Info

avatar Hej!
Witam na moim blogu rowerowym :) Zostawilem z tyłu w
sumie: 53796.12 km
offroad: 2520.45 km
średnia: 23.21 km/h i jeszcze jestem za cienki aby smigac szybciej ;)
Pozdrawiam mxdanish
Wiecej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Odwiedzone regiony

Statystyki

Pogoda w Rumi

Ostatnie zdjęcia

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Imprezy

Dystans całkowity:6762.20 km (w terenie 223.00 km; 3.30%)
Czas w ruchu:299:40
Średnia prędkość:22.57 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:30432 m
Maks. tętno maksymalne:85 (43 %)
Maks. tętno średnie:163 (82 %)
Suma kalorii:187149 kcal
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:225.41 km i 9h 59m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
506.44 km 19:57 h
Prędkość śr.: 25.39 km/h
Prędk. max.: 64.00 km/h
W górę: 2412 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:8.0 °C Kal.: 9247 kcal
Wspólnie z:

Ultramaraton Piękny Wschód 2017 - czyli 320km bez szprychy :)

Sobota, 29 kwietnia 2017 · dodano: 02.05.2017 | Komentarze 0

Pierwsze ultra w 2017 - standardowo Piękny Wschód, jadę tam po raz drugi. Jak co roku trasa jest inna więc dodatkowo łakomym kąskiem jest trochę nowych gmin które wpadną do kolekcji.
Jadę z Ełku z Pawłem i Gosią więc mam mniejszy dystans, większy luz i tym samym jestem na miejscu wcześniej niż zwykle. Pogaduchy, odprawa, piwko, kolacja, ostatnie przygotowania i spanko. Noc słabo przespana, jak to na sali spory ruch, głośno i finalnie wyszło kilka h snu mniej niż być powinno. Budzę się jednak bez problemu i nawet wyspany. Śniadanko na szybko i w trasę.
Jest zimno, całą noc padało więc drogi mocno mokre i na dodatek od rana wieje silny zachodni wiatr. Nie będzie komfortowo więc ubieram się ciepło.
Startuję w Pawłem i Mariuszem z zamiarem spokojnej równej jazdy. Tak też ruszamy.

PK 1 Żółkiewka po 100km pękł sprawnie, na rozmowach, w kilkuosobowej grupie, punkt zaopatrzony świetnie, zacząłem się zastanawiać czy ciągnięcie wszystkich żeli i bananów to był dobru pomysł :/ Cały czas jest mokro a wiatr jest na tyle silny że nawet ja czuję że muszę mocno trzymać kierownicę.
PK 2 Józefów, kolejne 80km za nami. Jest nieźle. Po drodze mijamy kilka osób z wcześniejszych grup, a nas mija kilku solistów :) na 140km oczekiwany podjazd za Szczebrzeszynem, nastawiałem się na mordęgę ale poszło gładko. Potem bardzo ostry zjazd i od tego momentu jedziemy już tylko z Pawłem. Mariusz odpuścił na górce o mocno został. Od początku mówił że górki to nie jego domena (moja z resztą również)
Od połowy drogi jest już sucho i nie pada. Wieje ciągle.
PK 3 Horyniec Zdrój (70km). Zaraz po opuszczeniu Józefowa pech, szlag mi trafia szprychę z tyłu. Koło dostało bicia ale na razie jest około 1cm. Czuję pod tyłkiem ale jadę dalej wykręciwszy z pomocą Pawła szprychę, tylko nypel został luzem w komorze.
Od tej chwili zaczęła się asekuracja na dziurach i na zjazdach, hamowanie tylko przednim i psychiczna mordęga - wytrzyma czy nie wytrzyma. W końcu jeszcze ponad 320km drogi przed nami.
Tempo trochę spadło jednak starałem się nie spowalniać zbyt mocno Pawła aby nie wydłużać jazdy. Stan koła stale nadzorował Paweł.
Horyniec - duży punkt, zjedliśmy obiad, napełniliśmy bidony i w sumie szybko pojechaliśmy dalej.
PK 4 Tyszowce (około 77km). Najpiękniejszy odcinek trasy. Mega lasy, strumienie, oczka wodne w lesie, jakieś starorzecza, no i górki. Nie mocne górki ale takie 1-2% ale 3-4 km. Jak to Paweł określił 'męczynogi'.
Wiatr się uspokoił niemalże zupełnie i czekamy aż zacznie dmuchać od południa (wg prognoz)
PK 5 Hrubieszów (27km) - najkrótszy odcinek, przejechaliśmy go sprawnie. Na miejscu przy stadionie gulasz (jak w zeszłym roku), mega krótka pauza i dalej w drogę.
PK  6 Wierzbica (78km). Z Hrubieszowa ruszamy z grupą. Jest mocniej, szybciej przy sprawnych zmianach kmy uciekają. Ja mam jednak znowu pecha. Po ciemku wpadam w dziurę i bicie się powiększa. Ja nie mogę ryzykować, jestem zbyt blisko mety więc zdecydowałem się zwolnić i odpaść od grupy. Paweł mimo moich namów zostaje ze mną. Czuję się obciążeniem ale skoro tak chce to jego decyzja ;) Nie ukrywam że jest mi miło :P
Przed Chełmem pokonujemy te upierdliwe górki a potem jest już płasko.
Meta  Parczew (72km) Jedziemy sami. Pawła trochę muli, dopada nas ogólne znużenie i zanurzamy się w cholernym odliczaniu km a potem metrów do mety. Idzie wolno jak krew z nosa. Jest chłodno, pojawiają się mgły o świcie i już od jakiegoś czasu nie jest zbyt przyjemnie. Na to wszystko 45km przed Parczewem trafia się ponad 20km beznadziejnego asfaltu co jeszcze zwiększa nasze zmęczenie i dobija głowę. Ja przy każdej dziurze ze stresu robię w gacie bo nie wiem czy koło dojedzie.
Dojechało :) Nie wiem czy będzie do wycentrowania ale to zostawię fachowcom.

