Info

avatar Hej!
Witam na moim blogu rowerowym :) Zostawilem z tyłu w
sumie: 53796.12 km
offroad: 2520.45 km
średnia: 23.21 km/h i jeszcze jestem za cienki aby smigac szybciej ;)
Pozdrawiam mxdanish
Wiecej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Odwiedzone regiony

Statystyki

Pogoda w Rumi

Ostatnie zdjęcia

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2014

Dystans całkowity:1136.55 km (w terenie 20.00 km; 1.76%)
Czas w ruchu:48:57
Średnia prędkość:23.22 km/h
Maksymalna prędkość:53.00 km/h
Suma kalorii:65053 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:66.86 km i 2h 52m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
41.28 km 01:40 h
Prędkość śr.: 24.77 km/h
Prędk. max.: 35.00 km/h
W górę: m
CAD avg: HR avg:
Temp.:24.0 °C Kal.: 2419 kcal

Praca

Czwartek, 10 lipca 2014 · dodano: 15.07.2014 | Komentarze 0


Kategoria Ok. Rumii, 1. 0-50

Dane wyjazdu:
24.18 km 00:57 h
Prędkość śr.: 25.45 km/h
Prędk. max.: 36.00 km/h
W górę: m
CAD avg: HR avg:
Temp.:27.0 °C Kal.: 1423 kcal

Praca

Środa, 9 lipca 2014 · dodano: 09.07.2014 | Komentarze 0


Kategoria 1. 0-50, Ok. Rumii

Dane wyjazdu:
23.15 km 00:57 h
Prędkość śr.: 24.37 km/h
Prędk. max.: 37.00 km/h
W górę: m
CAD avg: HR avg:
Temp.:27.0 °C Kal.: 1343 kcal

Praca

Wtorek, 8 lipca 2014 · dodano: 08.07.2014 | Komentarze 0


Kategoria 1. 0-50, Ok. Rumii

Dane wyjazdu:
151.42 km 07:24 h
Prędkość śr.: 20.46 km/h
Prędk. max.: 47.00 km/h
W górę: m
CAD avg: HR avg:
Temp.:27.0 °C Kal.: 8241 kcal

Dzień 3 - 151 km - Tour de Pomorze

Sobota, 5 lipca 2014 · dodano: 07.07.2014 | Komentarze 1

Finał :)
Miało być pięknie bo ostatni dzień w planach był najkrótszy ale okazało się zupełnie inaczej.
Od rana doskwierał mi achilles (po uderzeniu z pierwszego etapu) a i powoli dupa, dłonie i stopy też dawały znać o sobie.
Mimo wszystko pełen entuzjazmu wstałem rano, zapakowałem się i pojechałem do centrum Ustki odwiedzić latarnię (jedną z czterech które chciałem dziś zaliczyć).
Zaczęło się git. Wsiadłem, rozruszałem stopę i dało się jechać. Bocznymi drogami głownymi pojazdami jakie mijałem były rowery więc czułem się jak w domu :)
Po drodze na Smołdzino w Objeździe odwiedziłem stary ryglowy kościół.
Oraz zajechałem żeby postawić stopę w Słowińskim Parku Narodowym ;) oraz zobaczyć elektrownię wodną w Smołdzinie
Minęło 40km więc stwierdziłem że postój zrobię w Czołpinie pod latarnią. Dojeżdżając na miejsce okazało się że aby do niej dojść należało wspiąć się na masę schodów... no cóż chęci zabrakło więc tylko fotka z dołu i poszełem szukac miejsca na odpoczynek poza lasem bo w nim owady by mnie zżarły.
I tu pojawił się mega problem. Po przerwie nie mogłem posadzić dupska na siodełku :(
Ból był inny niż wcześniej, bardziej parzył niż bolał...
Doszełem do wniosku że wina lezy w spodenkach. Decathlonowe spodenki z najwyżej półki wkładką po prostu nie oddychały a skóra się do nich przykleiła :(
Nie było wyjścia musiałem założyć wczesniejszą parę. I co? Po 30 minutach jazdy tyłek wrócił do normy!!
Bolał, a jakże, ale ból był na tyle znośny że mogłem jechać.
Mimo wszystko nie chciałem ryzkować. Bolący tyłek i achilles (o ten drugi się martwiłem bo objawy miałem jak podczas kontuzji kilka lat temu, która skończyła się zapaleniem pochewek ścięgnistych) zmusił mnie do wybrania mniejszego zła.
Postanowiłem skrócić trasę i prostu z Główczyc udać się najkrótszą droga do domu.

