Info

Witam na moim blogu rowerowym :) Zostawilem z tyłu w
sumie: 53796.12 km
offroad: 2520.45 km
średnia: 23.21 km/h i jeszcze jestem za cienki aby smigac szybciej ;)
Pozdrawiam mxdanish
Wiecej o mnie.









Odwiedzone regiony

Statystyki
Ostatnie zdjęcia
Wpisy archiwalne w kategorii
3. 100-?
Dystans całkowity: | 15608.97 km (w terenie 600.50 km; 3.85%) |
Czas w ruchu: | 642:12 |
Średnia prędkość: | 24.31 km/h |
Maksymalna prędkość: | 74.00 km/h |
Suma podjazdów: | 81940 m |
Maks. tętno maksymalne: | 169 (85 %) |
Maks. tętno średnie: | 145 (73 %) |
Suma kalorii: | 577604 kcal |
Liczba aktywności: | 67 |
Średnio na aktywność: | 232.97 km i 9h 35m |
Więcej statystyk |
121.21 km
04:06 h
Prędkość śr.: 29.56 km/h
Prędk. max.: 52.00 km/h
W górę: m
CAD avg:
HR avg:
Temp.:24.0 °C
Kal.: 9723 kcal
Rower: RIP - Merida składak
Kaszebe Runda Mini 120km
Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 25.05.2014 | Komentarze 2
Dziś razem ze znajomymi wysoczyliśmy na Kaszebe Rundę. U kumpli było to trzecie u mnie pierwsze podejście.Cel? Miała być średnia z jazdy 27km/h.
Zaczęliśmy równo, trzymaliśmy około 30km/h, po 33km pierwszy bufet, pochłonąłem pączka, odwiedziłem kibelek i dalej w drogę.
Postój zajął 7 minut a następny zaplanowany na 80-tym km więc 50km drogi przed nami.
Do połowy trasy jechaliśmy wszyscy razem, lekko nieudolne amatorskie zmiany w prowadzeniu grupy, czasem ktoś się dołączył ale generalnie lecieliśmy w czwórkę. Mijaliśmy dziesiątki rowerów, co tu dużo mówić - 1300 osób w tej edycji brało udział (!!).
W pewnym momencie (około 60-tego km), gdy prowadziłem grupę, odwróciłem się i okazało się że zostałem sam :/ Żeby było śmieszniej - od paru minut spokojnie do nich mówiłem nie wiedząc, że za mną jest pusto :P
No cóż, 20km w samotności, krótka przerwa którą spędziłem na regulacji hamulca przedniego bo zaczął ocierać o tarczę, w międzyczasie chłopaki dołączyli do bufetu, więc napełnili zbiorniki i dalej w drogę.
Do mety 40km, od początku wróciłem na stary rytm i okazało się, że trasę muszę kończyć sam. Co jakiś czas mijały mnie małe grupki szosowców, przebrnąłem przez spory podjazd na 90km i dalej wiatr (mimo że niewielki) zaczął pomagać. Noga podawała więc prędkość przelotowa stanęła na 35km/h, złapałem się na koło małej grupy kolegów na szosach i w ten sposób podbiłem sobie średnią na finishu :)
Meta, piwko, spagetti, pamiątkowy medal i zadowolenie :D
Rower standardowy MTB, tyle że założyłem slicki Bontragera SR1 26x1.5. Totalne łysole :) Dlatego też zadowolenie wielkkie bo średnia pod 30km/h a zmęczenie niewielkie. Bardziej odczułem w głowie brak snu po wczorajszym weselu w pracy niż zmęczenie w nogach.
Za rok - 225km, może już na swojej szosie :D
120.84 km
05:40 h
Prędkość śr.: 21.32 km/h
Prędk. max.: 52.00 km/h
W górę: m
CAD avg:
HR avg:
Temp.:14.0 °C
Kal.: 7335 kcal
Rower: RIP - Merida składak
Pierwsza setka w 2014
Sobota, 29 marca 2014 · dodano: 29.03.2014 | Komentarze 0
Wreszcie się udało wyskoczyć na coś więcej niż z pracy i z powrotem.Pogoda dopisała więc umówiliśmy się na wspólny wypad. Wstępnie miało być nas czterech ale jeden się rozłożył więc skończyło się na trójce.
Do Wejherowa na miejsce spotkania dojechałem sam a tam już na mnie pozostali czekali. Jako że nie mieliśmy określonej trasy więc postanowiliśmy jechać jak popadnie. Niestety nie do końca dobre miałem opony ponieważ jak się okazało decyzja zapadła na częściowo drogę leśną.
Dawno nie jeździłem po lesie :) cisza spokój, ciepło i trochę piachu z błotem :) Na szczęście gleby nie było ale parę razy było blisko :)
Na pierwszy raz i na tryb mieszany nawierzchni, tempo było spokojne, więc zmęczenia nie było. Jest nieźle - dobrze rokuje w związku z tegorocznymi planami :)
Parę zdjęć z mojej komórki, a w niedalekiej przyszłości może dołączę film, ponieważ jeden ze znajomych zasponsorował sobie kamerkę ;)
No i mapka:
170.36 km
06:44 h
Prędkość śr.: 25.30 km/h
Prędk. max.: 60.90 km/h
W górę: 3000 m
CAD avg:169
HR avg:145
Temp.:22.0 °C
Kal.:11703 kcal
Rower: RIP - Giant Rincon
170 km - tym razem nie sam :)
Niedziela, 2 września 2012 · dodano: 02.09.2012 | Komentarze 3
Wrzesień się rozpoczął całkiem nieźle :)Na dziś udało mi się zwerbować dwóch znajomych Sulbosia i Tomka. Od początku zapowiadało się mocniej niż zwykle bo obaj latają na szosach ale na szczęście dało radę :)
Plan była Łeba przez Krokową i powrót przez Lębork. Na start umówieni byliśmy o 10 w Połczynie także pierwsze 24km rozgrzałem się sam po standardowej trasie. I tu zaczęły się schody... Do samej Łeby odczuwalny wiatr prosto w gębę. Do przodu pchała mnie świadomość że od Łeby do domu będzie lżej no i chłopaki cisnęli.
W sumie nic niespodziewanego na trasie nam się na szczęście nie przytrafiło więc nie ma co opowiadać. W Łebie szybka zapiekanka i powrót do domu.
Udało się utrzymać prędkość średnią około 25km/h a jak wiadomo te regiony są upchane seriami górek, które zawsze grubo zaniżają mi staty :)
Dziś również przetestowałem w trasie nowe siodełko. Małe ryzyko było bo nie miałem pojęcia jak mój zadek zareaguje na nowinkę, a jest ono sporo twardsze od poprzedniej kanapy. Szczęśliwie złego słowa powiedzieć nie mogę. Jest nieźle.