Podsumowując, jechaliśmy spokojniej niż w zeszłym roku, ale:
- nie miałem żadnego kryzysu zdrowotnego, górki jakoś pokonywałem w miarę bezboleśnie
- dupa na nowym siodle zajebiście, bez smarowania i bez żadnych dolegliwości
- kolano przetrwało bez awarii i bez większych bóli, ćmiło jedynie do pierwszych 150km
- przy spokojnej jeździe dużo więcej zakodowałem krajobrazów i ciekawych odcinków niż w zeszłym roku, z którego to pamiętam jedynie zmęczenie
- najbardziej ucierpiała lewa dłoń, ale wydaje mi się że głównie przez to że tylko ona hamowała przez ponad 320 km
- stopy akceptowalnie

Dużo jadłem kanapek, sporo piłem ale to chyba dobrze.
Porównując z 2016 netto dłużej o godzinę ale brutto krócej o 5 minut :P
Tak naprawdę jeszcze nie jechałem takiego dystansu z mniej niż 2h przerwy, czyli da się.


+18 gmin:
Bełżec, Narol, Horyniec-Zdrój, Lubaczów teren miejski, Lubaczów obszar wiejski, Cieszanów, Susiec, Józefów, Nielisz, Rudnik, Żółkiewka, Rybczewice, Piaski, Mełgiew, Wólka, Spiczyn, Ludwin, Ostrów Lubelski


Kategoria 3. 100-?, Gminy, Imprezy

Dane wyjazdu:
58.92 km 09:17 h
Prędkość śr.: 9:27 km/h
Prędk. max.: km/h
W górę: 987 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:8.0 °C Kal.: 6700 kcal
Rower:

Harpagan H-53 Cewice - TP50

Sobota, 22 kwietnia 2017 · dodano: 26.04.2017 | Komentarze 2

Harpagan, pierwszy raz na nogach. Jak pojawiły się plany startu, miała być setka ale jednak się zdecydowaliśmy z kumplem na TP50.
Harpagan jak to Harpagan, nawigacyjnie prosta impreza, kwestia tylko zdrowia.
Od rana wiało, do Cewic przyjechaliśmy rano, ubraliśmy się ciepło i odebraliśmy pakiety startowe.

Po otrzymaniu mapy poświęciliśmy 5 minut na opracowanie planu kolejności punktów (od tej edycji jest dowolna) i ruszyliśmy truchtem w kierunku pierwszego.
Kilka wstępnych punktów zaliczyliśmy szybciutko, dystans pokonując truchtem a przy górkach podchodząc. Po 15km nasz plan się lekko posypał i zdecydowaliśmy się na przejście odcinka po najkrótszej linii czyli przez chaszcze, rzeczkę i błoto. Straciliśmy trochę czasu ale nadal cisnęliśmy do przodu.
Następne punkty wpadały równo, tempo spadło ale nadal truchtaliśmy.
Dopiero po 44km pojawiły się problemy. Zaczęły mnie boleć stopy, miałem wrażenie że zerwała mi się skóra na podeszwach i od tego momentu było więcej marszu niż biegu. Pojawił się moment nawet, że chcieliśmy odpuścić jeden punkt, na szczęście słabość była chwilowa i dociągnęliśmy do końca.

Z TP50 wyszło 59km. Około 2km nadrobiliśmy z własnej głupoty (a właściwie z braku mojej kontroli ponieważ Jurek ze swoim końskim zdrowiem wykazał się słabą orientacją i nawigacją).
Jakieś 3km straciliśmy przez obranie drogi nie najkrótszej ale za to o lepszej nawierzchni która pozwalała na truchtanie.
A pozostałe 4 km przez inną kolejność wyboru jednego punktu w porównaniu do wzorca Harpagana.

