Info
Hej!Witam na moim blogu rowerowym :) Zostawilem z tyłu w
sumie: 53796.12 km
offroad: 2520.45 km
średnia: 23.21 km/h i jeszcze jestem za cienki aby smigac szybciej ;)
Pozdrawiam mxdanish
Wiecej o mnie.
Odwiedzone regiony
Statystyki
Ostatnie zdjęcia
Wpisy archiwalne w kategorii
Gminy
Dystans całkowity: | 12720.83 km (w terenie 324.50 km; 2.55%) |
Czas w ruchu: | 525:05 |
Średnia prędkość: | 24.23 km/h |
Maksymalna prędkość: | 74.00 km/h |
Suma podjazdów: | 67638 m |
Maks. tętno maksymalne: | 169 (85 %) |
Maks. tętno średnie: | 145 (73 %) |
Suma kalorii: | 454435 kcal |
Liczba aktywności: | 50 |
Średnio na aktywność: | 254.42 km i 10h 30m |
Więcej statystyk |
204.74 km
07:30 h
Prędkość śr.: 27.30 km/h
Prędk. max.: 51.00 km/h
W górę: m
CAD avg:
HR avg:
Temp.:20.0 °C
Kal.:12226 kcal
Rower: RIP - Merida składak
Ostatnia pętla urlopowa
Piątek, 15 sierpnia 2014 · dodano: 15.08.2014 | Komentarze 0
Nadszedł znienawidzony ostatni dzień urlopu.Plan był taki aby zrobić powyżej 200 km i odwiedzić Stańczyki. Od początku coś było nie tak. Nie dałem rady podnieść się na 4 wiec juz na starcie miałem 1.5 h w plecy. Start o 5:30, termometr pokazuje 15 st. także od razu ucieszyłem się ze ubrałem ciepłą bluzę. Pierwsze 2 h nie mogłem się pozbierać :( noga nie podawała jak powinna, czułem wielkego muła i nic więcej, no ale jadę dalej. Im dalej w las tym lepiej i stopniowo łapałem swój rytm.
Do Gołdapi bez utrudnień, tyłek ok, dłonie również, generalnie git ;) na horyzoncie zaczęły zbierać się chmury i to bardzo brzydkie. Szybka decyzja i rezygnuję ze Stańczyków, kieruję się jak najszybciej na południe. Uciekam jednej deszczowej chmurze ale druga mnie dopada.10 km przed Oleckiem zlało mnie konkretnie ale szybko schnę.
Później trasa spokojna i.... na sam koniec, 5 km od domu znowu mnie mocy deszcz. Ledwie zdążyłem ubrać ortalion ;) chyba nie dane mi dojechać z suchymi butami ;)
Trasa zrobiona, zadowolony ;) zdjęć nie robiłem bo mi się nie chciało ;p
151.42 km
07:24 h
Prędkość śr.: 20.46 km/h
Prędk. max.: 47.00 km/h
W górę: m
CAD avg:
HR avg:
Temp.:27.0 °C
Kal.: 8241 kcal
Rower: RIP - Merida składak
Dzień 3 - 151 km - Tour de Pomorze
Sobota, 5 lipca 2014 · dodano: 07.07.2014 | Komentarze 1
Finał :)Miało być pięknie bo ostatni dzień w planach był najkrótszy ale okazało się zupełnie inaczej.
Od rana doskwierał mi achilles (po uderzeniu z pierwszego etapu) a i powoli dupa, dłonie i stopy też dawały znać o sobie.
Mimo wszystko pełen entuzjazmu wstałem rano, zapakowałem się i pojechałem do centrum Ustki odwiedzić latarnię (jedną z czterech które chciałem dziś zaliczyć).
Zaczęło się git. Wsiadłem, rozruszałem stopę i dało się jechać. Bocznymi drogami głownymi pojazdami jakie mijałem były rowery więc czułem się jak w domu :)
Po drodze na Smołdzino w Objeździe odwiedziłem stary ryglowy kościół.
Oraz zajechałem żeby postawić stopę w Słowińskim Parku Narodowym ;) oraz zobaczyć elektrownię wodną w Smołdzinie
Minęło 40km więc stwierdziłem że postój zrobię w Czołpinie pod latarnią. Dojeżdżając na miejsce okazało się że aby do niej dojść należało wspiąć się na masę schodów... no cóż chęci zabrakło więc tylko fotka z dołu i poszełem szukac miejsca na odpoczynek poza lasem bo w nim owady by mnie zżarły.
I tu pojawił się mega problem. Po przerwie nie mogłem posadzić dupska na siodełku :(
Ból był inny niż wcześniej, bardziej parzył niż bolał...
