Info

avatar Hej!
Witam na moim blogu rowerowym :) Zostawilem z tyłu w
sumie: 53796.12 km
offroad: 2520.45 km
średnia: 23.21 km/h i jeszcze jestem za cienki aby smigac szybciej ;)
Pozdrawiam mxdanish
Wiecej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Odwiedzone regiony

Statystyki

Pogoda w Rumi

Ostatnie zdjęcia

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
326.44 km 14:04 h
Prędkość śr.: 23.21 km/h
Prędk. max.: 47.00 km/h
W górę: 1208 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:-3.0 °C Kal.: 9940 kcal
Rower: Orzełek
Wspólnie z:

Gdańsk - Ełk czyli po dwie gminy 'na zimno'

Piątek, 2 lutego 2018 · dodano: 05.02.2018 | Komentarze 6

Plan zimowego przejazdu, nieco dłuższego niż standardowe dojazdy do pracy i ewentualne dokręcania, siedział w głowie już dawno. Nie miałem co prawda na myśli aż tylu km w lutym ale skoro nadarzyła się okazja, grzechem było nie skorzystać.
Ferie zimowe: w szkole wolne, w pracy wolnego brak, więc zdecydowaliśmy się wywieźć dzieci do dziadków do Ełku. Żona została na pierwszy tydzień a ja miałem wracać do Rumi na kołach. Pogoda zrobiła jednak sporego psikusa i zmusiła mnie do rezygnacji z jazdy w deszczu i wietrze. To było tydzień temu.
W ten weekend z kolei miałem jechać po żonę i wspólnie wracać autem do Rumi, prognozy były zaskakująco przyjemne, więc zdecydowałem się jechać po nią do Ełku rowerem.
Temp. prognozowana około 0st.C, wiatr południowy niezbyt silny.
Trasę ułożyłem tak aby przy okazji przejazdu załatać dwie dziury gminowe powstałe w wyniku MRDP: Płoskinię oraz Pieniężno.

Dodatkowo zaryzykowałem:
- postanowiłem jechać w nowych butach (dzień wcześniej przyszła przesyłka, nigdy nie miałem ich na nogach)
- rower bez lemondki (czyste lenistwo - nie chciało mi się jej montować)
- nie znalazłem obejmy od mojej podsiodłówki więc zamiast niej założyłem jedną sakwę na przód - tak jedną, bo przy drugiej przeszkadzał zacisk hamulca
- jechałem na moim starym siodełku, którego szanowny zadek nie wspomina zbyt pozytywnie
- założyłem nowe opony touringowe 700x38, ponieważ do końca nie wiedziałem, czy przypadkiem na trasie nie spotkam śniegu

Pobudka wcześnie na pociąg SKM do Gdańska i dopiero z Gdańska miałem ruszyć rowerem. Dlaczego nie z Rumi? 40km po 3mieście to wątpliwa przyjemność oraz jakieś dodatkowe 2h jazdy.
W pociągu było chyba z 50st.C, tak nagrzane, że mimo iż się częściowo rozebrałem, dojechałem spocony. Wiedziałem, że to będzie problem jak wysiądę na zewnątrz ale co miałem zrobić... Zaraz po wyjściu z wagonu, uderzyły mnie podmuchy zimnego wilgotnego wiatru, momentalnie zmarzłem a rozgrzałem się dopiero po ponad godzinie jazdy...

Z miasta ruszyłem w kierunku starej 7-mki ale aby uniknąć manewrowania w sporym porannym ruchu nadrabiałem kilometry jadąc bocznymi drogami. Z Przejazdowa do Kiezmarka po północnej stronie, z Kiezmarka do Nowego Dworu po południowej, Z Nowego Dworu do Elbląga znowu po północnej, tworząc w ten sposób swoisty slalom gigant wzdłuż starej drogi. Nie żałuję jednak tego dodatkowego dystansu ponieważ o wiele przyjemniej się jedzie po pustych drogach i małych miejscowościach niż wśród gnających samochodów.

