Info
Hej!Witam na moim blogu rowerowym :) Zostawilem z tyłu w
sumie: 53796.12 km
offroad: 2520.45 km
średnia: 23.21 km/h i jeszcze jestem za cienki aby smigac szybciej ;)
Pozdrawiam mxdanish
Wiecej o mnie.
Odwiedzone regiony
Statystyki
Ostatnie zdjęcia
302.89 km
11:58 h
Prędkość śr.: 25.31 km/h
Prędk. max.: 52.00 km/h
W górę: 10000 m
CAD avg:168
HR avg:142
Temp.:24.0 °C
Kal.:20813 kcal
Rower: RIP - Giant Rincon
302km - czyli 'Pech' vs 'Ja' 3:0
Poniedziałek, 23 lipca 2012 · dodano: 24.07.2012 | Komentarze 5
Już od kilku miesięcy nastawiałem się na taką wyprawę na trasie Rumia - Ełk.Plan był taki aby przejechać 'na lajcie' trasę w jeden dzień - a wujek Google wyliczył odległość na 329 km.
Kwestia była tylko kierunku oraz daty. Okazało się że poniedziałek będzie dniem odpowiednim - pogoda miała być optymalna: nie za ciepło i lekki wiatr pomagający.
Wyjazd zaplanowałem na 4 rano. Raczej nie jestem przyzwyczajony aby kłaść się spać o 22 więc zasnąłem po 1. Krótki sen i już pobudka. Nocne śniadanie, gorąca herbata, ostatnie sprawdzenie sprzętu i spakowanego plecaka i w drogę.
Pierwszy raz przejechałem Trójmiasto na rowerze o takiej porze i muszę przyznać że bardzo mi się to spodobało :) Pusto na ulicach, wiec ścieżki rowerowe nawet mnie nie powąchały :P Już po 90 minutach byłem w Gdańsku, gdy nagle zaczęło mi zadkiem dziwnie wozić na boki i tu niespodzianka - guma po raz pierwszy.
Co zrobić, trzeba zmieniać dętkę. Pomyślałem, iż dobrze że wziąłem dwie zapasowe skoro pierwsza poszła już na samym początku.
Niestety zeszło mi ponad 20 minut na zmianie przez co finalnie spóźniłem się na prom w Świbnie o jakieś 2-3 minuty (super bo następny za pół godziny).
Skorzystałem z tej okazji i wciągnąłem dwie bułki z szynką popijając red bullem.
Po promie standardowa prosta droga do Stegny, zakup wody i mieszanka z isostarem (kupiłem całą puszkę proszku na drogę aby na wodzie nie jechać).
Do Tujska całkiem fajna droga choć okazało się że bardziej ruchliwa niż myślałem, spotkałem sporo osobówek które jechały jakby świat się miał zaraz skończyć.
Szczęśliwie dotarłem na miejsce i odbiłem na Marzęcino oczekując gorszej nawierzchni a tu szok! Rewelacyjna droga wśród pól, fajny asfalt, zero ruchu. Piknie.
Po drodze minąłem dość ciekawy stary most w Bielniku:
Zaraz za nim żeby ominąć krajową 7-kę, zdecydowałem pojechać polnymi. Tam na mnie czekały niezbyt równo położone płyty, no ale na szczęście dało radę przejechać więc do serca sobie tego wyboru nie brałem.
W końcu dojechałem do Elbląga a tu jeden wielki rozkop... Niezbyt szczęśliwie wybrałem przejazd przez miasto bo trafiłem na same remonty, wiec za nim po omacku trafiłem na dobry wylot, trochę czasu straciłem (muszę popracować nad swoją orientacją :P )
Zaraz na wylocie co?? Guma po raz drugi (tym razem przód). Tak se myślę kurna druga dętka poszła a nawet połowa drogi nie minęła... Cholera trzeba szukać rowerowego sklepu.
Szybko zmieniłem na nówkę i jadę dalej.
Przede mną całkiem spory podjazd pod Wysoczyznę Elbląską. Dość długa, kręta szosa zmęczyła mi deczko nogi, które jak do tej pory kręciły raczej po płaskim terenie :)
Dalej droga troszkę nudna stale 509-tką aż do Ornety. na tym odcinku zaczął mi doskwierać brak osoby z którą można by było zamienić słowo ale cóż... Sam do siebie gadać nie będę (jeszcze nie w tym wieku :D )
Po drodze kilka postojów w sklepach w celu zakupienia płynów (te schodziły z bidonów ekspresowo).
W Ornecie znalazłem BP i już się cieszyłem że zjem hot doga ale okazało się że nie ma... szkoda, miałem ochotę... Zostały mi moje kanapki więc wypiłem dwie herbaty, wchłonąłem bułki i na koniec popiłem coca-colą.
Na stacji bardzo miły chłopak dał mi cynk, że jadąc do Lidzbarka mógłbym skorzystać ze ścieżki rowerowej zrobionej na jakimś starym poniemieckim nasypie kolejowym (27km - nieźle, pomyślałem, choć nie zapytałem się o nawierzchnię). Okazało się że obiecujący początek (bardzo twarda gruntowa droga) przeszła w leśną drogę momentami ciut bardziej piaszczystą. Nie mogłem jechać super szybko choć nie ukrywam, że sprawił mi frajdę przejazd kilku kilometrów bez martwienia się o wyprzedzające mnie auta.