Pętla dookoła województwa została zamknięta ale trasa skróciła się z 745km planowanych do 695 finalnie.
Mam nadzieję że nie będę tego żałował ale nie zauważyłem że wszelkie kontuzje goją się o wiele dłużej niż 15-20 lat temu ;) więc wolałem ryzyko odłożyć na inną okazję.

W każdym razie podumowując całą wycieczkę:
- jestem obolały ale żyję
- odrętwiałe palce u rąk i stóp pewnie przejdą za kilka tygodni :)
- zdrowie jest ale mimo wszystko następne wycieczki tego typu będą podzielone na krotsze odcinki, żeby mieć więcej frajdy z jazdy, zdjęć a nie jechać po to aby zdążyć do kwatery
- następnym razem tylko namiot
- satysfakcja mega :) pierwsza tego typu wyprawa udana
- rower się sprawił w pełni, bez zarzutu, bez awari i bez gumy :)




Dane wyjazdu:
233.24 km 10:15 h
Prędkość śr.: 22.76 km/h
Prędk. max.: 48.00 km/h
W górę: m
CAD avg: HR avg:
Temp.:28.0 °C Kal.:13320 kcal

Dzień 2 - 233 km - Tour de Pomorze

Piątek, 4 lipca 2014 · dodano: 07.07.2014 | Komentarze 0

Taaaak dzień drugi... Postanowiłem sie wyspać :)
Wstałem spokojnie o 6:30, wypiłem herbatkę owocową, zjadłem kanapki, spakowałem się, jeszcze kilka rzutów okiem na mapę i w końcu trzeba było ruszyć.
Zdziwienie było wielkie ponieważ zad mi nie dokuczał (na początku), tak więc pełen optymizmu zacząłem sobie spokojnie kręcić, spokojnie ponieważ założony dystans miał być o prawie 100km krótszy.
Nauczony wczorajszym leśno piaskowym babolem postanowiłem przepytać miejscowych o drogi które sobie założyłem. Okazało się że niestety większość jest w remoncie i to zaawansowanym, tak więc po przedyskutowaniu możliwości trasa się zmieniła na korzyść bardziej głównych dróg.
Tak siak czy owak trzeba było jechać i mimo że nie miałem zajeżdżać to zostałem poczęści zmuszony do odwiedzin Chojnic.
Z Czerska na Chojnice jechałem krajową 22-ką. Mimo że droga o dużym ruchu, pobocze dało spokojną jazdę.
W Rytlu szybkie zakupy, i fota górującej wieży kościoła.
Było jeszcze względnie wcześnie więc odkryte tereny i poranne słońce nie męczyło specjalnie choć miałem świadomość że później będzie ogień.
W Chojnicach przyjąłem kierunek pułudniowy zachód, omijając Człuchów, tak aby odwiedzić skrajny zakątek województwa - Dębrzno. Po drodze mijałem ciekawy kościółek w Strzeczonej i dalej znowu pola i pola. Wiatr był silny ale boczny (fartem).
Do Rzeczenicy dojechałem własnie takimi fajnymi małymi drogami o nowej nawierzchni. Świetnie. Tam jednak trasa się zmieniła. W samej Rzeczenicy wciągnałem na orlenie dwa hotdogi z parówkami, popiłem colą i wbiłem się w krajową 25-kę na Biały Bór.
Prosta szeroka droga doprowadziła mnie tam bez przeszkód, dalej odbiłem na krajową 20-tkę na Miastko.
Tu mi trochę dmuchnęło w plecy, przed samym Miastkiem długi zjazd, więc fizycznie odpocząłem :)
W miastku pauza wymuszona przez stopy. Strasznie mnie piekły podeszwy więc wnioskuję że trzeba wymienić wkładki :)
Połaziłem chwilę bez butów, zmuszony byłem odgonić się od miejscowych żulików, którzy bardzo nachalnie usiłowali nawiązać rozmowę na temat roweru i 'paczek' które wiozę :)
Zdjęcie ronda w Miastku i kierunek Słupsk.
Na początek przez około 10km jechałem krajową 21-ką, jednak za namową kolego odbiłem w Dretyniu na drogę równoległą.
Wstępnie nawierznia słaba (choć nie tak słaba jak w okolicach Prabut z dnia poprzedniego) ale potem nowy asfalt, cisza, drzewa, zerowy ruch oddały mi przyjemność z nawiązką :)
Na drogę 21 wbiłem się z powrotem przed Kobylnicą, gdzie powitał mnie meeega wielki korek w kierunku południowym. Ludzie chyba wracali z jakiegoś festynu bo w sumie weekend sie jeszcze nie skonczył i było zbyt wczesnie na powroty znad morza :)
Wszędzie po bokach królowały wiatraki.
Słupsk przebrnąłem przez ścieżki rowerowe i udałem się na ostatni odcinek drogi do Ustki, gdzie czekał na mnie nocleg w jakimś pensjonaciku. Te ostatnie 20km zjechałem szerokim poboczem delektując się widokiem zachodzącego słońca :)
Do Ustki dotarłem szybciutko i przez samo miasto jeszcze szybciej pognalem na plażę żeby zdążyć przed zachodem słońca nad Bałtykiem :)
I udało się !! W ostatniej chwili :)
O kwaterze szkoda pisać bo dawno nie spałem w takiej ruderze ale było to tylko na jedną noc więc machnąłem ręką i poszedłem spać.