Finalnie miejsce 12/13 na 133 startujące (33 pokonały całą trasę zdobywając wszystkie PK)

Jednym słowem imprezka udana, nogi bolą, bąble na połowie powierzchni stopy, lekkie zakwasy ale za to wiem że zdrowie jest a z moją nawigacją nie jest najgorzej :)



Kategoria Imprezy, Bieg, 2. 50-100

Dane wyjazdu:
21.32 km 01:58 h
Prędkość śr.: 5:32 km/h
Prędk. max.: km/h
W górę: m
CAD avg: HR avg:147
Temp.:5.0 °C Kal.: 2311 kcal
Rower:

ONICO Półmaraton Gdynia 2017

Niedziela, 19 marca 2017 · dodano: 19.03.2017 | Komentarze 2

Piździ od wczoraj...
Dziś od rana wieje ale biec trzeba. Startuję z założeniem 2:03-2:05 i utrzymaniem stałego tempa.
Wystartowałem zgodnie z założeniami ale jak to bywa, pęd innych ludzi, presja zawodów, kibice i dobre samopoczucie, wszystko wpłynęło na stopniowe przyspieszanie.
Nie ma co się rozpisywać, bo wynik generalnie dupska nie urywa ale jestem zadowolony z tempa, spokojnego rytmu oddechowego, no i oczywiście z poprawionego czasu.
Kolejna blaszka do kolekcji. Chyba czas pomyśleć nad jakimś wieszakiem :)



Kategoria 1. 0-50, Bieg, Imprezy

Dane wyjazdu:
10.13 km 00:57 h
Prędkość śr.: 5:37 km/h
Prędk. max.: km/h
W górę: m
CAD avg: HR avg:
Temp.:-6.0 °C Kal.: 1360 kcal
Rower:

Bieg Urodzinowy Gdyni 2017

Niedziela, 12 lutego 2017 · dodano: 12.02.2017 | Komentarze 0

Kolejny rok imprez biegowych zaczynam GPX Gdynia Biegiem Urodzinowym.
Zawalona nocka spędzona na SORze z Szymonem (4h snu) plus sporo nerwów i w efekcie zdecydowałem się na lekką przebieżkę zamiast normalnego ganiania. W związku z tym planem postanowiłem tez pojechać na start rowerem.
Piździ od rana niemiłosiernie, na Skwerze łeb urywa, pięknie nie ma co...
W moim sektorze ponad około 3 tysięcy ludzi, zaczynamy na szerokim skwerze a po 400m wąskie gardło i korek :) W sumie pierwszy km 7:09 :D
Potem się rozluźniło i zacząłem biec swoim tempem.
Mimo zmęczenia, i dojazdu rowerem, zimna i wiatru od drugiego km biegłem na rekord. Nie udało się poprawić ponieważ zbyt dużą stratę miałem na początku ale mam świadomość iż mimo biegania raz na 10 dni noga podaje :)
Jest nieźle a pamiątkowy medal bardzo ładny!



Kategoria Imprezy, Bieg, 1. 0-50

Dane wyjazdu:
44.39 km 08:17 h
Prędkość śr.: 11:11 km/h
Prędk. max.: km/h
W górę: 1044 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:-4.0 °C Kal.: 6000 kcal
Rower:

Impreza a Orientacje - Harce Prezesa - TP40

Piątek, 16 grudnia 2016 · dodano: 19.12.2016 | Komentarze 0

Pierwsza moja impreza na orientację, do której podszedłem sam i na dodatek w trybie nocnym. Wrażenia mega przyjemne, pogoda dopisała, teren TPK piękny, planerzy ułożyli trasę tak, że nie oszczędzili górek, jedyny minus to stan nawierzchni szlaków ale do tego ostatnimi czasy trzeba było się przyzwyczaić. Pierwsze kilka km szedłem z parą gości i cisnęliśmy przyjemnie, marszobieg i bezproblemowe odnajdywanie punktów. Potem oni przyspieszyli a ja nie zamierzałem się szarpać więc zostałem sam. Odnajdywanie punktów nie stanowiło problemu ale po jakimś czasie zacząłem odczuwać zmęczenie fizyczne. Kolejne górki które pokonywałem na przestrzał dawały w kość a z jednej z nich udało się niestety zjechać po korzeniach na dupie. To też przyczyniło się w głównej mierze do nieukończenia całości i rezygnacji po 25 punkcie kontrolnym. Na 25 pkt, zaliczyłem dwa stowarzyszone i jeden mylny ale zrobiłem to z własnej głupoty nie znając jeszcze punktacji :) Dodatkowo 50pkt karnych za złe opisy (pierwsze 5 punktów nie dopisywałem numeru punktu - o czym też nie wiedziałem). Nie wiedziałem też że w trasach pieszych długość trasy określa się w linii prostej między punktami i stąd moje zdziwienie kiedy dotarłszy do punktu 20 będącego jednocześnie punktem zmiany mapy, miałem już 31km za sobą, a trasa nazywała się TP40 więc rzekomo miała być na 40km. Teraz jestem mądrzejszy i sporo karnych bym nie zarobił ale cóż, pierwsza impreza = pierwsze błędy)

Dane wyjazdu:
5.00 km 00:25 h
Prędkość śr.: 5:00 km/h
Prędk. max.: km/h
W górę: m
CAD avg: HR avg:163
Temp.: °C Kal.: 582 kcal
Rower:

Parkrun Gdynia #1

Sobota, 3 grudnia 2016 · dodano: 10.12.2016 | Komentarze 0

Pierwszy Parkrun z założeniem na 27 min. Wyszło szybciej. Bez przygotowania, ślisko i wiało.
Generalnie mega zadowolony, super imprezka :)


Dane wyjazdu:
634.50 km 23:45 h
Prędkość śr.: 26.72 km/h
Prędk. max.: 56.00 km/h
W górę: 2032 m
CAD avg: 75 HR avg:
Temp.:21.0 °C Kal.:14502 kcal

BBT o którym chciałbym zapomnieć...