Doszełem do wniosku że wina lezy w spodenkach. Decathlonowe spodenki z najwyżej półki wkładką po prostu nie oddychały a skóra się do nich przykleiła :(
Nie było wyjścia musiałem założyć wczesniejszą parę. I co? Po 30 minutach jazdy tyłek wrócił do normy!!
Bolał, a jakże, ale ból był na tyle znośny że mogłem jechać.
Mimo wszystko nie chciałem ryzkować. Bolący tyłek i achilles (o ten drugi się martwiłem bo objawy miałem jak podczas kontuzji kilka lat temu, która skończyła się zapaleniem pochewek ścięgnistych) zmusił mnie do wybrania mniejszego zła.
Postanowiłem skrócić trasę i prostu z Główczyc udać się najkrótszą droga do domu.
Pętla dookoła województwa została zamknięta ale trasa skróciła się z 745km planowanych do 695 finalnie.
Mam nadzieję że nie będę tego żałował ale nie zauważyłem że wszelkie kontuzje goją się o wiele dłużej niż 15-20 lat temu ;) więc wolałem ryzyko odłożyć na inną okazję.
W każdym razie podumowując całą wycieczkę:
- jestem obolały ale żyję
- odrętwiałe palce u rąk i stóp pewnie przejdą za kilka tygodni :)
- zdrowie jest ale mimo wszystko następne wycieczki tego typu będą podzielone na krotsze odcinki, żeby mieć więcej frajdy z jazdy, zdjęć a nie jechać po to aby zdążyć do kwatery
- następnym razem tylko namiot
- satysfakcja mega :) pierwsza tego typu wyprawa udana
- rower się sprawił w pełni, bez zarzutu, bez awari i bez gumy :)
Kategoria 3. 100-?, Ok. Rumii, Pętle Wojewódzkie, Gminy
233.24 km
10:15 h
Prędkość śr.: 22.76 km/h
Prędk. max.: 48.00 km/h
W górę: m
CAD avg:
HR avg:
Temp.:28.0 °C
Kal.:13320 kcal
Rower: RIP - Merida składak
Dzień 2 - 233 km - Tour de Pomorze
Piątek, 4 lipca 2014 · dodano: 07.07.2014 | Komentarze 0
Taaaak dzień drugi... Postanowiłem sie wyspać :)Wstałem spokojnie o 6:30, wypiłem herbatkę owocową, zjadłem kanapki, spakowałem się, jeszcze kilka rzutów okiem na mapę i w końcu trzeba było ruszyć.
Zdziwienie było wielkie ponieważ zad mi nie dokuczał (na początku), tak więc pełen optymizmu zacząłem sobie spokojnie kręcić, spokojnie ponieważ założony dystans miał być o prawie 100km krótszy.
Nauczony wczorajszym leśno piaskowym babolem postanowiłem przepytać miejscowych o drogi które sobie założyłem. Okazało się że niestety większość jest w remoncie i to zaawansowanym, tak więc po przedyskutowaniu możliwości trasa się zmieniła na korzyść bardziej głównych dróg.
Tak siak czy owak trzeba było jechać i mimo że nie miałem zajeżdżać to zostałem poczęści zmuszony do odwiedzin Chojnic.
Z Czerska na Chojnice jechałem krajową 22-ką. Mimo że droga o dużym ruchu, pobocze dało spokojną jazdę.
W Rytlu szybkie zakupy, i fota górującej wieży kościoła.
Było jeszcze względnie wcześnie więc odkryte tereny i poranne słońce nie męczyło specjalnie choć miałem świadomość że później będzie ogień.
W Chojnicach przyjąłem kierunek pułudniowy zachód, omijając Człuchów, tak aby odwiedzić skrajny zakątek województwa - Dębrzno. Po drodze mijałem ciekawy kościółek w Strzeczonej i dalej znowu pola i pola. Wiatr był silny ale boczny (fartem).
Drewniany kościół w miescowości Strzeczona© mxdanish
Dzwonnica kościoła w miescowości Strzeczona© mxdanish
Pole zbożowe w Gockowie© mxdanish
Prosta szeroka droga doprowadziła mnie tam bez przeszkód, dalej odbiłem na krajową 20-tkę na Miastko.
Tu mi trochę dmuchnęło w plecy, przed samym Miastkiem długi zjazd, więc fizycznie odpocząłem :)
W miastku pauza wymuszona przez stopy. Strasznie mnie piekły podeszwy więc wnioskuję że trzeba wymienić wkładki :)
Połaziłem chwilę bez butów, zmuszony byłem odgonić się od miejscowych żulików, którzy bardzo nachalnie usiłowali nawiązać rozmowę na temat roweru i 'paczek' które wiozę :)
Zdjęcie ronda w Miastku i kierunek Słupsk.