Dwa pamiątkowe zdjęcia z kumplami


I na koniec trasa.

Mam nadzieję że uda się jeszcze wkrótce ustawić na jakąś wycieczkę, bo okazało się że w grupie idzie lepiej :)
131.12 km
05:02 h
Prędkość śr.: 26.05 km/h
Prędk. max.: 44.00 km/h
W górę: 1200 m
CAD avg:163
HR avg:138
Temp.:21.0 °C
Kal.: 9063 kcal
Rower: RIP - Giant Rincon
Na Hel
Poniedziałek, 13 sierpnia 2012 · dodano: 13.08.2012 | Komentarze 0
W sumie wyjazd nieplanowany :)Wstałem rano ubrałem się, wyszedłem na 2h na rower i po drodze dopiero postanowiłem skoczyć na Hel. Trasa oklepana, sam asfalt a na półwyspie ścieżką. Masa ludzi na rowerach, na rolkach i pieszo - istny slalom.
Tym razem obyło się bez awarii choć na koniec zauważyłem mały guzek na tylnej oponie... chyba już jej się żywot kończy :) i trzeba szukać godnej zastępczyni.
W sumie całkiem przyjemnie. Trzeba kiedyś powtórzyć :)
Aaaaa przy okazji - pękło 4k km w 2012 roku czyli mój plan wykonany nieco szybciej niż myślałem :)