Sobota, 20 sierpnia 2016 · dodano: 27.08.2016 | Komentarze 2

No i nadszedł ten wielki dzień. Dzień, w którym miałem się zmierzyć z konkretnym dystansem, swoją głową i łydami.
Wstałem wyspany, zjadłem śniadanko, wszystko na spokojnie, bez pośpiechu, rower przygotowany i sprawdzony, za oknem pogoda ok, zachmurzenie pełne, ciepło, bez deszczu ale na ulicach widać było ślady po nocnych opadach.
Razem z Gosią i Darkiem udaliśmy się z plecakami na prom aby dostać się na start. Zdaliśmy bagaże, przepaki i czekamy.

Paweł już jedzie od 2,5 godziny, Gosia ruszyła tuż przede mną, ja już przygotowany, oznakowany i czekam na sygnał dźwiękowy promu do startu. W mojej grupie jedzie Marcin i Leszek, których poznałem na Pięknym Wschodzie, mocni są i widzę że ich nastawienie jest bardzo bojowe. Postaram się z nimi zabrać o ile tempo nie będzie za mocne.

Startujemy punktualnie, przetaczamy się przez obrzeża miasta i wypadamy na trasę. Tempo rośnie, lecimy średnio grubo ponad 32-33 km/h. Trzymam się bez problemu ale wiem, że nie dam rady tak kręcić całego dystansu. Tu był mój pierwszy błąd, od którego wszystko pewnie się rozpoczęło. Do pierwszego punktu na 76 km wpadamy ze średnią 32km/h, po drodze wchłonęliśmy 3-4 wcześniejsze grupy. Za szybko cholera. Pogoda bardzo ok, bez słońca, lekki wiatr w twarz a na szosie wyraźne ślady deszczu który musiał spaść tuż przed naszym przejazdem. Krótka pauza w Płotach na pierwszym PK, pieczątka i jedziemy dalej. Leszek popędza start więc nie ma nawet 3 minut przerwy.

Jedziemy dalej. Kolejny punkt jest w Drawsku Pomorskim na 130 km, do setnego km dojeżdżam jeszcze z chłopakami ale wiem, że to jest ostatni odcinek z tą grupą, jest zdecydowanie za mocno, ostatnie kilometry miałem problemy aby nadążyć za grupą a przy okazji pojawił się tajemniczy ból w kolanie. Trochę się zmartwiłem ale miałem nadzieję, że jest to chwilowa niedogodność, więc zwolniłem mocno aby odsapnąć i do punktu dotoczyłem się sam w leniwym tempie. Robi się ciepło, słońce zaczyna palić, więc prognozy powoli się spełniają. Na punkcie robię dłuższą pauzę, zjadam kanapkę, spijam kawę, spotykam też Sławka z Włocławka i jak się okazuję jedziemy razem prawie do końca mojego przejazdu. Startujemy w parze. Tempo luźniejsze, więc nie mam problemu aby się trzymać a przy okazji 27-28 km/h w pełni mnie satysfakcjonuje w perspektywie ostatecznego wyniku.

Następne punkty Wałcz i Bydgoszcz można powiedzieć bez problemów, droga bardzo dobra, ruch akceptowalny, mimo spokojnego tempa mijamy kolejne osoby a minęło nas tylko kilku twardzieli którzy jadą solo i ich tempo było dużo mocniejsze. Odcinek do Piły - 97km poszedł spokojnie, później Bydgoszcz odcinek około 70km w większości po krajowej 10tce, która mimo zmierzchu dała możliwość równej jazdy.
Zmęczenie zerowe, spać się nie chce, tylko te cholerne kolano boli coraz mocniej. W Bydgoszczy zmieniam ustawienie roweru, obniżam siodełko i przesuwam je do przodu, pomaga ale nie eliminuje bólu. Zdobywam jakieś prochy, smaruję ketonalem ale jest słabo...

PK Toruń krótki odcinek nie kojarzę nic ciekawego oprócz bolącego kolana...

Następny PK w Dębie Polskim tuż za Włocławkiem. Jedziemy nocą, dobra droga, kończą się pagórki czyli miejsca gdzie na zjazdach odpoczywa mi noga. Jest zupełnie płasko i trzeba non stop kręcić, jedziemy ze Sławkiem w dwójkę, tempo nadal trzymamy założone i wszystko by było mega gdyby nie pieprzone kolano! W połowie drogi dopada mnie mały senny kryzys, zatrzymujemy się na chwilę na Orlenie, spijam kawę, parę minut leżymy na glebie i ruszamy dalej. Sławek spoko gość rozumie sytuację i mimo wszystko jedzie razem ze mną, głównie to on nas ciągnie choć i ja wychodzę na przód. Nie jest to taki problem bo wiatr w nocy zesłabł, droga jest dobra a czy z tyłu czy z przodu po płaskim kręcić trzeba stale. Zauważyłem też interesującą zależność, że leżąc na lemondce boli mnie zdecydowanie mniej, dziwne... Chyba trzeba się w przyszłości udać na bike fitting bo coś czuję że mam źle ustawiony rower i może to też się przyłożyło do mojej kontuzji.