Na początek przez około 10km jechałem krajową 21-ką, jednak za namową kolego odbiłem w Dretyniu na drogę równoległą.
Wstępnie nawierznia słaba (choć nie tak słaba jak w okolicach Prabut z dnia poprzedniego) ale potem nowy asfalt, cisza, drzewa, zerowy ruch oddały mi przyjemność z nawiązką :)
Na drogę 21 wbiłem się z powrotem przed Kobylnicą, gdzie powitał mnie meeega wielki korek w kierunku południowym. Ludzie chyba wracali z jakiegoś festynu bo w sumie weekend sie jeszcze nie skonczył i było zbyt wczesnie na powroty znad morza :)
Wszędzie po bokach królowały wiatraki.
Słupsk przebrnąłem przez ścieżki rowerowe i udałem się na ostatni odcinek drogi do Ustki, gdzie czekał na mnie nocleg w jakimś pensjonaciku. Te ostatnie 20km zjechałem szerokim poboczem delektując się widokiem zachodzącego słońca :)
Do Ustki dotarłem szybciutko i przez samo miasto jeszcze szybciej pognalem na plażę żeby zdążyć przed zachodem słońca nad Bałtykiem :)
I udało się !! W ostatniej chwili :)
O kwaterze szkoda pisać bo dawno nie spałem w takiej ruderze ale było to tylko na jedną noc więc machnąłem ręką i poszedłem spać.
Drugi dzień minął nie najgorzej. W sumie trasa niewiele zmieniona od oryginału, zjechana bez przeszkód i bez większych bóli.
Najgorzsze miało przyjść jutro :/
Kategoria 3. 100-?, Ok. Rumii, Pętle Wojewódzkie, Gminy
311.39 km
14:00 h
Prędkość śr.: 22.24 km/h
Prędk. max.: 53.00 km/h
W górę: m
CAD avg:
HR avg:
Temp.:25.0 °C
Kal.:17561 kcal
Rower: RIP - Merida składak
Dzień 1 - 311 km - Tour de Pomorze
Czwartek, 3 lipca 2014 · dodano: 07.07.2014 | Komentarze 1
No więc wreszcie nadszedł dzień do którego żonę przygotowywałem od kilku miesięcy :) Wypuściła mnie na kilka dni na rower :D:D
Plan był taki aby objechać województwo pomorskie w miarę możliwości jak najbliżej granicy wielką pętlą i wrócić do domu. Wstępny kształt trasy obliczony na gpsies podał trasę około 740km więc postanowiłem rozłożyć ją na 3 dni, przy czym w pierwszym dniu chciałem przy okazji przeskoczyć swój rekord przelotu dobowego (do tej pory 300km)W trasę w sumie ruszałem przygotowany, lista rzeczy zrobiona i wszystko zapakowane, sakwy pełne i cholernie ciężkie O_O, aparat w torbie na kierownicy, loger gps włączony i w drogę.
Start - 4:15 rano
Drogi przez całe Trómiasto nie ma sensu opisywać, ponieważ mimo wczesnej godziny ruch już był całkiem pokaźny i byłem skazany na kulanie się po DDR-ach, co w niektórych miejscach do przyjemności nie należało.
Jak już dotarłem do Gdańska nie mogłem się oprzeć aby nie odwiedzić Neptuna :)
Z Gdańska obrałem kierunek Sobieszewo gdzie do promu w Świbnie dostałem się bez większych przeszkód. Chociaż nie... Musiałem stale uciekać przed kropiącym deszczem, co na szczęście mi się udało, gdyż w okolicach Wisły już powoli przechodziło bokiem.
Deszcz za plecami dał pikny pozytywny widoczek :P
A przy okazji czekania na prom oraz samej przeprawy wykorzystałem czas na żarcie i popitkę.
Z promu na martwej Wiśle droga ciągnęła się przez Żuławy, czyli płasko, jeszcze bezwietrznie i... trochę nudno :)
Wszędzie pola i pola a dopiero po jakimś czasie krajobraz urozmaicony został przez siatkę kanałów i kanalików, dopływów, rzeczek itd.
Przejeżdżając przez most w Kępkach nad Nogatem, kierunek jazdy zmienił się typowo na południe, a że powoli zwiększała się siła wiatru akurat z tego kierunku, zaczęło się robić odrobinę ciężej. Na szczęście nie był to wiatr bardzo silny choć odczuwalnie przeszkadzał.
W sumie zaraz za mostem wbiłem się na krajową 22 i tak dojechałem do Starego Pola. Tu krótki odpoczynek, zakupy płynów w sklepie, szybka fota jakiejść fabryki i dalej w trasę.
