz rękawiczki. Jest bardzo wilgotno, na tyle wilgotno że muszę jechać bez okularów, gdyż strasznie parują i tracę mocno na widoczności.
Zaczyna świtać, przed nami trasa znana z Pierścienia 1000 Jezior w kierunku Sejn. Kilka hopek na początku, przed Żytkiejmami kilka większych góreczek no i oczywiście podjazd pod wiatraki w Wiżajnach na koniec.
Jechaliśmy w czwórkę, tempem takim sobie, ale widziałem że i ja i Paweł odżyliśmy, wcześniej złapał jakiegoś małego doła psychicznego. Jak tylko zaczął mi odchodzić na góreczkach wiedziałem że z nim już lepiej :) To dobrze :)

Do tej pory lecimy na żyletki względem planu ale nadal się w nim mieścimy. To co nadrobimy w drodze, tracimy na zbyt długich przerwach, po części związanych z faktem, iż nie jedziemy sami. Grupa jednak delikatnie zwalnia na pauzach.
Paweł stale monitoruje opady i niestety prognozy nie są fajne. Zaraz zacznie padać i będzie padało przez najbliższe 10-12h, czyli do pierwszego noclegu. Co więcej jest duża szansa że od rana zaczniemy jazdę również w deszczu... fuck...

Na górze w Wiżajnach zaczyna kropić, robimy postój i ubieramy się, a ja na rozkaz (:P) Pawła zakładam moje nowe skarpetki wodoodporne.
Ruszyliśmy do przodu z Pawłem ponieważ grupka się opóźniała, zjazd do Rutki, ścianka od ronda, wszystko jakoś weszło. Na szczycie Paweł zatrzymał się żeby ubrać deszczówkę, a ja powoli się toczyłem dalej. Miałem wrażenie że Paweł albo spotkał grupkę i mnie nie gonił, albo mu się po prostu nie chciało.
W każdym razie 30km pokonałem solo w swoim tempie.

Od 446km pada, jest 10:00 rano i ma padać do wieczora... hehe grubo się zapowiada :)

Zbliżam się do Sejn, plan się powoli wali, więc nie zapierniczamy, a dodatkowo Gosia dała cynk że za Sejnami czeka z naleśnikami :) Co prawda nie jestem głodny ale jak będą to zjem i Coli się napiję.
Do Gosi dojeżdżamy oczywiście już przemoczeni, usiadłem w wiacie i chęci odeszły. Naleśnika zjadłem na siłę popiłem kubkiem coli i już Paweł poganiał do wyjazdu.

Ruszyliśmy do Krynek, początek dziurawy ale jak już wpadliśmy na nową drogę wzdłuż granicy, zaczęło się przyjemnie i gładko pod kołami.
Droga znajoma ale tym razem w ulewnym deszczu. Nie było miło pod tym względem. Na chwilkę zatrzymaliśmy się w sklepie w Kuźnicy, więc po zjedzeniu kiełbachy ubrałem nogawki i na totalnie mokrą górę założyłem przeciwdeszczówkę.
Mokry byłem nadal ale przynajmniej zrobiło się cieplej.

Deszcz niemalże ciągły... masakra.

W Krynkach odbiliśmy w bok, wiaterek w plecy, deszcz z góry i woda dołu. W Kruszynianach zobaczyłem osławiony meczet oraz Paweł pokazał mi knajpę serwującą tatarskie żarcie, podobno bardzo dobre.

Następny etap - 4km po szutrówce, która podobno kiedyś była całkiem przyjemna. Jak nią jechaliśmy była to miękka, podmokła, błotnista tarka...
Do właśnie tego momentu miałem w miarę czysty napęd, a po tym odcinku miałem wrażenie że wszystko mi trzeszczy. Co się nakląłem na tym odcinku to moje. Średnia z tego kawałka to chyba 15 km/h.
Zimno, mokro, ciemno i wkurw...

Wjechaliśmy na szosę, pada ciągle, nadal zimno a do bazy jakieś 30km. Niby jechaliśmy ale kilometry uciekały jakby w zwolnionym tempie. Siły były ale psychicznie było słabo a na dodatek zaczął morzyć sen...

Na nocleg w Bondarach dojechaliśmy kilka minut po 22:00.
Dłonie pomarszczone, przemoczony (1L wody wewnątrz skarpetek), zmarźnięty.
Właściciel nie pozwolił na skorzystanie z kotłowni w celu wysuszenia ubrań, ale za to miał dla nas piwko i przygotowany makaron z mięsem.
Wykąpałem się, przebrałem w suche ubrania, zjadłem trochę, wypiłem piwko i poszedłem spać.

Pierwszy etap za nami. Sporo kilometrów, słabe warunki pogodowe, ale udało się zrobić praktycznie zgodnie z założeniami.
Nie było ciepło więc ze stopami w miarę ok, najgorzej tyłek, plecy i dłonie... Takie uroki :P

Zobaczymy co będzie rano.

+14 gmin:
Tolkmicko, Frombork, Braniewo, Braniewo teren wiejski, Lelkowo, Górowo Iławieckie, Górowo Iławieckie teren wiejski, Bartoszyce, Bartoszyce teren wiejski, Sępopol, Korsze, Barciany, Gródek, Michałowo, Narewka




Kategoria 3. 100-?, Gminy, Imprezy


Komentarze
mxdanish
| 22:37 czwartek, 4 stycznia 2018 | linkuj :) Dziekuję za przypomnienie :)
dodoelk
| 11:50 czwartek, 4 stycznia 2018 | linkuj Przed Sejnami czekałem na Jarka, a potem Cię goniłem
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa htrza
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]