W Dębie Polskim czeka na nas Janek Doroszkiewicz. Punkt bardzo ok, można się zdrzemnąć, zjeść popić ale nie siedzimy tam długo tylko ruszamy w dalszą drogę. Jak się okazało, dołącza tam do nas dwóch kolegów Sławka - Czarek i Tomek, również z Włocławka. Tomek jest mocny i stale podkręca tempo, nie jest to dobre dla mojej nogi. Następny PK Gąbin bardzo krótki, zaledwie 36 km, nawet nie pamiętam kiedy go przejechaliśmy, ale te szarpane tempo coraz mocniej daje mi w kość.
Od Gąbina do Żyrardowa ruszamy w upale, lecz po paru km łapie nas deszcz. Grupa staje aby się schować pod wiatą a ja się delektuję chłodnym deszczykiem i jadę powoli dalej. Doganiają mnie oczywiście po 15 km ale to nic bo zauważyłem że jak jadę sam to zdecydowanie mniej boli mnie noga, być może podświadomie się oszczędzam. PK Żyrardów 15 minut postoju i ruszam sam. Grupa mnie dochodzi ale nie wyprzedza, mimo że naumyślnie jadę wolno i chciałem ten odcinek do Białobrzegów przejechać sam. Tuż za Grójcem zostaję z tyłu ponieważ padła bateria w garminie i musiałem zahaczyć o lokalny sklepik. Zaczynają się znowu górki ale tym razem każdy podjazd to już jest męczarnia a zjazd nie daje wystarczającego odpoczynku od bólu i coraz bardziej myślę o rezygnacji. Na nawet małych podjazdach w kolanie odczuwam bolesne kłucia, tak mocne że aż mi drętwieje noga.

W Białobrzegach postanawiam dotoczyć się do Iłży. Jest to duży PK, gdzie skończę moją przygodę z BBT. Miałem w planach robić częste przerwy i w ten sposób jakoś dokręcić do tego 700 km. Niestety 10km za Białobrzegami poddaję się.
Nie ma to sensu, od 100km jadę jedną nogą, a gdzie jeszcze podjazdy przed Ustrzykami...
Dzwonię do sędziego i informuję o decyzji, w odpowiedzi otrzymuję info że muszę się jakoś dostać do Ustrzyk bo przecież muszę zdać urządzenie GPS. WTF?? Myślałem,. że chociaż w niewielkim stopniu otrzymam pomoc aby dostać się na jakiś PK, ale nic z tego.
No cóż, nie komentuję i idę z powrotem do PK Białobrzegi.
Miałem mega farta bo widzę jadący wóz chłopaków z Włocławka, Mariusz spoko gość, pakuje rower na bagażnik i zabiera mnie do Iłży. Jestem uratowany...

W Iłży spędzam 8h w oczekiwaniu na transport do Ustrzyk, zabiera mnie tam żona Rafała, który też zrezygnował z ukończenia wyścigu.
W Ustrzykach jestem około 8, przebieram się, jem co nie co, wsiadam w autobus do Rzeszowa o 10:00 i już o 7 rano jestem w Gdyni...

Jestem wściekły, zły, wkurwiony, zmartwiony, sam już nie wiem i na to wszystko kuleję...
Całą drogę do Gdyni myślałem o tym zakichanym kolanie i mojej własnej głupocie, która się do tej sytuacji przyczyniła. Mam nauczkę na przyszłość, jechać tylko swoje, jakbym tak zrobił to bym pewnie ukończył...


Gminy: 48
Golczewo, Płoty, Resko, Łobez, Drawsko Pom., Kalisz Pom., Mirosławiec, Szydłowo, Piła, Kaczory, Miasteczko Krajeńskie, Białośliwie, Wyrzysk, Sadki, Nakło nad Notecią, Białe Błota, Nowa Wieś Wlk, Solec Kujawski, Wielka Nieszawka , Toruń, Aleksandrów Kuj wiejski, Raciążek, Waganiec, Lubanie, Włocławek wiejski, Włocławek miejski, Nowy Duninów, Łąck, Gąbin, Sanniki, Iłów, Rybno, Młodzieszyn, Sochaczew wiejski, Sochaczew miejski, Teresin, Wiskitki, Żyrardów, Radziejowice, Mszczonów, Żabia wola, Pniewy, Grójec, Bielsk Duży, Goszczyn, Promna, Białobrzegi, Stara Błotnica

Kategoria 3. 100-?, Gminy, Imprezy

Dane wyjazdu:
3.71 km 00:09 h
Prędkość śr.: 24.73 km/h
Prędk. max.: 22.00 km/h
W górę: 4 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:17.0 °C Kal.: 100 kcal

Dojazd na start

Sobota, 20 sierpnia 2016 · dodano: 27.08.2016 | Komentarze 0


Kategoria 1. 0-50, Imprezy

Dane wyjazdu:
355.45 km 14:36 h
Prędkość śr.: 24.35 km/h
Prędk. max.: 72.00 km/h
W górę: 2258 m
CAD avg: 75 HR avg:
Temp.:36.0 °C Kal.:10100 kcal
Wspólnie z:

Na Roztocze się toczę...