I tu powoli zaczął się zmieniać krajobraz z równinnego na pagórkowaty. W sumie to się nawet cieszyłem ponieważ monotonia równin Żuławskich zaczęła już mnie nudzić. Na kilku nawet niewielkich podjazdach zdałem sobie jednak sprawę, że mimo iż sakw nie mam wypełnionych po brzegi to są one wyraźnie odczuwalne na każdej górce. Dodając do tego fatalny stan nawierzchni, ciągnący się nieraz przez 20km, daje to razem całkiem niezły wysiłek :)
W okolicach Budzisza spotkałem dwie ciekawe atrakcje :)
Pierwsza to wyścig z młodym zającem - siedział sobie na drodze i późno mnie zauważył/usłyszał. Wyrwał do przodu jak głupi i mimo iż leciałem około 32km/h to skubaniec mi spokojnie uciekał :)
Druga to te właśnie ruiny wiatraka. Niestety czas mnie gonił więc nie zwiedziłem wnętrza i nie mam pojęcia jak jest w środku.
Dalej droga prowadziła mnie ciągle przez otwarte przestrzenie, stale na smażalni :/ Odbiło mi się to po wycieczce zjaranymi rękami, karkiem i udźcami :) W Pudłowcu przejeżdżałem obok ruin jakiegoś XVI wiecznego pałacu. Musiał być niegdyś piękną budowlą.
Tuż pod Prabutami pojawiło się kilka odcinków zalesionych więc odpocząłem od słońca i skorzystałem tez aby zrobić dłuższą pauzę.
Jak na razie zmęczenia brak, plan założony był realizowany a z rowerem nic się nie działo.
I w końcu przy trasie jakieś jezioro!! Tyle km zrobionych żeby przejeżdżać koło jeziora. Nieźle :) Na Mazurach byłoby to nie do pomyślenia :D
Kolejnym etapem było przedostać się na drugą stronę Wisły, a że jedyną opcją był most w Kwidzynie więc tak też zrobiłem, nie ma co na ten temat pisać ponieważ jechałem krajową 55-ką, ruch niewielki więc jakoś poszło. Kwidzyn okazał się ładnym miastem i ku mojemu zdziwieniu bardzo górzystym, takie małe Polskie San Francisco. Oczywiście nie mogłem nie odwiedzić zamku oraz zobaczyć osławionego już wychodka ;) No i oczywiście walnąć modnej ostatnio samojebki :P
Przez Wisłę przejechałem nowym mostem, dalej trochę lasem aż przedostałem się na drugą stronę autostrady A1. Na mojej trasie ruch niemalże zerowy także wszystko szło cacy.
Nowy most nad Wisłą w Kwidzynie© mxdanish
Tnel w okolicy miejscowości Opalenie© mxdanish
Autostrada A1 z mostu w Kopytkowie© mxdanish
Za plecami miałem już 280km więc powoli dochodziło zmęczenie a za Kasparusem trafił mnie szlag...
Okazało się że to co na mapie jest oznaczone jako szlak rowerowy, w rzeczywistości jest drogą leśną w kopnym piasku. Koła zapadały mi się 8-10 cm głęboko więc nie było mowy o jakiejkolwiek jeździe. Było późno, zachód się zbliżał a ja miałem przed sobą 10km marszu w piasku. Właśnie wtedy przy jakiejś okazji upadł mi rower uderzając mnie pedałem prosto w ścęgno achillesa, przez co trochę utykam do teraz.
No cóż, straciłem ponad 40 minut na tym odcinku ale było wartoaby zrobić te dwa zdjęcia (przynajmniej tak mi się wydaje :P)
Leśna droga z Kasparusa do Osiecznej© mxdanish
Stary most kolejowy w Osiecznej o zachodzie słońca© mxdanish
Miło, przyjemnie, łądny pokój, gorąca herbata, szybkie smarowanie napędu i lulu.
A z okna miałem tak :)
Dwa wnioski po dzisiejszym dniu - 311 km z sakwami, to trochę dla mnie za dużo. Zwłaszcza w perspektywie dwóch kolejnych dni jazdy na tez całkiem sporych dystansach.
Drugi wniosek to taki, ze kolejna wycieczka tego typu tylko z namiotem. Bez stresu że muszę dojechać do jakiejśc konkretnej kwatery.
To tyle :)
Kategoria 3. 100-?, Ok. Rumii, Pętle Wojewódzkie, Gminy
133.00 km
04:53 h
Prędkość śr.: 27.24 km/h
Prędk. max.: 51.00 km/h
W górę: m
CAD avg:
HR avg:
Temp.:14.0 °C
Kal.:10339 kcal
Rower: RIP - Merida składak
Kierunek - pętla dookoła jeziora Żarnowieckiego
Sobota, 14 czerwca 2014 · dodano: 14.06.2014 | Komentarze 2
Dziś planów było kilka, wszystko zależało od pogody.Podniosłem się wcześnie rano, za oknem zobaczyłem deszcz więc budzik ustawiłem na 3:20 i jeszcze na godzinkę przytuliłem poduchę. Po 4 pobudka, szybkie małe śniadanie, napełniłem bidony i w drogę.