Cały czas zimno... picie w bukłaku w plecaku już dawno wychłodzone, głodny jeszcze nie byłem więc zrezygnowałem z wczesnych postojów i z rozpędu wpadłem do Elbląga. Tam czekały na mnie DDRy albo cokolwiek co miało przypominać DDRy. Kogoś poniosła fantazja oznaczając te dziurawe chodniki z polbruku drogą dla rowerów, albo osoba ta niezbyt lubiła rowerzystów. Wykreśliłem ten odcinek z głowy bo przez parę km miałem w niej tylko przekleństwa... Na tym nerwie ruszyłem dalej już starą 7-mką do Pasłęka, to był bardzo przyjemny odcinek, mały ruch, dobra nawierzchnia i w końcu wyszło słoneczko.

W okolicach Pasłęka minęło pierwsze 100km, trudna setka, ponieważ wbrew prognozom, wiatr okazał się nie dość że silniejszy, to wcale nie południowy, ale bardziej południowo wschodni, co oznaczało, że do tej pory jechałem głównie pod wiaterek.
W Pasłęku odbiłem na północny wschód i od razu zaczęło się jechać przyjemniej, cieplej, lżej i wreszcie pojawiły się jakieś pagórki, ta monotonia płaskich Żuław na dłuższą metę jest całkiem męcząca :)
Kierunek obrałem prosto na dwie brakujące gminy, specjalnie nie ma co o nich pisać, we wspomnianych gminach czekały mnie chamski bruk oraz ujadający i goniący pies :) Nie lubię obu i pokonałem oba. Jakoś się przetoczyłem po kamulcach, martwiąc się jedynie czy rower wytrzyma te niezbyt naturalne podskoki :)

W Pakoszach na 132 km zrobiłem pierwszy postój. Zjadłem drożdżówkę, napiłem się solidnie i... zmarzłem jak cholera...
Te 10 minut pauzy kosztowały mnie około 40 minut jazdy ze zmarźniętymi dłońmi zanim te doszły do siebie po poklepywaniu oraz rozruszaniu. A wszystko przez zimny wiatr i mgły.
Już wtedy wiedziałem, że nie będę robił wiele przerw, tylko te przymusowe.

Do Lidzbarka Warm. droga bez przeszkód, w mieście znalazłem mały sklep gdzie kupiłem płyny, snickersy oraz uprzejma Pani zagotowała mi wodę, którą wlałem do bukłaka. Przynajmniej na jakiś czas miałem ciepłe napoje na trasie :)
W międzyczasie wykonałem kilka telefonów do żony i do Pawła, który wstępnie powiedział, że na końcówce trasy do mnie dołączy i ostatnie kilometry odprowadzi do domu. Miła wiadomość, przyznam się szczerze że pokrzepiająca :)

Kolejny odcinek 50km, do Świętej Lipki cholernie trudny. Przez brak przerw i jedzenia, coraz gorzej znosiłem podjazdy a ten przed Reszlem odciął mnie zupełnie. Na miejscu szybko schrupałem zmarzniętego snickersa i na kolejną godzinę odbudowałem siły.
W Świętej Lipce telefon do Pawła, potwierdził że będzie wyjeżdżał, jedno zdjęcie z całej trasy i dalej na rower.
Od tego momentu jechałem już na oświetleniu, końcówkę trasy wytyczyłem dobrymi drogami więc jazda solo po ciemku nie sprawiła żadnego kłopotu.

Do Giżycka zupełnie nic się nie działo, w mieście około 10 minut posiedziałem na schodach, wiatr się uspokoił a między blokami było trochę cieplej, odpocząłem i z syndromem kotleta schabowego popędziłem drogą na Ełk. Właściwie to był syndrom białej kiełbasy, którą mama obiecała mi przygotować na ciepło :P

Z Pawłem i Gosią spotkałem się około 24km przed Ełkiem, także ostatnia godzina jazdy była najprzyjemniejsza i w sumie najszybciej minęła.
Dojechałem zmęczony.

W Ełku zjadłem kolację, posłuchałem rozpaczliwego łkania mamy z serii 'po co Ty to sobie robisz...', wypiłem z ojcem piwko i poszełem spać. Co dziwne zasnąłem bez problemu.