302.89 km
11:58 h
Prędkość śr.: 25.31 km/h
Prędk. max.: 52.00 km/h
W górę: 10000 m
CAD avg:168
HR avg:142
Temp.:24.0 °C
Kal.:20813 kcal
Rower: RIP - Giant Rincon
302km - czyli 'Pech' vs 'Ja' 3:0
Poniedziałek, 23 lipca 2012 · dodano: 24.07.2012 | Komentarze 5
Już od kilku miesięcy nastawiałem się na taką wyprawę na trasie Rumia - Ełk.Plan był taki aby przejechać 'na lajcie' trasę w jeden dzień - a wujek Google wyliczył odległość na 329 km.
Kwestia była tylko kierunku oraz daty. Okazało się że poniedziałek będzie dniem odpowiednim - pogoda miała być optymalna: nie za ciepło i lekki wiatr pomagający.
Wyjazd zaplanowałem na 4 rano. Raczej nie jestem przyzwyczajony aby kłaść się spać o 22 więc zasnąłem po 1. Krótki sen i już pobudka. Nocne śniadanie, gorąca herbata, ostatnie sprawdzenie sprzętu i spakowanego plecaka i w drogę.
Pierwszy raz przejechałem Trójmiasto na rowerze o takiej porze i muszę przyznać że bardzo mi się to spodobało :) Pusto na ulicach, wiec ścieżki rowerowe nawet mnie nie powąchały :P Już po 90 minutach byłem w Gdańsku, gdy nagle zaczęło mi zadkiem dziwnie wozić na boki i tu niespodzianka - guma po raz pierwszy.
Co zrobić, trzeba zmieniać dętkę. Pomyślałem, iż dobrze że wziąłem dwie zapasowe skoro pierwsza poszła już na samym początku.

Niestety zeszło mi ponad 20 minut na zmianie przez co finalnie spóźniłem się na prom w Świbnie o jakieś 2-3 minuty (super bo następny za pół godziny).
Skorzystałem z tej okazji i wciągnąłem dwie bułki z szynką popijając red bullem.

Po promie standardowa prosta droga do Stegny, zakup wody i mieszanka z isostarem (kupiłem całą puszkę proszku na drogę aby na wodzie nie jechać).
Do Tujska całkiem fajna droga choć okazało się że bardziej ruchliwa niż myślałem, spotkałem sporo osobówek które jechały jakby świat się miał zaraz skończyć.
Szczęśliwie dotarłem na miejsce i odbiłem na Marzęcino oczekując gorszej nawierzchni a tu szok! Rewelacyjna droga wśród pól, fajny asfalt, zero ruchu. Piknie.
Po drodze minąłem dość ciekawy stary most w Bielniku:

Zaraz za nim żeby ominąć krajową 7-kę, zdecydowałem pojechać polnymi. Tam na mnie czekały niezbyt równo położone płyty, no ale na szczęście dało radę przejechać więc do serca sobie tego wyboru nie brałem.
W końcu dojechałem do Elbląga a tu jeden wielki rozkop... Niezbyt szczęśliwie wybrałem przejazd przez miasto bo trafiłem na same remonty, wiec za nim po omacku trafiłem na dobry wylot, trochę czasu straciłem (muszę popracować nad swoją orientacją :P )
Zaraz na wylocie co?? Guma po raz drugi (tym razem przód). Tak se myślę kurna druga dętka poszła a nawet połowa drogi nie minęła... Cholera trzeba szukać rowerowego sklepu.
Szybko zmieniłem na nówkę i jadę dalej.
Przede mną całkiem spory podjazd pod Wysoczyznę Elbląską. Dość długa, kręta szosa zmęczyła mi deczko nogi, które jak do tej pory kręciły raczej po płaskim terenie :)

Dalej droga troszkę nudna stale 509-tką aż do Ornety. na tym odcinku zaczął mi doskwierać brak osoby z którą można by było zamienić słowo ale cóż... Sam do siebie gadać nie będę (jeszcze nie w tym wieku :D )
Po drodze kilka postojów w sklepach w celu zakupienia płynów (te schodziły z bidonów ekspresowo).
W Ornecie znalazłem BP i już się cieszyłem że zjem hot doga ale okazało się że nie ma... szkoda, miałem ochotę... Zostały mi moje kanapki więc wypiłem dwie herbaty, wchłonąłem bułki i na koniec popiłem coca-colą.
Na stacji bardzo miły chłopak dał mi cynk, że jadąc do Lidzbarka mógłbym skorzystać ze ścieżki rowerowej zrobionej na jakimś starym poniemieckim nasypie kolejowym (27km - nieźle, pomyślałem, choć nie zapytałem się o nawierzchnię). Okazało się że obiecujący początek (bardzo twarda gruntowa droga) przeszła w leśną drogę momentami ciut bardziej piaszczystą. Nie mogłem jechać super szybko choć nie ukrywam, że sprawił mi frajdę przejazd kilku kilometrów bez martwienia się o wyprzedzające mnie auta.
W trakcie napotkałem kilka bardzo fajnych wiaduktów, które idealnie by się nadawały na kilka ujęć na sesjach ślubnych :)

Z Lidzbarka kierunek na Bisztynek. Szybko poszło - krótko i na temat.
W Bisztynku stanąłem przy sklepie aby uzupełnić płyny i na czas zakupów postawiłem rower na trawniku przy wejściu. Po zakupach i zjedzeniu dwóch marsów okazało się że niezbyt szczęśliwie postawiłem rower na leżącej w trawie pinezce....
Nosz kuźwa!!!
Trzecia guma a ja już nie miałem dętek. Pech to pech. Okazało się że w Bisztynku jest sklep rowerowy ale... nie mają mojego rozmiaru dętek ani zestawu naprawczego... Na szczęście chłopak okazał się bardzo uczynny, powiedział że ma jeden w domu, szybko poleciał i za kilka minut miałem w łapach komplet łatek i klej.
Wziąłem się do łatania - nie było lekko bo klej był lekko wyschnięty. Po 30 minutach walki jakoś się łata trzymała tak więc postanowiłem zaryzykować (zostało 100km do mety) i ruszyłem w drogę.
W sumie w Bisztynku zeszło mi ponad 1.5h :(
Wystartowałem na Reszel, gnałem tak szybko jak mi noga podawała, przeskoczyłem Reszel i na chwilę zatrzymałem się w Świętej Lipce.

I tu zaczęły się kolejne schody... Gość w sklepie powiedział że na mojej trasie (od Wilkowa) czeka mnie około 2km po grubym bruku. Szybka analiza: 2km - nie ma dramatu więc jadę. Do Wilkowa dojechałem bez problemów, do momentu gdy zaczął się bruk. Okazało się, że wspomniany wcześniej bruk to jest po prostu kamienista, chamsko nierówna droga, która pozwalała mi na poruszanie się z prędkością 8km/h!!!! i miała długość ponad 4km - reasumując 30 minut i 4km heh. Przez te 30 minut mój amortyzator sapał i dyszał ale przetrwał :)
Gehenna skończyła się w miejscowości Palestyna :P - gdyby ta miejscowość była celem pielgrzymek, to może by im drogę wyremontowali :P

Gdy dojechałem do Rynu już wiedziałem że nie skończę założonej trasy. Było późno a moje szybkie obliczenia wykazały że dojechałbym około 23 - czyli ostatnie 1.5h w nocnych warunkach po bardzo ruchliwej drodze pełnej TIRów. Nie chciałem ryzykować.
Mała zmiana trasy i od Rynu ruszyłem trasą między jeziorami (piękne miejsce!!! polecam na urlop) i dojechałem do Rudy gdzie czekała już na mnie żoneczka :)
Zabrakło 37km...
Przejechana trasa: 302,89
Czas jazdy: 11:58
Czas ze wszystkimi przerwami: 17:30
Prędkość średnia: 25.3 km/h
Prędkość maks: 52 km/h
Co pochłonąłem:
- 8L wody z isostarem
- 1L coca-coli
- 2 dwie herbaty
- 2 red bulle
- 4 bułki z szynką
- ryż z kurczakiem (spora porcja)
- dwa marsy
I na koniec mapa trasy

200.41 km
08:07 h
Prędkość śr.: 24.69 km/h
Prędk. max.: 47.00 km/h
W górę: 2000 m
CAD avg:
HR avg:
Temp.:25.0 °C
Kal.:14255 kcal
Rower: RIP - Giant Rincon
200km w upale
Wtorek, 22 maja 2012 · dodano: 22.05.2012 | Komentarze 2
No więc tak - wziąłem urlop :)Dziś kierunek Krynica Morska (troszkę za, wg Google maps, żeby dokręcić do 200km).
Pogoda piękna więc się lekko ubrałem i (tu był mój pierwszy błąd dnia) wysmarowałem się kremem z filtrem... No comment za moją głupotę bo krem wraz z potem spłynął mi na kierownicę już po 30 minutach, czyniąc ją cholernie śliską. Przymusowy postój - wycieranie się i wycieranie kierownicy.
Dalej idzie gładko, przewalczyłem przez calutkie Trójmiasto (głównie po ścieżkach) i wyskoczyłem na moment na krajową 7-kę. Duży ruch ale na szczęście już skręcałem w Przejazdowie - kierunek Sobieszewo. Delektowałem się małym ruchem do samego promu.
Tutaj pierwszy postój planowy, około 20 minut na promie, na marsa i Tigera.


Zaraz za promem fantastyczna droga do samej Krynicy. Jedyny minus - mało drzew i co się z tym wiąże jazda w pełnym słońcu. No ale cóż, chusta pod kask i wioooo.
Po drodze znalazłem taką fajną budowlę (chyba stara ;) )

No i oczywiście uroki Zalewu Wiślanego

W końcu przejechałem Krynicę, dokręciłem do 100km i zawróciłem.

I tu mały zonk... w całej Krynicy żaden sklep nie przyjmuje kart płatniczych.. hehe myślałem że w takim miasteczku turystycznym problemu nie będzie. No ale miła pani pokazała mi drogę do działającego bankomatu (dwa sam znalazłem ale 'Tomporarily out of service') i kupiłem zapasy drinków, małą szamkę i zrobiłem 20 minutową pauzę. Oczywiście jeden z zakupów to lodowata woda niegazowana która poszła na głowę, kark i ręce :)
No dobra trzeba wracać. Spokojnie zacząłem ale okazało się że sprzyja mi wiaterek więc byłem w stanie na mojej machinie spokojnie jechać około 30-31km/h.
Po drodze zaczęły mi trzeszczeć stery (hmmm... mają około 1.5kkm) lub mostek, więc nieplanowany postój na dokręcenie wszystkich śrub i przy okazji mogłem skoczyć 'na stronę' :)
A tu sobie w krzaczorach taki potwór :) Dla porównania wielkości położyłem na nim okulary bo nic innego nie miałem pod ręką.

Dalej droga bez niespodzianek, choć w pewnym momencie w Gdańsku zaczęły mi doskwierać stopy i sobie zrobiłem krótką przerwę przy osławionym czołgu:

Wnioski z wycieczki:
- chyba jestem gotowy na planowany przejazd Rumia - Ełk w lipcu
- ścieżki rowerowe... hmmm Gdynia to jest popierdółka.... W Gdańsku (przynajmniej na tej trasie dzisiejszej) jest po prostu dużo dużo lepiej...
Nie mam pojęcia czemu Gdynia tak się afiszuje że ma taki ogrom ścieżek - większość z nich nie kwalifikuje się nawet na chodniki...
- heh niestety spędzę dzisiejszy wieczór na pielęgnacji ramion bo już wyglądam jak świnka Piggy :)
No i mapka:

131.01 km
05:15 h
Prędkość śr.: 24.95 km/h
Prędk. max.: 45.00 km/h
W górę: 3400 m
CAD avg:
HR avg:
Temp.:16.0 °C
Kal.: 9336 kcal
Rower: RIP - Giant Rincon
131km - Ostatni wypad przed powrotem do domu
Sobota, 14 kwietnia 2012 · dodano: 14.04.2012 | Komentarze 0
Jutro powrót do swoje śmieci więc dziś ostatni wypad na rower po Mazurskich pięknych okolicach. Dziś postanowiłem pierwszy raz w tym roku przeskoczyć granicę 100km.Muszę przyznać że super pogoda poprawia samopoczucie podczas kręcenia :) Przez 12km które leciałem lasem po polnych drogach, towarzyszyło mi niesamowite uczucie spokoju, no i mnóstwo zwierzaków :)
Pierwotnie plan był na 119 km ale droga którą wybrałem okazała się bardzo ruchliwa (TIRy głównie a pobocza brak) dlatego też zdecydowałem się wracać z Giżycka 'na skróty" co oczywiście skończyło się 11km więcej :D
Warto było :)