Kierunek Puck i dalej Krokowa no i oczywiście w ciągu pierwszych 30 min zlał mnie deszcz :( Zaraz potem się rozpogodziło na tyle że droga była sucha ale 10 minut opadów wystarczyło abym trasę robił w mokrych butach :/
Trasa fajna, prosta bez większych wzniesień więc na bank będzie powtórka.
Przy Żarnowcu stoczyłem bój ze wzmagającym się wiatrem prosto w twarz ale zaraz potem odbiłem sobie z nawiązką kiedy dmuchnęło w plecy.
Zrobiłem jedynie krótkie przerwy na kilka fotek więc niewiele mam do pokazania :)
Bele siana na polu© mxdanish
Widok na rury elektrowni wodnej w Żarnowcu© mxdanish
Jezioro Żarnowieckie Czymanowo© mxdanish
121.21 km
04:06 h
Prędkość śr.: 29.56 km/h
Prędk. max.: 52.00 km/h
W górę: m
CAD avg:
HR avg:
Temp.:24.0 °C
Kal.: 9723 kcal
Rower: RIP - Merida składak
Kaszebe Runda Mini 120km
Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 25.05.2014 | Komentarze 2
Dziś razem ze znajomymi wysoczyliśmy na Kaszebe Rundę. U kumpli było to trzecie u mnie pierwsze podejście.Cel? Miała być średnia z jazdy 27km/h.
Zaczęliśmy równo, trzymaliśmy około 30km/h, po 33km pierwszy bufet, pochłonąłem pączka, odwiedziłem kibelek i dalej w drogę.
Postój zajął 7 minut a następny zaplanowany na 80-tym km więc 50km drogi przed nami.
Do połowy trasy jechaliśmy wszyscy razem, lekko nieudolne amatorskie zmiany w prowadzeniu grupy, czasem ktoś się dołączył ale generalnie lecieliśmy w czwórkę. Mijaliśmy dziesiątki rowerów, co tu dużo mówić - 1300 osób w tej edycji brało udział (!!).
W pewnym momencie (około 60-tego km), gdy prowadziłem grupę, odwróciłem się i okazało się że zostałem sam :/ Żeby było śmieszniej - od paru minut spokojnie do nich mówiłem nie wiedząc, że za mną jest pusto :P
No cóż, 20km w samotności, krótka przerwa którą spędziłem na regulacji hamulca przedniego bo zaczął ocierać o tarczę, w międzyczasie chłopaki dołączyli do bufetu, więc napełnili zbiorniki i dalej w drogę.
Do mety 40km, od początku wróciłem na stary rytm i okazało się, że trasę muszę kończyć sam. Co jakiś czas mijały mnie małe grupki szosowców, przebrnąłem przez spory podjazd na 90km i dalej wiatr (mimo że niewielki) zaczął pomagać. Noga podawała więc prędkość przelotowa stanęła na 35km/h, złapałem się na koło małej grupy kolegów na szosach i w ten sposób podbiłem sobie średnią na finishu :)
Meta, piwko, spagetti, pamiątkowy medal i zadowolenie :D
Rower standardowy MTB, tyle że założyłem slicki Bontragera SR1 26x1.5. Totalne łysole :) Dlatego też zadowolenie wielkkie bo średnia pod 30km/h a zmęczenie niewielkie. Bardziej odczułem w głowie brak snu po wczorajszym weselu w pracy niż zmęczenie w nogach.
Za rok - 225km, może już na swojej szosie :D
170.36 km
06:44 h
Prędkość śr.: 25.30 km/h
Prędk. max.: 60.90 km/h
W górę: 3000 m
CAD avg:169
HR avg:145
Temp.:22.0 °C
Kal.:11703 kcal
Rower: RIP - Giant Rincon
170 km - tym razem nie sam :)
Niedziela, 2 września 2012 · dodano: 02.09.2012 | Komentarze 3
Wrzesień się rozpoczął całkiem nieźle :)Na dziś udało mi się zwerbować dwóch znajomych Sulbosia i Tomka. Od początku zapowiadało się mocniej niż zwykle bo obaj latają na szosach ale na szczęście dało radę :)
Plan była Łeba przez Krokową i powrót przez Lębork. Na start umówieni byliśmy o 10 w Połczynie także pierwsze 24km rozgrzałem się sam po standardowej trasie. I tu zaczęły się schody... Do samej Łeby odczuwalny wiatr prosto w gębę. Do przodu pchała mnie świadomość że od Łeby do domu będzie lżej no i chłopaki cisnęli.