Przejazd muszę uznać za całkiem udany. Pomimo paru km bruku drogi były bardzo przyjemne, pogoda jak na luty całkiem dobra ale jednak będę następnym razem czekał na temperatury powyżej zera :P

- nowe buty się spisały rewelacyjnie, zero dolegliwości, czekam teraz na lato bo dopiero wówczas wyjdzie cała prawda. Teraz niskie temperatury mogły część niwelować
- kondycyjnie, ciężko mi się odnieść... może zbyt mocno otworzyłem rozpoczynający się sezon, może przez to że mało miałem przerw i mało jadłem, ale momentami było ciężko
- dupa zaskakująco dobrze zniosła to niewygodne siodło i coraz bardziej zaczynam doceniać komfort Brooksów
- najgorzej było z plecami... nie lubię jeździć z plecakiem ale musiałem gdzieś trzymać picie, w bidonach po kilku godzinach miałbym raczej tylko lód, dodatkowo brak lemondki i efekt bolących pleców murowany
- jechałem około 8h z muzyką, dobra opcja ale muszę poszukać lepszych słuchawek z mikrofonem
- jedna sakwa, niby nie przeszkadzała ale kierownicy puścić nie mogłem, dodatkowe wibracje itd itd. Na plus - pojemność i wodoszczelność :)

Trasa zrobiona, ochota spełniona i dwie gminy zaliczone, wrednej dziury na mapce już nie ma :)

Jedyna fotka z trasy:
+2 gminy:
Pieniężno, Płoskinia

No i mapka:




Komentarze
MARECKY
| 19:15 wtorek, 6 lutego 2018 | linkuj Nie gniewam się :-). Jestem wdzięczny za łagodny opis :-)
mxdanish
| 22:14 poniedziałek, 5 lutego 2018 | linkuj Ale przecież zamarznięte snickersy smakują najlepiej :) O termosach szczerze mówiąc nawet myślałem, ale finalnie zdecydowałem się na ekwipunek jak najbardziej zminimalizowany :) Marecky co do DDR nie gniewaj się, to po prostu moje osobiste wrażenia były :)
MARECKY
| 21:15 poniedziałek, 5 lutego 2018 | linkuj Dzięki za litość w opisie elbląskich ,,ddr'''' :-)). Lekko tutaj nie mamy. Co do trasy to jechałeś dobrze znanymi elbląskim bikerom drogami z brukowym podjazdem w Długoborze na czele. Zjazd w tej miejscowości robimy najczęściej po chodniku ;-). Co do zimowego ekwipunku polecam zakup dwóch termosów 0,7 litra(nawet w Biedronce) i będziesz miał dobre 8 godzin gorący napój. Snickersów i marsów nigdy nie kupuj zimą bo zamarzają na skałę, ani w upały bo można je wtedy pić. Ps. Moja mama mówi czasami podobnie :-)
mxdanish
| 12:14 poniedziałek, 5 lutego 2018 | linkuj Dokładnie tak jest Michał. Po każdym popijaniu wdmuchiwałem płyn z powrotem do bukłaka aby w rurce ilość zminimalizować, oraz aby wolniej się schładzał ale to walka z wiatrakami :) Przy niższej temperaturze na 300km bym się nie porwał. A przynajmniej na razie :D
wilk
| 11:44 poniedziałek, 5 lutego 2018 | linkuj Piękna traska jak na zimę. Niestety z postojami zimą słabiutko, stanie na powietrzu wychładza momentalnie, dlatego lepiej nastawiać się na coś w cieple, choć później 10-20min trzęsawki po wyjściu na zewnątrz też z reguły trzeba zaliczyć ;)). Przy takim mrozie camel jeszcze wyrabia, ale niżej to już zamarza ustnik i rurka, wtedy pozostaje tylko termos.
dodoelk
| 10:35 poniedziałek, 5 lutego 2018 | linkuj Za szybko pojechałeś ostatni kawałek, miałem nadzieję że do Wydmin dojadę :) Gratulacje, dla mnie za zimno na takie harce jeszcze.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa wiata
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]