Sobota, 2 lipca 2016 · dodano: 05.07.2016 | Komentarze 4

Planu na ten wyjazd nie było, ale Paweł od jakiegoś czasu wspominał o grupowym przejeździe na Roztoczu organizowanym przez Mariusza. Tym razem fajnie się złożyło, że moje magiczne plany wakacyjne uległy zmianie i mogłem udać się 500km na południe kraju aby przejechać się 500km na rowerze :)

Zbiórka ustalona została na piątkowy wieczór, w planie ognisko, piwko i pogaduchy, a aura postanowiła nam zrobić psikusa i wszystko pozmieniać. Okazało się, że z soboty na niedzielę miał nad nas napłynąć front burzowy więc zamiast ruszyć w trasę w sobotę rano, wystartowaliśmy w piątek o północy :) Słabo, bo byłem niewyspany i po 5h monotonnej jazdy samochodem, a z drugiej strony dobrze bo zaczynamy bez słońca, a na sobotę zapowiadano patelnię, choć nawet w najczarniejszych snach nie spodziewaliśmy się, że będzie aż tak źle.

Start o 00:20 i od razu kierunek Sandomierz. Ruszyłem na długą górę i w sumie później nie żałowałem wyboru, miałem stały komfort. Do pierwszego postoju 100km, sprawnie szło więc dojechaliśmy w miarę szybko. Na rynku bułka, picie,rozprostowanie kości i ruszyliśmy dalej w poszukiwaniu stacji i kawy. Na miejscu duża kawa i spora przerwa.

Od Sandomierza miały się zacząć pojawiać pagórki, bo do tej pory było płasko, i tak też się stało. Do Annopola wzdłuż Wisły, pojawiło się trochę mgieł więc wilgoć dała odczucie chłodu, ale bez dramatu.
Kryzys senny.... Jechałem z jednym okiem zamkniętym i spragnionym wzrokiem obserwowałem każdy przystanek. Było źle, na tyle źle że zacząłem przekonywać grupę aby jechali beze mnie podczas gdy ja bym zamknął oko na kilkanaście minut. Paweł mnie poratował i przejechał ze mną w parze kilka km gadając. Poprawiło się i pierwszy kryzys minął. Później już tak źle nie było.

Od Annopola pierwsze hopki, potem im bliżej Kraśnika coraz większe i większe, ale nadal akceptowalne. Co było nieakceptowalne to słońce. Mimo wczesnej pory paliło jak diabli co dało się czuć na rękach i karku. Zacząłem też czuć parzące stopy. Szybko. Za szybko ale cóż, jedziemy dalej.

W Kraśniku kolejny duży postój pod sklepem, jedzenie, zimne napoje, zmiana na krótki rękaw. Na tyłek wypróbowałem maść zrobioną przez żoneczkę i muszę przyznać że działała, chłodziła, znieczulała, było git. Na dłonie wylałem fiolkę lignocainy na próbę i nie wiem czy to psycha ale poduszki przestały szczypać :) Warte przetestowania :)

Od Kraśnika było już tylko gorzej. Na starcie spod sklepu dostaliśmy w twarz ścianą duchoty. Słońce nas męczyło, tempo wyraźnie spadło, grupa się rozjeżdżała na podjazdach, a Wojtek coraz częściej zaczynał temat szukania dworca PKP. Grupa słabła psychicznie i widziałem, że chęci na dalszą jazdę malały z godziny na godzinę.
Czarę goryczy przelał podjazd przed Szczebrzeszynem. Patelnia PATELNIA!! upał, zero wiatru, zero drzew i muchy, masa much sprawiły razem, że i ja zacząłem myśleć o skróceniu trasy.
Decyzję postanowiliśmy podjąć w Szczebrzeszynie, bo tam mieliśmy zaplanowany obiad. Poszło szybko, postanowiliśmy zrobić zdjęcie z chrząszczem i udać się w linii  prostej do Lublina na PKP a stamtąd pociągiem do Dęblina.
Do Lublina zostało 80km a wiadomość o skróceniu trasy nie wpłynęła pozytywnie na nasze głowy,jechaliśmy bez chęci, postoje co 20km, zimne napoje. Do tego Wojtka zaatakowały wirki a Paweł złapał gumę.

Zdążyliśmy nawet na wcześniejszy niż planowaliśmy pociąg ale nie było miejsc na rowery więc poczekaliśmy na regio i spokojnie doturlaliśmy się po szynach do Dęblina. Stamtąd jeszcze 22km bardzo wolno do Garbatki, gril, piwko i wszyscy padli jak zabici.

No cóż, z pogodą nie ma żartów, myślę że decyzja była dobra, z kręcenia też należy mieć przyjemność a nie walczyć o każdy km w upale.



Wpadły 32 gminy:
Annopol, Bychawa, Dęblin, Głusk, Goraj, Gołcieradów, Jabłonna, Krzczonów, Lublin, Radecznica, Sułów, Szczebrzeszyn, Trzydnik Duży, Turobin, Wilkołaz, Wysokie, Zakrzew, Zakrzówek, Ciepielów, Garbatka-Letnisko, Lipsko, Policzna, Sieciechów, Zwoleń, Dwikozy, Obrazów, Ożarów, Sandomierz, Tarłów, Wilczyce, Wojciechowice, Zawichost

Lemondka po korektach daje komfort jazdy,rower sprawił się bardzo dobrze,martwią mnie nadal stopy...


Kategoria 3. 100-?, Gminy, Imprezy

Dane wyjazdu:
512.69 km 18:46 h
Prędkość śr.: 27.32 km/h
Prędk. max.: 60.00 km/h
W górę: 2800 m
CAD avg: 85 HR avg:114
Temp.:8.0 °C Kal.:12504 kcal
Wspólnie z:

Piękny Wschód Parczew 2016

Sobota, 30 kwietnia 2016 · dodano: 01.05.2016 | Komentarze 5

Wszystkie znaki na ziemi mówiły aby tam nie jechać...
W skrócie - zaczęło się od fatalnych deszczowych prognoz na dzień maratonu, potem choroba córy, następnie 2h stania w korkach w 3mieście z powodu czterech wypadków na obwodnicy (CZTERECH!!!), omyłkowo zły kierunek na A2 i stanie 30 minut w korku a na sam koniec sarna na masce i mocno uszkodzone auto :(
Bilans weekendu w tej kwestii fatalny, ale maraton udany.

Pierwsza impreza ultra w tym roku, pojechałem na nią po wcześniejszym umówieniu się z Pawłem, że przejedziemy się 'na spokojnie' tak aby w dobę się uwinąć, czyli bez spinki. No cóż, na miejscu okazało się jednak, że decyzją podjętą przez trybunał jedziemy aby szybciej dojechać do mety :P

Pobudka o 5:30 wymuszona przez krzątających się kolegów (drewniana podłoga na sali nie pomagała w tej kwestii), małe śniadanie, ostatnie przygotowania roweru, pakowanie, gorąca herbata i na start.
Lekko mży. Nie jest źle zważywszy że prognozy mówiły o intensywnym deszczu do południa.

7:18 sędzia główny Maciek startuje naszą grupę, nie znam w niej nikogo oprócz Pawła. Zaczynamy spokojnie, powoli rozkręcając tempo i po paru km lecimy już grubo powyżej 30km/h mijając kolejne grupy, które startowały przed nami. Z mijanych grupek dołączają się do nas pojedyncze osoby w ten sposób stworzyliśmy mały peleton.
Z nieba stale sączy mżawka ale i tak więcej wody przyjmuję na twarz spod kół ludzi w peletonie niż z góry :)
Wiatr jest jakiś dziwny, niby nie wieje mocno ale ciężko było zdecydowanie określić kierunek, przez co momentami bardzo efektywnie spowalniał tempo jazdy.
Pierwsze 100km to żwawe tempo (do Chełma dojechaliśmy ze średnią ponad 30km/h) przeplatane gęstymi punktami kontrolnymi. Na pierwszych postojach przerwa trwa maks 2-3 minuty (ledwie się wyrabiałem) na podbicie karty ale i tak, taka mini przerwa pomaga i od każdego startu z PK pierwsze km lecą jak z bicza strzelił.
Przestaje padać, asfalt robi się suchy. Od razu lepiej.
Z Chełma kierujemy się na Hrubieszów pokonując chełmińskie pagórki, okazało się że te pagórki dawały mi ostro w kość i zaczynałem powoli odczuwać zmęczenie w nogach. Krajobraz mocno przypominał Kaszubskie góreczki tyle że z mniejszą ilością lasów.

Dobijamy do 200km a ja wyraźnie zaczynam odpadać od grupy. Lipa. Perspektywa jazdy solo nie brzmiała zachęcająco, ale w sumie powinienem być do tego przyzwyczajony.
Ta gehenna trwa do 317km :(
Co mnie trzymało w tempie? Nie mam pojęcia.
Ile razy wyganiałem Pawła aby jechał z grupą? Nie wiem ale sporo.
Myślę że po części uratowała mnie niezbyt równa jazda naszego peletonu, ponieważ gdy ja jechałem w miarę równo, wówczas oni uciekali mi na podjazdach a na płaskim i zjazdach ich dystans między nami się zmniejszał. W końcu zagryzłem zęby i starałem się trzymać za nimi do dużego punktu w Janowie Lubelskim.
W międzyczasie w Krasnobrodzie na 236km dojeżdża do nas Tomek. Odpiął się od grupy kilkanaście km wcześniej. Wyglądał słabo. Przebiegnięty tydzień wcześniej maraton najwyraźniej nie pomógł mu w jeździe na rowerze. Tomek rezygnuje wsiada w PKS i jedzie do Parczewa. Porozdawał żele, pożegnaliśmy się i pojechaliśmy dalej.

Janów Lubelski był to punkt można powiedzieć strategiczny. Czekała tam na nas obiad, cola (!), herbata. Od niego zaczynał się zmierzch a następny PK miał być dopiero za 93 km.
Przebrałem się w suchą bluzę, nasmarowałem łańcuch bo rzęził jak tokarka, skorzystałem z toalety i powoli trzeba było się zbierać. Za długo tam siedzieliśmy. Od razu po starcie czułem że jest coś nie tak. Długo odczuwałem chłód, noga przestała podawać i generalnie czułem się zdymany.
Grupa 5 osób (zostawiliśmy szybszą część i wypuściliśmy ich do przodu, nie było sensu się szarpać) jednak poczekała na mnie i zrobiliśmy dodatkowy postój na Orlenie w okolicach 350km. Spiłem kawę i zagryzłem marsem. Nie wiem czy to cukier, czy faktycznie kawa ale odżyłem! Kryzys minął i mogłem jechać a nawet prowadzić peleton. Od razu też poprawiło się samopoczucie, wreszcie...
Na PK w Kazimierzu dolnym na 410 km spotykamy sporą grupę osób. Punkt miał być duży ale czekało nas rozczarowanie. Był zorganizowany na zewnątrz, woda, kanapka i drożdżówka. Mała kiszka, ale miało to swoje plusy - spowodowało szybszy start w dalszą drogę w dużej ponad 10-osobowej grupie.
Zostały nam dwa krótkie PK i meta. Z Kazimierza do Nałęczowa (24km i kilka solidnych górek) a potem do Kamionki (34km) i Parczewa (kolejne 46km już płasko).
W Nałęczowie podbijamy pieczątkę na Orlenie, spijam kawę i ciśniemy dalej. Grupa dalej spora ale tempo ultra spokojne. Nikomu się najwyraźniej nie spieszy, większość ma już dość a tematy rozmów obijają się o piwko, zapiekanki, pizze i inne tego pokroju pociechy ;)
W Kamionce zjadam kanapkę w remizie, spijam gorąca herbatę (PK totalnie samoobsługowy) i na sam koniec postanawiam spróbować shota Napalm. Zostało 46km i tradycyjne odliczanie.
Ruszyliśmy zwartym peletonem gdy nagle kilka osób wyrwało do przodu. Zignorowałem ten fakt ponieważ ostatnią rzeczą jaką teraz potrzebowałem było ściganie się na końcowych kilometrach. Jednak większość ludzi puściła się w pościg. Nie chciałem zostać sam więc trzeba było cisnąć. Tempo gwałtownie skoczyło do 34-37km/h a byli i tacy co szarpali się chwilami na ponad 40 ;)
Uciekinierzy mieli z nas niezły ubaw, ponieważ jak się okazało zainicjowali całą akcję dla jaj... Bez sensu.
Tempo niemniej wyraźnie się podniosło więc stwierdziłem że chromolę i razem z Pawłem i dwiema osobami złapaliśmy swój rytm i nie patrząc na innych własnym tempem dotoczyliśmy się do mety.
Na miejscu herbata, gulasz, pół piwka, kąpiel w zimnej wodzie i do śpiwora na 1,5h. Przyjeżdżające kolejne osoby nie dawały cienia szansy na spokojny sen.

Plan 24h zrealizowany, wyszło 21:40 z 3h przerw (18:47 samej jazdy).
Rower się sprawił w 100%, zakochałem się w lemondce (pierwszy raz z nią jechałem włąsnych korektach w geometrii).
Tyłek lekko obtarty, stopy bez problemu, dłonie przy używaniu lemondki bez porównania w stosunku do pierścienia gdzie zmęczyły się okrutnie. Jedyną udręką był bolący kark, ale może to od nowej pozycji leżącej na lemondce.


I trasa:


Wpadło 50 nowych gmin do kolekcji:
Dębowa Kłoda, Sosnowica, Stary Brus, Urszulin, Cyców, Wierzbica, Chełm - ob. wiejski, Chełm - ob. miejski, Kamień, Leśniowice, Wojsławice, Uchanie, Hrubieszów - ob. wiejski, Hrubieszów - ob. miejski, Werbkowice, Mircze, Tyszowce, Rachanie, Tarnawatka, Tomaszów Lubelski - ob. wiejski, Tomaszów Lubelski - ob. miejski, Krasnobród, Adamów, Zwierzyniec, Tereszpol, Biłgoraj - ob. wiejski, Biłgoraj - ob. miejski, Frampol, Dzwola, Janów Lubelski, Modliborzyce, Szastarka, Kraśnik - ob. wiejski, Kraśnik - ob. miejski, Urzędów, Chodel, Opole Lubelskie, Karczmiska, Kazimierz Dolny, Wąwolnica, Nałęczów, Markuszów, Garbów, Kamionka, Lubartów - ob. wiejski, Lubartów - ob. miejski, Niedźwiada, Ostrówek, Siemień, Parczew



Kategoria 3. 100-?, Gminy, Imprezy