W sumie nic niespodziewanego na trasie nam się na szczęście nie przytrafiło więc nie ma co opowiadać. W Łebie szybka zapiekanka i powrót do domu.
Udało się utrzymać prędkość średnią około 25km/h a jak wiadomo te regiony są upchane seriami górek, które zawsze grubo zaniżają mi staty :)
Dziś również przetestowałem w trasie nowe siodełko. Małe ryzyko było bo nie miałem pojęcia jak mój zadek zareaguje na nowinkę, a jest ono sporo twardsze od poprzedniej kanapy. Szczęśliwie złego słowa powiedzieć nie mogę. Jest nieźle.
Dwa pamiątkowe zdjęcia z kumplami
I na koniec trasa.
Mam nadzieję że uda się jeszcze wkrótce ustawić na jakąś wycieczkę, bo okazało się że w grupie idzie lepiej :)
131.12 km
05:02 h
Prędkość śr.: 26.05 km/h
Prędk. max.: 44.00 km/h
W górę: 1200 m
CAD avg:163
HR avg:138
Temp.:21.0 °C
Kal.: 9063 kcal
Rower: RIP - Giant Rincon
Na Hel
Poniedziałek, 13 sierpnia 2012 · dodano: 13.08.2012 | Komentarze 0
W sumie wyjazd nieplanowany :)Wstałem rano ubrałem się, wyszedłem na 2h na rower i po drodze dopiero postanowiłem skoczyć na Hel. Trasa oklepana, sam asfalt a na półwyspie ścieżką. Masa ludzi na rowerach, na rolkach i pieszo - istny slalom.
Tym razem obyło się bez awarii choć na koniec zauważyłem mały guzek na tylnej oponie... chyba już jej się żywot kończy :) i trzeba szukać godnej zastępczyni.
W sumie całkiem przyjemnie. Trzeba kiedyś powtórzyć :)
Aaaaa przy okazji - pękło 4k km w 2012 roku czyli mój plan wykonany nieco szybciej niż myślałem :)
302.89 km
11:58 h
Prędkość śr.: 25.31 km/h
Prędk. max.: 52.00 km/h
W górę: 10000 m
CAD avg:168
HR avg:142
Temp.:24.0 °C
Kal.:20813 kcal
Rower: RIP - Giant Rincon
302km - czyli 'Pech' vs 'Ja' 3:0
Poniedziałek, 23 lipca 2012 · dodano: 24.07.2012 | Komentarze 5
Już od kilku miesięcy nastawiałem się na taką wyprawę na trasie Rumia - Ełk.Plan był taki aby przejechać 'na lajcie' trasę w jeden dzień - a wujek Google wyliczył odległość na 329 km.
Kwestia była tylko kierunku oraz daty. Okazało się że poniedziałek będzie dniem odpowiednim - pogoda miała być optymalna: nie za ciepło i lekki wiatr pomagający.
Wyjazd zaplanowałem na 4 rano. Raczej nie jestem przyzwyczajony aby kłaść się spać o 22 więc zasnąłem po 1. Krótki sen i już pobudka. Nocne śniadanie, gorąca herbata, ostatnie sprawdzenie sprzętu i spakowanego plecaka i w drogę.
Pierwszy raz przejechałem Trójmiasto na rowerze o takiej porze i muszę przyznać że bardzo mi się to spodobało :) Pusto na ulicach, wiec ścieżki rowerowe nawet mnie nie powąchały :P Już po 90 minutach byłem w Gdańsku, gdy nagle zaczęło mi zadkiem dziwnie wozić na boki i tu niespodzianka - guma po raz pierwszy.
Co zrobić, trzeba zmieniać dętkę. Pomyślałem, iż dobrze że wziąłem dwie zapasowe skoro pierwsza poszła już na samym początku.
Niestety zeszło mi ponad 20 minut na zmianie przez co finalnie spóźniłem się na prom w Świbnie o jakieś 2-3 minuty (super bo następny za pół godziny).
Skorzystałem z tej okazji i wciągnąłem dwie bułki z szynką popijając red bullem.
Po promie standardowa prosta droga do Stegny, zakup wody i mieszanka z isostarem (kupiłem całą puszkę proszku na drogę aby na wodzie nie jechać).
Do Tujska całkiem fajna droga choć okazało się że bardziej ruchliwa niż myślałem, spotkałem sporo osobówek które jechały jakby świat się miał zaraz skończyć.