W trakcie napotkałem kilka bardzo fajnych wiaduktów, które idealnie by się nadawały na kilka ujęć na sesjach ślubnych :)
Z Lidzbarka kierunek na Bisztynek. Szybko poszło - krótko i na temat.
W Bisztynku stanąłem przy sklepie aby uzupełnić płyny i na czas zakupów postawiłem rower na trawniku przy wejściu. Po zakupach i zjedzeniu dwóch marsów okazało się że niezbyt szczęśliwie postawiłem rower na leżącej w trawie pinezce....
Nosz kuźwa!!!
Trzecia guma a ja już nie miałem dętek. Pech to pech. Okazało się że w Bisztynku jest sklep rowerowy ale... nie mają mojego rozmiaru dętek ani zestawu naprawczego... Na szczęście chłopak okazał się bardzo uczynny, powiedział że ma jeden w domu, szybko poleciał i za kilka minut miałem w łapach komplet łatek i klej.
Wziąłem się do łatania - nie było lekko bo klej był lekko wyschnięty. Po 30 minutach walki jakoś się łata trzymała tak więc postanowiłem zaryzykować (zostało 100km do mety) i ruszyłem w drogę.
W sumie w Bisztynku zeszło mi ponad 1.5h :(
Wystartowałem na Reszel, gnałem tak szybko jak mi noga podawała, przeskoczyłem Reszel i na chwilę zatrzymałem się w Świętej Lipce.
I tu zaczęły się kolejne schody... Gość w sklepie powiedział że na mojej trasie (od Wilkowa) czeka mnie około 2km po grubym bruku. Szybka analiza: 2km - nie ma dramatu więc jadę. Do Wilkowa dojechałem bez problemów, do momentu gdy zaczął się bruk. Okazało się, że wspomniany wcześniej bruk to jest po prostu kamienista, chamsko nierówna droga, która pozwalała mi na poruszanie się z prędkością 8km/h!!!! i miała długość ponad 4km - reasumując 30 minut i 4km heh. Przez te 30 minut mój amortyzator sapał i dyszał ale przetrwał :)
Gehenna skończyła się w miejscowości Palestyna :P - gdyby ta miejscowość była celem pielgrzymek, to może by im drogę wyremontowali :P
Gdy dojechałem do Rynu już wiedziałem że nie skończę założonej trasy. Było późno a moje szybkie obliczenia wykazały że dojechałbym około 23 - czyli ostatnie 1.5h w nocnych warunkach po bardzo ruchliwej drodze pełnej TIRów. Nie chciałem ryzykować.
Mała zmiana trasy i od Rynu ruszyłem trasą między jeziorami (piękne miejsce!!! polecam na urlop) i dojechałem do Rudy gdzie czekała już na mnie żoneczka :)
Zabrakło 37km...
Przejechana trasa: 302,89
Czas jazdy: 11:58
Czas ze wszystkimi przerwami: 17:30
Prędkość średnia: 25.3 km/h
Prędkość maks: 52 km/h
Co pochłonąłem:
- 8L wody z isostarem
- 1L coca-coli
- 2 dwie herbaty
- 2 red bulle
- 4 bułki z szynką
- ryż z kurczakiem (spora porcja)
- dwa marsy
I na koniec mapa trasy
Komentarze
donremigio | 19:33 środa, 25 lipca 2012 | linkuj
Tylko że te red bulle to w zasadzie to samo co podobne napoje energetyczne co kosztują 1.50. Gdzieś kiedyś czytałem jak to zrobili badania i te napoje kompletnie niczym się nie różnią. Czy to red bull, czy tiger skład i jakość identyczna i wyprodukowanie takiego napoju kosztuje coś koło złotówki. W podsumowaniu było że skądś red bull bierze kasę na stajnię F1 :) Przebitkę mają kolosalną.
No i w sumie przy takim wysiłku to już lepiej napój izotoniczny albo jakieś pepsi bo to ma cukier. Energetyczny to tylko da na chwile kopa a potem siły opadają straszliwie.
Gratulacje za dystans.
No i w sumie przy takim wysiłku to już lepiej napój izotoniczny albo jakieś pepsi bo to ma cukier. Energetyczny to tylko da na chwile kopa a potem siły opadają straszliwie.
Gratulacje za dystans.
madu | 18:12 wtorek, 24 lipca 2012 | linkuj
Niby 3:0 ale i tak wygrałeś. W końcu cel osiągnięty. Aha i daj sobie spokój z Red Bullem. Szkoda serducha.
sulbos | 14:08 wtorek, 24 lipca 2012 | linkuj
To powiadasz że masz juz zaliczony epizod na stronie głównej .. screenshota seobie zrób ;) .. a tak swoją drogą to gratulacje ;) .. pierwsze 300 na karku ..
Komentuj