Drugi dzień minął nie najgorzej. W sumie trasa niewiele zmieniona od oryginału, zjechana bez przeszkód i bez większych bóli.
Najgorzsze miało przyjść jutro :/



Dane wyjazdu:
311.39 km 14:00 h
Prędkość śr.: 22.24 km/h
Prędk. max.: 53.00 km/h
W górę: m
CAD avg: HR avg:
Temp.:25.0 °C Kal.:17561 kcal

Dzień 1 - 311 km - Tour de Pomorze

Czwartek, 3 lipca 2014 · dodano: 07.07.2014 | Komentarze 1

No więc wreszcie nadszedł dzień do którego żonę przygotowywałem od kilku miesięcy :) Wypuściła mnie na kilka dni na rower :D:D
Plan był taki aby objechać województwo pomorskie w miarę możliwości jak najbliżej granicy wielką pętlą i wrócić do domu. Wstępny kształt trasy obliczony na gpsies podał trasę około 740km więc postanowiłem rozłożyć ją na 3 dni, przy czym w pierwszym dniu chciałem przy okazji przeskoczyć swój rekord przelotu dobowego (do tej pory 300km)
W trasę w sumie ruszałem przygotowany, lista rzeczy zrobiona i wszystko zapakowane, sakwy pełne i cholernie ciężkie O_O, aparat w torbie na kierownicy, loger gps włączony i w drogę.

Start - 4:15 rano
Drogi przez całe Trómiasto nie ma sensu opisywać, ponieważ mimo wczesnej godziny ruch już był całkiem pokaźny i byłem skazany na kulanie się po DDR-ach, co w niektórych miejscach do przyjemności nie należało.
Jak już dotarłem do Gdańska nie mogłem się oprzeć aby nie odwiedzić Neptuna :)
Z Gdańska obrałem kierunek Sobieszewo gdzie do promu w Świbnie dostałem się bez większych przeszkód. Chociaż nie... Musiałem stale uciekać przed kropiącym deszczem, co na szczęście mi się udało, gdyż w okolicach Wisły już powoli przechodziło bokiem.
Deszcz za plecami dał pikny pozytywny widoczek :P
A przy okazji czekania na prom oraz samej przeprawy wykorzystałem czas na żarcie i popitkę.
Z promu na martwej Wiśle droga ciągnęła się przez Żuławy, czyli płasko, jeszcze bezwietrznie i... trochę nudno :)
Wszędzie pola i pola a dopiero po jakimś czasie krajobraz urozmaicony został przez siatkę kanałów i kanalików, dopływów, rzeczek itd.
Przejeżdżając przez most w Kępkach nad Nogatem, kierunek jazdy zmienił się typowo na południe, a że powoli zwiększała się siła wiatru akurat z tego kierunku, zaczęło się robić odrobinę ciężej. Na szczęście nie był to wiatr bardzo silny choć odczuwalnie przeszkadzał.
W sumie zaraz za mostem wbiłem się na krajową 22 i tak dojechałem do Starego Pola. Tu krótki odpoczynek, zakupy płynów w sklepie, szybka fota jakiejść fabryki i dalej w trasę.
I tu powoli zaczął się zmieniać krajobraz z równinnego na pagórkowaty. W sumie to się nawet cieszyłem ponieważ monotonia równin Żuławskich zaczęła już mnie nudzić. Na kilku nawet niewielkich podjazdach zdałem sobie jednak sprawę, że mimo iż sakw nie mam wypełnionych po brzegi to są one wyraźnie odczuwalne na każdej górce. Dodając do tego fatalny stan nawierzchni, ciągnący się nieraz przez 20km, daje to razem całkiem niezły wysiłek :)
W okolicach Budzisza spotkałem dwie ciekawe atrakcje :)
Pierwsza to wyścig z młodym zającem - siedział sobie na drodze i późno mnie zauważył/usłyszał. Wyrwał do przodu jak głupi i mimo iż leciałem około 32km/h to skubaniec mi spokojnie uciekał :)
Druga to te właśnie ruiny wiatraka. Niestety czas mnie gonił więc nie zwiedziłem wnętrza i nie mam pojęcia jak jest w środku.
Dalej droga prowadziła mnie ciągle przez otwarte przestrzenie, stale na smażalni :/  Odbiło mi się to po wycieczce zjaranymi rękami, karkiem i udźcami :) W Pudłowcu przejeżdżałem obok ruin jakiegoś XVI wiecznego pałacu. Musiał być niegdyś piękną budowlą.
Tuż pod Prabutami pojawiło się kilka odcinków zalesionych więc odpocząłem od słońca i skorzystałem tez aby zrobić dłuższą pauzę.
Jak na razie zmęczenia brak, plan założony był realizowany a z rowerem nic się nie działo.
I w końcu przy trasie jakieś jezioro!! Tyle km zrobionych żeby przejeżdżać koło jeziora. Nieźle :) Na Mazurach byłoby to nie do pomyślenia :D
Kolejnym etapem było przedostać się na drugą stronę Wisły, a że jedyną opcją był most w Kwidzynie więc tak też zrobiłem, nie ma co na ten temat pisać ponieważ jechałem krajową 55-ką, ruch niewielki więc jakoś poszło. Kwidzyn okazał się ładnym miastem i ku mojemu zdziwieniu bardzo górzystym, takie małe Polskie San Francisco. Oczywiście nie mogłem nie odwiedzić zamku oraz zobaczyć osławionego już wychodka ;) No i oczywiście walnąć modnej ostatnio samojebki :P
Przez Wisłę przejechałem nowym mostem, dalej trochę lasem aż przedostałem się na drugą stronę autostrady A1. Na mojej trasie ruch niemalże zerowy także wszystko szło cacy.
Minąłem Osiek i zgodnie z wytyczoną moją trasą pojechałem w kierunku Osiecznej przez Kasparusa. Jakie było moje zdziwienie kiedy droga zaczęła prowadzić przez pola... szybko skonsultowałem się z miejscowym rolnikiem który doradził objechac to pole 5km ale za to skorzystać z asfaltu. Tak tez zrobiłem i do Kasparusa dotarłem bez przeszkód.
Za plecami miałem już 280km więc powoli dochodziło zmęczenie a za Kasparusem trafił mnie szlag...
Okazało się że to co na mapie jest oznaczone jako szlak rowerowy, w rzeczywistości jest drogą leśną w kopnym piasku. Koła zapadały mi się 8-10 cm głęboko więc nie było mowy o jakiejkolwiek jeździe. Było późno, zachód się zbliżał a ja miałem przed sobą 10km marszu w piasku. Właśnie wtedy przy jakiejś okazji upadł mi rower uderzając mnie pedałem prosto w ścęgno achillesa, przez co trochę utykam do teraz.
No cóż, straciłem ponad 40 minut na tym odcinku ale było wartoaby zrobić te dwa zdjęcia (przynajmniej tak mi się wydaje :P)
W końcu dojehałem. Z Osiecznej do Ostrowite było już blisko więc praktycznie po 40 minutach byłem na kwaterze.
Miło, przyjemnie, łądny pokój, gorąca herbata, szybkie smarowanie napędu i lulu.
A z okna miałem tak :)

Dwa wnioski po dzisiejszym dniu - 311 km z sakwami, to trochę dla mnie za dużo. Zwłaszcza w perspektywie dwóch kolejnych dni jazdy na tez całkiem sporych dystansach.
Drugi wniosek to taki, ze kolejna wycieczka tego typu tylko z namiotem. Bez stresu że muszę dojechać do jakiejśc konkretnej kwatery.
To tyle :)



Dane wyjazdu:
22.64 km 00:58 h
Prędkość śr.: 23.42 km/h
Prędk. max.: 30.00 km/h
W górę: m
CAD avg: HR avg:
Temp.:14.0 °C Kal.: 1306 kcal

Praca

Wtorek, 1 lipca 2014 · dodano: 07.07.2014 | Komentarze 0


Kategoria 1. 0-50, Ok. Rumii