Szczęśliwie dotarłem na miejsce i odbiłem na Marzęcino oczekując gorszej nawierzchni a tu szok! Rewelacyjna droga wśród pól, fajny asfalt, zero ruchu. Piknie.
Po drodze minąłem dość ciekawy stary most w Bielniku:
Zaraz za nim żeby ominąć krajową 7-kę, zdecydowałem pojechać polnymi. Tam na mnie czekały niezbyt równo położone płyty, no ale na szczęście dało radę przejechać więc do serca sobie tego wyboru nie brałem.
W końcu dojechałem do Elbląga a tu jeden wielki rozkop... Niezbyt szczęśliwie wybrałem przejazd przez miasto bo trafiłem na same remonty, wiec za nim po omacku trafiłem na dobry wylot, trochę czasu straciłem (muszę popracować nad swoją orientacją :P )
Zaraz na wylocie co?? Guma po raz drugi (tym razem przód). Tak se myślę kurna druga dętka poszła a nawet połowa drogi nie minęła... Cholera trzeba szukać rowerowego sklepu.
Szybko zmieniłem na nówkę i jadę dalej.
Przede mną całkiem spory podjazd pod Wysoczyznę Elbląską. Dość długa, kręta szosa zmęczyła mi deczko nogi, które jak do tej pory kręciły raczej po płaskim terenie :)
Dalej droga troszkę nudna stale 509-tką aż do Ornety. na tym odcinku zaczął mi doskwierać brak osoby z którą można by było zamienić słowo ale cóż... Sam do siebie gadać nie będę (jeszcze nie w tym wieku :D )
Po drodze kilka postojów w sklepach w celu zakupienia płynów (te schodziły z bidonów ekspresowo).
W Ornecie znalazłem BP i już się cieszyłem że zjem hot doga ale okazało się że nie ma... szkoda, miałem ochotę... Zostały mi moje kanapki więc wypiłem dwie herbaty, wchłonąłem bułki i na koniec popiłem coca-colą.
Na stacji bardzo miły chłopak dał mi cynk, że jadąc do Lidzbarka mógłbym skorzystać ze ścieżki rowerowej zrobionej na jakimś starym poniemieckim nasypie kolejowym (27km - nieźle, pomyślałem, choć nie zapytałem się o nawierzchnię). Okazało się że obiecujący początek (bardzo twarda gruntowa droga) przeszła w leśną drogę momentami ciut bardziej piaszczystą. Nie mogłem jechać super szybko choć nie ukrywam, że sprawił mi frajdę przejazd kilku kilometrów bez martwienia się o wyprzedzające mnie auta.
W trakcie napotkałem kilka bardzo fajnych wiaduktów, które idealnie by się nadawały na kilka ujęć na sesjach ślubnych :)
Z Lidzbarka kierunek na Bisztynek. Szybko poszło - krótko i na temat.
W Bisztynku stanąłem przy sklepie aby uzupełnić płyny i na czas zakupów postawiłem rower na trawniku przy wejściu. Po zakupach i zjedzeniu dwóch marsów okazało się że niezbyt szczęśliwie postawiłem rower na leżącej w trawie pinezce....
Nosz kuźwa!!!
Trzecia guma a ja już nie miałem dętek. Pech to pech. Okazało się że w Bisztynku jest sklep rowerowy ale... nie mają mojego rozmiaru dętek ani zestawu naprawczego... Na szczęście chłopak okazał się bardzo uczynny, powiedział że ma jeden w domu, szybko poleciał i za kilka minut miałem w łapach komplet łatek i klej.
Wziąłem się do łatania - nie było lekko bo klej był lekko wyschnięty. Po 30 minutach walki jakoś się łata trzymała tak więc postanowiłem zaryzykować (zostało 100km do mety) i ruszyłem w drogę.
W sumie w Bisztynku zeszło mi ponad 1.5h :(
Wystartowałem na Reszel, gnałem tak szybko jak mi noga podawała, przeskoczyłem Reszel i na chwilę zatrzymałem się w Świętej Lipce.
I tu zaczęły się kolejne schody... Gość w sklepie powiedział że na mojej trasie (od Wilkowa) czeka mnie około 2km po grubym bruku. Szybka analiza: 2km - nie ma dramatu więc jadę. Do Wilkowa dojechałem bez problemów, do momentu gdy zaczął się bruk. Okazało się, że wspomniany wcześniej bruk to jest po prostu kamienista, chamsko nierówna droga, która pozwalała mi na poruszanie się z prędkością 8km/h!!!! i miała długość ponad 4km - reasumując 30 minut i 4km heh. Przez te 30 minut mój amortyzator sapał i dyszał ale przetrwał :)
Gehenna skończyła się w miejscowości Palestyna :P - gdyby ta miejscowość była celem pielgrzymek, to może by im drogę wyremontowali :P
Gdy dojechałem do Rynu już wiedziałem że nie skończę założonej trasy. Było późno a moje szybkie obliczenia wykazały że dojechałbym około 23 - czyli ostatnie 1.5h w nocnych warunkach po bardzo ruchliwej drodze pełnej TIRów. Nie chciałem ryzykować.
Mała zmiana trasy i od Rynu ruszyłem trasą między jeziorami (piękne miejsce!!! polecam na urlop) i dojechałem do Rudy gdzie czekała już na mnie żoneczka :)
Zabrakło 37km...
Przejechana trasa: 302,89
Czas jazdy: 11:58
Czas ze wszystkimi przerwami: 17:30
Prędkość średnia: 25.3 km/h
Prędkość maks: 52 km/h
Co pochłonąłem:
- 8L wody z isostarem
- 1L coca-coli
- 2 dwie herbaty
- 2 red bulle
- 4 bułki z szynką
- ryż z kurczakiem (spora porcja)
- dwa marsy
I na koniec mapa trasy
200.41 km
08:07 h
Prędkość śr.: 24.69 km/h
Prędk. max.: 47.00 km/h
W górę: 2000 m
CAD avg:
HR avg:
Temp.:25.0 °C
Kal.:14255 kcal
Rower: RIP - Giant Rincon
200km w upale
Wtorek, 22 maja 2012 · dodano: 22.05.2012 | Komentarze 2
No więc tak - wziąłem urlop :)Dziś kierunek Krynica Morska (troszkę za, wg Google maps, żeby dokręcić do 200km).
Pogoda piękna więc się lekko ubrałem i (tu był mój pierwszy błąd dnia) wysmarowałem się kremem z filtrem... No comment za moją głupotę bo krem wraz z potem spłynął mi na kierownicę już po 30 minutach, czyniąc ją cholernie śliską. Przymusowy postój - wycieranie się i wycieranie kierownicy.
Dalej idzie gładko, przewalczyłem przez calutkie Trójmiasto (głównie po ścieżkach) i wyskoczyłem na moment na krajową 7-kę. Duży ruch ale na szczęście już skręcałem w Przejazdowie - kierunek Sobieszewo. Delektowałem się małym ruchem do samego promu.
Tutaj pierwszy postój planowy, około 20 minut na promie, na marsa i Tigera.
Zaraz za promem fantastyczna droga do samej Krynicy. Jedyny minus - mało drzew i co się z tym wiąże jazda w pełnym słońcu. No ale cóż, chusta pod kask i wioooo.
Po drodze znalazłem taką fajną budowlę (chyba stara ;) )
No i oczywiście uroki Zalewu Wiślanego
W końcu przejechałem Krynicę, dokręciłem do 100km i zawróciłem.
I tu mały zonk... w całej Krynicy żaden sklep nie przyjmuje kart płatniczych.. hehe myślałem że w takim miasteczku turystycznym problemu nie będzie. No ale miła pani pokazała mi drogę do działającego bankomatu (dwa sam znalazłem ale 'Tomporarily out of service') i kupiłem zapasy drinków, małą szamkę i zrobiłem 20 minutową pauzę. Oczywiście jeden z zakupów to lodowata woda niegazowana która poszła na głowę, kark i ręce :)
No dobra trzeba wracać. Spokojnie zacząłem ale okazało się że sprzyja mi wiaterek więc byłem w stanie na mojej machinie spokojnie jechać około 30-31km/h.
Po drodze zaczęły mi trzeszczeć stery (hmmm... mają około 1.5kkm) lub mostek, więc nieplanowany postój na dokręcenie wszystkich śrub i przy okazji mogłem skoczyć 'na stronę' :)
A tu sobie w krzaczorach taki potwór :) Dla porównania wielkości położyłem na nim okulary bo nic innego nie miałem pod ręką.
Dalej droga bez niespodzianek, choć w pewnym momencie w Gdańsku zaczęły mi doskwierać stopy i sobie zrobiłem krótką przerwę przy osławionym czołgu:
Wnioski z wycieczki:
- chyba jestem gotowy na planowany przejazd Rumia - Ełk w lipcu
- ścieżki rowerowe... hmmm Gdynia to jest popierdółka.... W Gdańsku (przynajmniej na tej trasie dzisiejszej) jest po prostu dużo dużo lepiej...
Nie mam pojęcia czemu Gdynia tak się afiszuje że ma taki ogrom ścieżek - większość z nich nie kwalifikuje się nawet na chodniki...
- heh niestety spędzę dzisiejszy wieczór na pielęgnacji ramion bo już wyglądam jak świnka Piggy :)
No i mapka: