Info

avatar Hej!
Witam na moim blogu rowerowym :) Zostawilem z tyłu w
sumie: 53796.12 km
offroad: 2520.45 km
średnia: 23.21 km/h i jeszcze jestem za cienki aby smigac szybciej ;)
Pozdrawiam mxdanish
Wiecej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Odwiedzone regiony

Statystyki

Pogoda w Rumi

Ostatnie zdjęcia

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Gminy

Dystans całkowity:12720.83 km (w terenie 324.50 km; 2.55%)
Czas w ruchu:525:05
Średnia prędkość:24.23 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:67638 m
Maks. tętno maksymalne:169 (85 %)
Maks. tętno średnie:145 (73 %)
Suma kalorii:454435 kcal
Liczba aktywności:50
Średnio na aktywność:254.42 km i 10h 30m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
86.76 km 04:06 h
Prędkość śr.: 21.16 km/h
Prędk. max.: 40.00 km/h
W górę: 379 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:14.0 °C Kal.: 3681 kcal
Wspólnie z:

Powrót ze zlotu do Częstochowy na pociąg

Sobota, 20 maja 2017 · dodano: 23.05.2017 | Komentarze 0

Leniwa sobota. Cały dzień odpoczywamy i jemy :)
Decydujemy się na pociąg z Częstochowy o 4 rano, więc trzeba wyjechać odpowiednio wcześniej aby zjechać kilka dodatkowych gmin.
Ruszamy planowo tuż przed 22:00. Pożegnaliśmy się krótko, żal było opuszczać bo ognisko się rozkręcało, no ale następnym razem zostaniemy dłużej.
Ruszamy spokojnie, mamy spory zapas czasu, robimy postoje, gadamy, jest bardzo przyjemnie. Na miejsce dojeżdżamy na 2:00 więc mamy 2h zapasu. Kasy są zamknięte, więc ja kupuję bilet przez telefon a Paweł zamierza nabyć u konduktora.
Ruszamy więc żółwim tempem na Jasną Górę. Miasto pełne nieświeżych studentów, można rzec iż jest to krajobraz iście postapokaliptyczny - Miasto Żywych Trupów :)

Krótki postój przed klasztorem, fotka i jedziemy szukać kebaba oraz nocnego sklepu. Kebaba znaleźliśmy z pomocą lokalesów, zjedliśmy ale szału nie robił, w nocnym małe zakupy i na dworzec.

Do Warszawy jedziemy razem ale gadamy chwilkę a potem drzemka.

W Gdyni odbiera mnie żoneczka z dzieciakami i śmigam na obiad :)


Bilans gmin: +8
Żytno, Koniecpol, Dąbrowa Zielona, Przyrów, Janów, Mstów, Olsztyn, Częstochowa

Kategoria 2. 50-100, Gminy, Imprezy

Dane wyjazdu:
678.45 km 28:54 h
Prędkość śr.: 23.48 km/h
Prędk. max.: 61.00 km/h
W górę: 2377 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:25.0 °C Kal.:15000 kcal
Wspólnie z:

Dojazd na zlot forumowiczów

Czwartek, 18 maja 2017 · dodano: 21.05.2017 | Komentarze 6

Zlot forumowiczów podrozerowerowe.info. Wybrana lokalizacja to Krzętów w Dolinie Pilicy czyli kawał drogi od domu ale mimo wszystko z Pawłem decydujemy się na dojazd na kołach. Oczywiście nie startujemy razem, lecz umawiamy się na 270 km przed lokalizacją zlotu.
Trasa którą sobie ułożyłem (pod kątem gmin oczywiście) wyszła na około 717 km tak więc pierwsze 440km mam jechać solo.
Już kilka dni przed wyjazdem prognozy mówiły o wysokiej temperaturze i silnych południowych wiatrach, tak też niestety zostało.
Startuję po 8 rano a spotkanie w okolicach Słubic mamy zaplanowane na 5 rano dnia następnego. Powinno być ok ale mimo wszystko obawiam się wiatru i słusznie z resztą jak się później okaże.
Od początku dmucha konkretnie... wiem że będzie ciężko utrzymać jakiekolwiek rozsądne tempo więc nawet nie walczę aby nie przeholować, zwłaszcza że początek to Kaszubskie górki. Po 40 km mam najgorsze podjazdy za sobą ale mam też ostro w ryju i średnią zaledwie 20km/h :/ Słabo, no ale trzeba jechać dalej.
Słońce pali niemiłosiernie, mimo że ręce i kark mam wysmarowane kremem z mocnym filtrem, czuję że skóra mi się przegrzewa a po 100km już stopy zaczynają parzyć.

Pierwszy postój na 120 km w Osiecznej pod małym sklepikiem, do którego kieruje mnie spotkany po drodze szosowiec (pozdrowienia tak na marginesie). Kupuję worek lodu, którym napełniam oba bidony, wodę i oczywiście loda na patyku ;) To zawsze pomaga.
Lód w bidonie - petarda ale przy tej temperaturze powietrza płyn jest już letni po 1h jazdy...
Dalej ruszam po krótkiej przerwie i niestety nie smaruję tyłka - odpokutuje ten błąd już niedługo.

Do następnego pit stopu w Bydzi na 205 km docieram około 18 (dokładnie nie pamiętam). Do punktu dojechałem pokonując raczej otwarte przestrzenie, więc nieustający wiatr zmęczył już moje nogi i co gorsza psychę, jedyny plus to fakt iż po opuszczeniu pomorskiego zaczynam odhaczać nowe gminy. Postój przy żabce i podobne zakupy co wcześniej. Liczę na to że popołudniowe słońce już nie będzie tak grzało i może woda dłużej będzie chłodna. Jest dłużej ale niewiele...
Na postoju oczywiście zdejmuję buty a stopy okładam resztkami lodu których nie wykorzystałem w bidonach. Pomaga.
Zatrzymuję się tu an dłużej, na jakieś 15-20 minut. Dzwonię do Pawła aby się zorientować jak mu idzie i okazuje się, że idzie mu znacznie lepiej, ponieważ nie ma wiatru prosto w twarz.
Od tego momentu jedzie mi się deczko lepiej. Stopy bolą, dłonie podobnie, ale nie jest tak dokuczliwie jak wcześniej. Temperatura ma jednak duże znaczenie.

Kolejny punkt to Ciechocinek na 275 km i jest to ostatni przed nocką. Tam muszę zrobić większe zapasy ponieważ po drodze do Słubic (170km przez noc, nie będzie miejsca na żadne zakupy). Znajduję sklep 5 min. przed zamknięciem, kupuję co potrzeba, zjadam wypijam, ubieram się cieplej i ruszam po trzy małe luki w gminach, które powstały po BBT :)
W nocy idzie nieźle. Kilometry mijają, noga kręci a dolegliwości jakby mniejsze. Jestem w stałym kontakcie z Pawłem, mam nad nim niewielką przewagę i wiem że mogę sobie pozwolić na częstsze przerwy tak aby na miejscu zbyt długo na niego nie czekać.
Robię zdaje się dwa postoje i w końcu docieram do Sannik, gdzie od razu kładę się na chodnik i czekam około 20 minut zanim nie dojedzie do mnie Paweł. Robimy pod sklepem prawie godzinną przerwę. Zjadam kiełbasę z bułką, nabijamy bidony i dalej ruszamy już razem.
Przed nami kolejny upalny dzień i jeszcze silniejszy wiatr w twarz, co od razu można odczuć po pierwszych wspólnych kilometrach.
Mimo, iż rozmawianie pomaga i w końcu można choć na chwilę pojechać na kole, dochodzimy powoli do tego samego wniosku - po co nam to było :P
Pewien 30 km odcinek prostej drogi na odkrytym terenie, w kierunku SE czyli prosto pod wiatr, dobija nas i wspólnie decydujemy się skrócić trasę o kilka gmin na końcu planowanej trasy. Zyskujemy na tym około 40 km (kolejne 5km odpada nam ponieważ omijamy przypadkiem skok w bok po jedną sąsiednią gminę). Perspektywa krótszej trasy pomaga, ponieważ tym sposobem będziemy na miejscu na około 19, jednak ostatnie godziny to męka dla nas obu. Robimy częste pauzy a tempo nie jest już nawet średnie :)

Nie ma sensu płakać nad samą jazdą bo w końcu dojechaliśmy. Zrobiliśmy zakupy w Wielgomłynach w postaci piwka i kiełbasy na ognisko. Na miejscu witamy się z ludźmi, kwaterujemy się, szybki prysznic, dwa piwka, kiełbaski i o 22 padamy w łóżkach.

Czy wyprawa była udana? Nie wiem. Ciężko powiedzieć. Na pewno było to coś dla mnie zupełnie nowego ponieważ nigdy sam nie jechałem takiego dystansu oraz nigdy sam nie przejechałem całej nocki.
Kolejne wnioski przed MRDP to to, iż pogoda może całe nasze strategie rozłożyć na czynniki pierwsze i zniszczyć.
Te dwa dni były oczywiście dość mocno hardcorowe i marne szanse aby tak się powtórzyło w sierpniu ale jednak musimy to brać pod uwagę.

Gminne żniwa: +52 ( w tym 4 dość istotne dziurki załatane):
Cekcyn, Lubiewo, Świekatowo, Pruszcz, Dobrcz, Osielsko, Dąbrowa Chełmińska, Zławieś Wielka, Łubianka, Łysomice, Ciechocinek, Aleksandrów Kujawski – miasto, Nieszawa, Koneck, Bądkowo, Zakrzewo, Osięciny, Brześć Kujawski, Lubraniec, Boniewo, Choceń, Kowal – miasto, Kowal – obszar wiejski, Baruchowo, Gostynin – miasto, Gostynin – obszar wiejski ,Szczawin Kościelny, Słubice, Pacyna, Żychlin ,Bedlno, Zduny, Bielawy, Domaniewice, Łyszkowice, Maków, Lipce, Reymontowskie, Godzianów, Słupia, Głuchów, Jeżów, Koluszki, Budziszewice, Żelechlinek, Lubochnia, Mniszków, Aleksandrów, Żarnów, Fałków, Przedbórz, Masłowice, Wielgomłyny

Trasa:

I kilka zdjęć:

Początek gehenny na Kaszubach © mxdanish

Full lampa, nawet las nie chronił © mxdanish
A słońce nadal pali a wiatr nadal wieje w twarz © mxdanish
Gdzieś tam gdy jeszcze mi się jakoś jechało © mxdanish

Odrobina cienia - nieoceniony prezent © mxdanish

Przeprawa przez most na Wiśle - Toruń © mxdanish

Wschód słońca w Słubicach © mxdanish
Wschód słońca w Słubicach © mxdanish


Kategoria 3. 100-?, Gminy, Imprezy

Dane wyjazdu:
506.44 km 19:57 h
Prędkość śr.: 25.39 km/h
Prędk. max.: 64.00 km/h
W górę: 2412 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:8.0 °C Kal.: 9247 kcal
Wspólnie z:

Ultramaraton Piękny Wschód 2017 - czyli 320km bez szprychy :)

Sobota, 29 kwietnia 2017 · dodano: 02.05.2017 | Komentarze 0

Pierwsze ultra w 2017 - standardowo Piękny Wschód, jadę tam po raz drugi. Jak co roku trasa jest inna więc dodatkowo łakomym kąskiem jest trochę nowych gmin które wpadną do kolekcji.
Jadę z Ełku z Pawłem i Gosią więc mam mniejszy dystans, większy luz i tym samym jestem na miejscu wcześniej niż zwykle. Pogaduchy, odprawa, piwko, kolacja, ostatnie przygotowania i spanko. Noc słabo przespana, jak to na sali spory ruch, głośno i finalnie wyszło kilka h snu mniej niż być powinno. Budzę się jednak bez problemu i nawet wyspany. Śniadanko na szybko i w trasę.
Jest zimno, całą noc padało więc drogi mocno mokre i na dodatek od rana wieje silny zachodni wiatr. Nie będzie komfortowo więc ubieram się ciepło.
Startuję w Pawłem i Mariuszem z zamiarem spokojnej równej jazdy. Tak też ruszamy.

PK 1 Żółkiewka po 100km pękł sprawnie, na rozmowach, w kilkuosobowej grupie, punkt zaopatrzony świetnie, zacząłem się zastanawiać czy ciągnięcie wszystkich żeli i bananów to był dobru pomysł :/ Cały czas jest mokro a wiatr jest na tyle silny że nawet ja czuję że muszę mocno trzymać kierownicę.
PK 2 Józefów, kolejne 80km za nami. Jest nieźle. Po drodze mijamy kilka osób z wcześniejszych grup, a nas mija kilku solistów :) na 140km oczekiwany podjazd za Szczebrzeszynem, nastawiałem się na mordęgę ale poszło gładko. Potem bardzo ostry zjazd i od tego momentu jedziemy już tylko z Pawłem. Mariusz odpuścił na górce o mocno został. Od początku mówił że górki to nie jego domena (moja z resztą również)
Od połowy drogi jest już sucho i nie pada. Wieje ciągle.
PK 3 Horyniec Zdrój (70km). Zaraz po opuszczeniu Józefowa pech, szlag mi trafia szprychę z tyłu. Koło dostało bicia ale na razie jest około 1cm. Czuję pod tyłkiem ale jadę dalej wykręciwszy z pomocą Pawła szprychę, tylko nypel został luzem w komorze.
Od tej chwili zaczęła się asekuracja na dziurach i na zjazdach, hamowanie tylko przednim i psychiczna mordęga - wytrzyma czy nie wytrzyma. W końcu jeszcze ponad 320km drogi przed nami.
Tempo trochę spadło jednak starałem się nie spowalniać zbyt mocno Pawła aby nie wydłużać jazdy. Stan koła stale nadzorował Paweł.
Horyniec - duży punkt, zjedliśmy obiad, napełniliśmy bidony i w sumie szybko pojechaliśmy dalej.
PK 4 Tyszowce (około 77km). Najpiękniejszy odcinek trasy. Mega lasy, strumienie, oczka wodne w lesie, jakieś starorzecza, no i górki. Nie mocne górki ale takie 1-2% ale 3-4 km. Jak to Paweł określił 'męczynogi'.
Wiatr się uspokoił niemalże zupełnie i czekamy aż zacznie dmuchać od południa (wg prognoz)
PK 5 Hrubieszów (27km) - najkrótszy odcinek, przejechaliśmy go sprawnie. Na miejscu przy stadionie gulasz (jak w zeszłym roku), mega krótka pauza i dalej w drogę.
PK  6 Wierzbica (78km). Z Hrubieszowa ruszamy z grupą. Jest mocniej, szybciej przy sprawnych zmianach kmy uciekają. Ja mam jednak znowu pecha. Po ciemku wpadam w dziurę i bicie się powiększa. Ja nie mogę ryzykować, jestem zbyt blisko mety więc zdecydowałem się zwolnić i odpaść od grupy. Paweł mimo moich namów zostaje ze mną. Czuję się obciążeniem ale skoro tak chce to jego decyzja ;) Nie ukrywam że jest mi miło :P
Przed Chełmem pokonujemy te upierdliwe górki a potem jest już płasko.
Meta  Parczew (72km) Jedziemy sami. Pawła trochę muli, dopada nas ogólne znużenie i zanurzamy się w cholernym odliczaniu km a potem metrów do mety. Idzie wolno jak krew z nosa. Jest chłodno, pojawiają się mgły o świcie i już od jakiegoś czasu nie jest zbyt przyjemnie. Na to wszystko 45km przed Parczewem trafia się ponad 20km beznadziejnego asfaltu co jeszcze zwiększa nasze zmęczenie i dobija głowę. Ja przy każdej dziurze ze stresu robię w gacie bo nie wiem czy koło dojedzie.
Dojechało :) Nie wiem czy będzie do wycentrowania ale to zostawię fachowcom.

Podsumowując, jechaliśmy spokojniej niż w zeszłym roku, ale:
- nie miałem żadnego kryzysu zdrowotnego, górki jakoś pokonywałem w miarę bezboleśnie
- dupa na nowym siodle zajebiście, bez smarowania i bez żadnych dolegliwości
- kolano przetrwało bez awarii i bez większych bóli, ćmiło jedynie do pierwszych 150km
- przy spokojnej jeździe dużo więcej zakodowałem krajobrazów i ciekawych odcinków niż w zeszłym roku, z którego to pamiętam jedynie zmęczenie
- najbardziej ucierpiała lewa dłoń, ale wydaje mi się że głównie przez to że tylko ona hamowała przez ponad 320 km
- stopy akceptowalnie

Dużo jadłem kanapek, sporo piłem ale to chyba dobrze.
Porównując z 2016 netto dłużej o godzinę ale brutto krócej o 5 minut :P
Tak naprawdę jeszcze nie jechałem takiego dystansu z mniej niż 2h przerwy, czyli da się.


+18 gmin:
Bełżec, Narol, Horyniec-Zdrój, Lubaczów teren miejski, Lubaczów obszar wiejski, Cieszanów, Susiec, Józefów, Nielisz, Rudnik, Żółkiewka, Rybczewice, Piaski, Mełgiew, Wólka, Spiczyn, Ludwin, Ostrów Lubelski


Kategoria 3. 100-?, Gminy, Imprezy

Dane wyjazdu:
264.76 km 10:32 h
Prędkość śr.: 25.14 km/h
Prędk. max.: 47.00 km/h
W górę: 1451 m
CAD avg: 82 HR avg:
Temp.:12.0 °C Kal.: 9600 kcal
Wspólnie z:

Iława - Jabłonowo po gminy

Niedziela, 2 kwietnia 2017 · dodano: 02.04.2017 | Komentarze 0

Piękny Wschód się zbliża więc trzeba zacząć się ruszać. W planach 250km z Pawłem i Gosią ale się okazało, że jednak Gosi nie będzie i jedziemy sami.
Do Iławy pociągiem, spotykamy się na peronie, jest 21 więc nieco chłodniej ale nadal czuć że sobotni dzień był ciepły. Startuje na krótkie spodenki, długa góra i bez rękawiczek. Jest ok.
Ruszamy spokojnie bez spinania się. W nocy jedzie się inaczej, wydaje się że człowiek pędzi a na liczniku 24-25 km/h :) Niezła zmyłka.
Trasę mamy hmmm skomplikowaną, kręcimy się w każdą możliwą stronę, żeby pozbierać jak najwięcej gmin. Ukłon dla Pawła za przygotowanie wyjazdu.
Wiatr jest lekki ale odczuwalny, kierunek S/SE, więc większość trasy pokonujemy w warunkach niesprzyjających. Od początku mamy nadzieję, że chociaż asfalty nam nie dadzą w kość.
W sumie nie było źle, powiedziałbym, że było 10% złych dróg, 40% w miarę a reszta na prawdę ok. Było trochę podjazdów, trochę szybkich zjazdów, sporo zwierzyny, mało i krótkie postoje, były mijane ogniska, szczekające psy (całe mnóstwo) i było trochę kilometrów.
Zniosłem to lepiej niż się spodziewałem. Zdrowotnie w porządku, kolano ćmiło ale nie przeszkadzało, najbardziej doskwierały dłonie nie przyzwyczajone do baranka po przerwie zimowej oraz kark...

Wpadło trochę gmin ale też nie obyło się bez małych pomyłek, okazało się że kolejną wolną gminę minęliśmy o 100m O_O a wystarczyło odbić w bok hehe, no cóż, kiedyś trzeba będzie tam wrócić.

Kolejny wypad z Pawłem udany, mam nadzieję że nie tylko z mojej strony ;) Większość trasy przegadana, a było o czym, w końcu MRDP zbliża się wielkimi krokami :)




+ 26 gmin
Brzozie, Jabłonowo Pomorskie, Zbiczno, Lisewo, Stolno, Gruta, Łasin, Radzyń Chełmiński, Rogóźno, Świecie nad Osą, Wąbrzeźno, Dębowa Łąka, Książki, Płużnica, Wąbrzeźno, Grudziądz - miasto, Grudziądz - teren wiejski, Rybno, Lubawa - miasto, Lubawa - teren wiejski, Kisielice, Nowe Miasto Lubawskie - miasto, Nowe Miasto Lubawskie - teren wiejski, Biskupiec, Grodziczno, Kurzętnik
Kategoria Gminy, 3. 100-?

Dane wyjazdu:
103.72 km 04:27 h
Prędkość śr.: 23.31 km/h
Prędk. max.: 52.00 km/h
W górę: 763 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:1.0 °C Kal.: 4664 kcal

Pierwsze gminobranie w nowym sezonie

Piątek, 3 lutego 2017 · dodano: 03.02.2017 | Komentarze 0

W lutym miała paść pierwsza setka. Na przyszły tydzień prognozy wspominają o sporych mrozach więc szybka decyzja: dzień urlopu, zakup biletu PKP i zbieram się po ostatnie gminy województwa pomorskiego.
Plan jest taki aby dojechać pociągiem do Słupska a potem 'prawie' najkrótszą drogą do Lęborka.
Rano w Rumi nie jest źle, jest minus ale mimo wszystko całkiem przyjemnie, w Słupsku jednak wieje, niestety całkiem mocno od samego rana i niestety kierunek jest taki, że przyjemniej by było jechać trasę w drugą stronę. Cóż, w końcu to jest tylko 100km a i wiatr nie jest jakiś super silny, jadę.

W Słupsku DDRami, całkiem przyjemnej jakości, potem do Domaradza krajówką, ale nie ma dużego ruchu więc zleciało bez większych przygód. Wiatr dokucza a ja jadę. Staram się trzymać prędkość choć nie za wszelką cenę. Wiem że pociągów jest sporo do domu, plan jednak był taki aby zdążyć na 13:00.

Jak na razie czasowo jadę 'na żyletki'. Postojów nie robię, zdjęć nie robię (prawdę mówiąc nie ma nic ciekawego) piję jadąc.
Dookoła pola, wiatr ma gdzie się rozbujać, co się odbija na tym że zaczyna mi przewiewać lekko już spoconą kominiarkę. Dopiero gdzieś na 30 kilometrze pojawiają się zalesione tereny i jest od razu przyjemniej. Humor się poprawia, noga kręci i jest ok.
W międzyczasie mijam 5 km bruku. Kląłem jak szewc ale przejechałem. Z radością powitałem dziurawy asfalt ;)
Tuż przed półmetkiem muszę odbić z fajnej drogi, a szkoda bo fajnie się jedzie, nie mogę jednak zostawić jednej gminy. Skręcam po Kołczygłowy a tu dupa. Znowu bruk i to oblodzony bruk. Jadę 10km/h i mimo wszystko zaliczam glebę. Rower mi się położył a ja poleciałem do przodu na cztery łapy. Kolana trochę bolą i dopiero później się okazało, że lekko je poobdzierałem.
Chwilowo z powodu lodowiska nie da rady jechać, zaliczam więc przymusowy, prawie kilometrowy spacer. Nawet idzie się ciężko.

Potem już było przyjemnie, kierunek jazdy zmienił się na NE więc wiatr miałem z boku lekko pomagający. Tempo podskoczyło, pojawiły się pagórki ale bez żadnych wielkich męczarni wszystko łykam.
Ostatnie 10km przed Lęborkiem stały zjazd.

Dojeżdżam zgodnie z planem 15 minut przed pociągiem, miałem nawet czas aby kupić coś ciepłego do picia ale się nie udało. Pani nie pozwoliła mi wejść z rowerem nawet na 2-3 minuty. Masakra.
Trudno. Zjadłem w pociągu banana i razem z licznymi 'panami' pijącymi piwo dojechałem do domu.

Wpadło 6 gmin:
Damnica, Potęgowo, Dębnica Kaszubska, Kołczygłowy, Czarna Dabrówka, Cewice
I tym sposobem POMORSKIE ZAMKNIĘTE :)



Kategoria 3. 100-?, Gminy

Dane wyjazdu:
37.44 km 01:39 h
Prędkość śr.: 22.69 km/h
Prędk. max.: 35.00 km/h
W górę: 186 m
CAD avg: HR avg:
Temp.:7.0 °C Kal.: 1761 kcal

Na zlocie, na kacu, w nowym miejscu :)

Sobota, 19 listopada 2016 · dodano: 02.12.2016 | Komentarze 0

Dzień wcześniej imprezka, rano pobudka, wszyscy śpią a ja na rower.
Piękne tereny w okolicy naszego lokalu Gród Piasta. Fajne lasy, zero wiatru, słoneczko świeci, trzeba się przejechać, zwłaszcza że prognozy na popołudnie są deszczowe (sprawdziły się z resztą w 100%).

Zaczynam pięknym leśnym traktem i tylko zachwycam się widokami :) Jedzie się ciężko bo czuję te promile wczorajsze ale z kilometra na kilometr wszystko ustępuje i noga zaczyna kręcić.

Jechałem w sumie w ciemno i wiem, że gdybym ta trasę rozplanował to zamiast 2 gmin, zaliczyłbym 4, ale co tam. Ważne że postawiłem się na nogi i wieczorem będzie można znowu się bawić ;)

+ 2 gminy w woj. kujawsko-pomorskim:
Gąsawa, Dąbrowa

P.S. turbo w nogach dostałem przez moment gdy mnie wataha psów zaczęła gonić O_O Na szczęście krótko bo nie wiem ile bym uciągnął :)



Kategoria 1. 0-50, Gminy

Dane wyjazdu:
634.50 km 23:45 h
Prędkość śr.: 26.72 km/h
Prędk. max.: 56.00 km/h
W górę: 2032 m
CAD avg: 75 HR avg:
Temp.:21.0 °C Kal.:14502 kcal

BBT o którym chciałbym zapomnieć...

Sobota, 20 sierpnia 2016 · dodano: 27.08.2016 | Komentarze 2

No i nadszedł ten wielki dzień. Dzień, w którym miałem się zmierzyć z konkretnym dystansem, swoją głową i łydami.
Wstałem wyspany, zjadłem śniadanko, wszystko na spokojnie, bez pośpiechu, rower przygotowany i sprawdzony, za oknem pogoda ok, zachmurzenie pełne, ciepło, bez deszczu ale na ulicach widać było ślady po nocnych opadach.
Razem z Gosią i Darkiem udaliśmy się z plecakami na prom aby dostać się na start. Zdaliśmy bagaże, przepaki i czekamy.

Paweł już jedzie od 2,5 godziny, Gosia ruszyła tuż przede mną, ja już przygotowany, oznakowany i czekam na sygnał dźwiękowy promu do startu. W mojej grupie jedzie Marcin i Leszek, których poznałem na Pięknym Wschodzie, mocni są i widzę że ich nastawienie jest bardzo bojowe. Postaram się z nimi zabrać o ile tempo nie będzie za mocne.

Startujemy punktualnie, przetaczamy się przez obrzeża miasta i wypadamy na trasę. Tempo rośnie, lecimy średnio grubo ponad 32-33 km/h. Trzymam się bez problemu ale wiem, że nie dam rady tak kręcić całego dystansu. Tu był mój pierwszy błąd, od którego wszystko pewnie się rozpoczęło. Do pierwszego punktu na 76 km wpadamy ze średnią 32km/h, po drodze wchłonęliśmy 3-4 wcześniejsze grupy. Za szybko cholera. Pogoda bardzo ok, bez słońca, lekki wiatr w twarz a na szosie wyraźne ślady deszczu który musiał spaść tuż przed naszym przejazdem. Krótka pauza w Płotach na pierwszym PK, pieczątka i jedziemy dalej. Leszek popędza start więc nie ma nawet 3 minut przerwy.

Jedziemy dalej. Kolejny punkt jest w Drawsku Pomorskim na 130 km, do setnego km dojeżdżam jeszcze z chłopakami ale wiem, że to jest ostatni odcinek z tą grupą, jest zdecydowanie za mocno, ostatnie kilometry miałem problemy aby nadążyć za grupą a przy okazji pojawił się tajemniczy ból w kolanie. Trochę się zmartwiłem ale miałem nadzieję, że jest to chwilowa niedogodność, więc zwolniłem mocno aby odsapnąć i do punktu dotoczyłem się sam w leniwym tempie. Robi się ciepło, słońce zaczyna palić, więc prognozy powoli się spełniają. Na punkcie robię dłuższą pauzę, zjadam kanapkę, spijam kawę, spotykam też Sławka z Włocławka i jak się okazuję jedziemy razem prawie do końca mojego przejazdu. Startujemy w parze. Tempo luźniejsze, więc nie mam problemu aby się trzymać a przy okazji 27-28 km/h w pełni mnie satysfakcjonuje w perspektywie ostatecznego wyniku.

Następne punkty Wałcz i Bydgoszcz można powiedzieć bez problemów, droga bardzo dobra, ruch akceptowalny, mimo spokojnego tempa mijamy kolejne osoby a minęło nas tylko kilku twardzieli którzy jadą solo i ich tempo było dużo mocniejsze. Odcinek do Piły - 97km poszedł spokojnie, później Bydgoszcz odcinek około 70km w większości po krajowej 10tce, która mimo zmierzchu dała możliwość równej jazdy.
Zmęczenie zerowe, spać się nie chce, tylko te cholerne kolano boli coraz mocniej. W Bydgoszczy zmieniam ustawienie roweru, obniżam siodełko i przesuwam je do przodu, pomaga ale nie eliminuje bólu. Zdobywam jakieś prochy, smaruję ketonalem ale jest słabo...

PK Toruń krótki odcinek nie kojarzę nic ciekawego oprócz bolącego kolana...

Następny PK w Dębie Polskim tuż za Włocławkiem. Jedziemy nocą, dobra droga, kończą się pagórki czyli miejsca gdzie na zjazdach odpoczywa mi noga. Jest zupełnie płasko i trzeba non stop kręcić, jedziemy ze Sławkiem w dwójkę, tempo nadal trzymamy założone i wszystko by było mega gdyby nie pieprzone kolano! W połowie drogi dopada mnie mały senny kryzys, zatrzymujemy się na chwilę na Orlenie, spijam kawę, parę minut leżymy na glebie i ruszamy dalej. Sławek spoko gość rozumie sytuację i mimo wszystko jedzie razem ze mną, głównie to on nas ciągnie choć i ja wychodzę na przód. Nie jest to taki problem bo wiatr w nocy zesłabł, droga jest dobra a czy z tyłu czy z przodu po płaskim kręcić trzeba stale. Zauważyłem też interesującą zależność, że leżąc na lemondce boli mnie zdecydowanie mniej, dziwne... Chyba trzeba się w przyszłości udać na bike fitting bo coś czuję że mam źle ustawiony rower i może to też się przyłożyło do mojej kontuzji.

W Dębie Polskim czeka na nas Janek Doroszkiewicz. Punkt bardzo ok, można się zdrzemnąć, zjeść popić ale nie siedzimy tam długo tylko ruszamy w dalszą drogę. Jak się okazało, dołącza tam do nas dwóch kolegów Sławka - Czarek i Tomek, również z Włocławka. Tomek jest mocny i stale podkręca tempo, nie jest to dobre dla mojej nogi. Następny PK Gąbin bardzo krótki, zaledwie 36 km, nawet nie pamiętam kiedy go przejechaliśmy, ale te szarpane tempo coraz mocniej daje mi w kość.
Od Gąbina do Żyrardowa ruszamy w upale, lecz po paru km łapie nas deszcz. Grupa staje aby się schować pod wiatą a ja się delektuję chłodnym deszczykiem i jadę powoli dalej. Doganiają mnie oczywiście po 15 km ale to nic bo zauważyłem że jak jadę sam to zdecydowanie mniej boli mnie noga, być może podświadomie się oszczędzam. PK Żyrardów 15 minut postoju i ruszam sam. Grupa mnie dochodzi ale nie wyprzedza, mimo że naumyślnie jadę wolno i chciałem ten odcinek do Białobrzegów przejechać sam. Tuż za Grójcem zostaję z tyłu ponieważ padła bateria w garminie i musiałem zahaczyć o lokalny sklepik. Zaczynają się znowu górki ale tym razem każdy podjazd to już jest męczarnia a zjazd nie daje wystarczającego odpoczynku od bólu i coraz bardziej myślę o rezygnacji. Na nawet małych podjazdach w kolanie odczuwam bolesne kłucia, tak mocne że aż mi drętwieje noga.

W Białobrzegach postanawiam dotoczyć się do Iłży. Jest to duży PK, gdzie skończę moją przygodę z BBT. Miałem w planach robić częste przerwy i w ten sposób jakoś dokręcić do tego 700 km. Niestety 10km za Białobrzegami poddaję się.
Nie ma to sensu, od 100km jadę jedną nogą, a gdzie jeszcze podjazdy przed Ustrzykami...
Dzwonię do sędziego i informuję o decyzji, w odpowiedzi otrzymuję info że muszę się jakoś dostać do Ustrzyk bo przecież muszę zdać urządzenie GPS. WTF?? Myślałem,. że chociaż w niewielkim stopniu otrzymam pomoc aby dostać się na jakiś PK, ale nic z tego.
No cóż, nie komentuję i idę z powrotem do PK Białobrzegi.
Miałem mega farta bo widzę jadący wóz chłopaków z Włocławka, Mariusz spoko gość, pakuje rower na bagażnik i zabiera mnie do Iłży. Jestem uratowany...

W Iłży spędzam 8h w oczekiwaniu na transport do Ustrzyk, zabiera mnie tam żona Rafała, który też zrezygnował z ukończenia wyścigu.
W Ustrzykach jestem około 8, przebieram się, jem co nie co, wsiadam w autobus do Rzeszowa o 10:00 i już o 7 rano jestem w Gdyni...

Jestem wściekły, zły, wkurwiony, zmartwiony, sam już nie wiem i na to wszystko kuleję...
Całą drogę do Gdyni myślałem o tym zakichanym kolanie i mojej własnej głupocie, która się do tej sytuacji przyczyniła. Mam nauczkę na przyszłość, jechać tylko swoje, jakbym tak zrobił to bym pewnie ukończył...


Gminy: 48
Golczewo, Płoty, Resko, Łobez, Drawsko Pom., Kalisz Pom., Mirosławiec, Szydłowo, Piła, Kaczory, Miasteczko Krajeńskie, Białośliwie, Wyrzysk, Sadki, Nakło nad Notecią, Białe Błota, Nowa Wieś Wlk, Solec Kujawski, Wielka Nieszawka , Toruń, Aleksandrów Kuj wiejski, Raciążek, Waganiec, Lubanie, Włocławek wiejski, Włocławek miejski, Nowy Duninów, Łąck, Gąbin, Sanniki, Iłów, Rybno, Młodzieszyn, Sochaczew wiejski, Sochaczew miejski, Teresin, Wiskitki, Żyrardów, Radziejowice, Mszczonów, Żabia wola, Pniewy, Grójec, Bielsk Duży, Goszczyn, Promna, Białobrzegi, Stara Błotnica

Kategoria 3. 100-?, Gminy, Imprezy

Dane wyjazdu:
51.64 km 02:28 h
Prędkość śr.: 20.94 km/h
Prędk. max.: 60.00 km/h
W górę: 1271 m
CAD avg: 75 HR avg:
Temp.:24.0 °C Kal.: 2125 kcal

Pierwsza przejażka w okolicy Tatr

Piątek, 5 sierpnia 2016 · dodano: 15.08.2016 | Komentarze 0

Jak już się pojawiłem w górach to szkoda było roweru nie brać. Wczoraj sesja, dziś powrót do domu ale najpierw oczywiście kilka km pokręciłem.
W planie miała być spokojna, bardzo spokojna jazda, ponieważ mocno odczuwałem wczorajszy spacer po górach a na dodatek pogoda zapowiadała się bardzo upalnie.
Mieszkałem w Bukowinie więc tam też był początek pętelki. Ruszyłem w stronę Poronina. Pierwsze 5km z górki, leciałem bez kręcenia i psychicznie nastawiałem się na pierwszy podjazd na Ząb. Znana górka, biegaliśmy tam kiedyś dość często. Bieg to jednak nie rower, a i kondycja nie ta co z okresu przygotowań olimpijskich :)
Można powiedzieć, że się wturlałem, ale kosztowało mnie to sporo energii. Pocieszałem się jedynie że minąłem po drodze dwóch ludków na szosach i zmęczenie widziałem u nich większe :) Dalej zjazd po zakrętach, z piaskiem na asfalcie, więc ostrożnie i na hamulcach i tak dotarłem do miejscowości Nowe Bystre. I gdzie teraz? Stwierdziłem, że jadę do Kościeliska, spojrzałem na mapę i ruszyłem.
Stare napisy na asfalcie, które dopingowały kolarzy w czasie TdP dały mi już znak, że będzie ostro i niestety tak było. Cholera jak się styrałem. Góralem to ja nie zostanę nigdy :)
Pokonałem ten podjazd, ale było okrutnie ciężko, w pewnym momencie brakło mi przełożeń... Z Kościeliska do Zakopanego zjazd więc zasłużony odpoczynek.
Dalej chciałem podjechać na Łysą Polanę, więc od razu z Zakopanego obrałem kierunek na Cyrhle, pierwszy podjazd długi ale spokojny, około 4% średnio, okazał się przyjemną przejażdżką porównując do wcześniejszych zmagań, drugi do Łysej Polany całkiem podobny, bezproblemowy...
Od Łysej Polany do Bukowiny jedna lekka górka i 5km zjazdu.
Generalnie masakra... Góry kocham ale na rowerze jest mi bardzo ciężko wspinać się pod 13-18% podjazdy. Plan na jesień - zabrać się za brzuch, on jest przyczyną tych męczarni.




Jako wielki plus wpadły cztery dodatkowe gminy :)
Bukowina Tatrzańska, Poronin, Kościelisko, Zakopane

Kategoria 2. 50-100, Gminy

Dane wyjazdu:
143.87 km 05:10 h
Prędkość śr.: 27.85 km/h
Prędk. max.: 51.00 km/h
W górę: 1049 m
CAD avg: 80 HR avg:
Temp.:22.0 °C Kal.: 7696 kcal

Morąg - Olsztyn po kilka gmin

Niedziela, 31 lipca 2016 · dodano: 01.08.2016 | Komentarze 2

Niedziela. Dwie ostatnie nocki zarwane (jedna nie wiem czemu nie mogłem spać a druga w pracy), poprzeplatane krótkimi wyjazdami rowerowymi tak więc zmęczenie narosło.
Dziś pobudka o 9, a wstałem przed budzikiem, nie jest źle, za oknem słońce i niewielki wiatr. Wygląda całkiem przyzwoicie.
Kończy się mój okres samotnego pobytu w Rumi i trzeba pojechać po żonkę w kierunku Ełku, dzieci zostają u dziadków na ciąg dalszy wakacji a Doma musi wracać do pracy. Jako że nie przepada za jazdą w trasie, umawiamy się na Olsztyn, ja tam dojadę rowerem ona samochodem i dalej już siadam za kółko ja.

Do Morąga jadę pociągiem, 3h się dłuży niemiłosiernie ale jakoś docieram na miejsce w towarzystwie 4 dzieciaków siedzących z oczami wlepionymi w smartfony... Ech ta młodzież. Na miejscu od razu wsiadam na rower i jadę. W planie 130km więc nie przygotowywałem się zbyt mocno, dwa bidony jakiś baton i tyle w temacie. Pogoda jednak szybko opróżniła moje zapasy napojów :) Ale od początku.

Z Morąga kieruję się na wschód i od razu trafiam na dziurawą drogę, choć przymiotnik dziurawa nie do końca odzwierciedla to coś po czym mi przyszło jechać... Wiem jedno, pierwsze 20km skutecznie odebrało mi frajdę z jazdy i wiem na 1000% że więcej tam nie wrócę.
Jak tylko skończyła się gmina Morąg i rozpoczęła się Łukta pod kołami pojawił się nówka asfalcik, mega mega fajnie. Dłonie odpoczęły od tarki i wreszcie mogłem się położyć na lemondce. Dalej trasa w sumie nudna, lekko pagórkowata, z niezłymi asfaltami, na chwilę zjechałem w bok aby zahaczyć o gminę Jonkowo i wróciłem na drogę w kierunku Ostródy.
Przed Ostródą musiałem kawałek przejechać po remontowanej 7-ce, a za Ostródą kawałek po płytach tymczasowo położonych w trakcie budowy nowego wiaduktu. Za Ostródą też zrobiłem pierwszy postój przy sklepie. Drożdżówa i cola jako niezbędnik postojowy oraz banan do tylnej kieszeni. Uzupełniłem też bidony bo okazało się że 50km przejechanych i ponad litr izotoników zniknął.

Z Ostródy dalej jadę na południe w kierunku Grunwaldu, jednak do samego muzeum nie zajeżdżam i mijam bokiem. Na horyzoncie widzę jedynie wysoki pomnik stojący na polu bitwy. Od teraz zmienia się też kierunek jazdy na NE a w związku z tym wiaterek, lekki bo lekki ale zaczął pomagać. Dobra gładka nawierzchnia i spokojnie można jechać 32-34km/h. Do Olsztynka docieram chwila moment, przejeżdżam przez centrum, całe w kostce brukowej :/ Heh Prostki mi się przypominają tyle że tu kostki jest sporo więcej.

Teraz czekała mnie wielka niewiadoma, nie pamiętam już kiedy ostatnio jechałem trasą Olsztynek-Olsztyn ale zawsze była to droga bardzo ruchliwa. Nic się w tej kwestii nie zmieniło, a dodatkowo trwają remonty na całej długości, w związku z czym jest wąsko, nierówno, tymczasowe odcinki objeżdżające wiadukty i generalnie nieciekawie.
W międzyczasie odbieram telefon od Dominiki że stoi w korku w Piszu, podczas gdy ja się spodziewałem jej już w okolicach Mrągowa. No cóż, chyba trzeba będzie pojechać za Olsztyn, może do Barczewa. Nie ma co płakać, przede mną miasto czyli parę km po dziurawych drogach i beznadziejnych DDRach. Po przejechaniu tego miasta jeden wniosek się nasuwa - jeśli masz na trasie przejazd przez Olsztyn, nie licz na dobre średnie z jazdy :/ światła, dziury, DDRy z płytek chodnikowych a ja patrzyłem jak mi Vavg spada i płakałem :)

Do Barczewa już po 16-ce bez problemu, zajechałem do sklepu, zjadłem mleko zagęszczone, popiłem wodą i po 20 minutach dojechała już Dominika. Zapakowaliśmy rower i już o 22:30 byliśmy w domu.

Wpadło 7 nowych gmin:
Morąg, Łukta, Jonkowo, Ostróda obszar wiejski i miasto, Grunwald, Olsztynek




Kategoria 3. 100-?, Gminy

Dane wyjazdu:
267.36 km 10:06 h
Prędkość śr.: 26.47 km/h
Prędk. max.: 47.00 km/h
W górę: 1415 m
CAD avg: 80 HR avg:
Temp.:15.0 °C Kal.: 9947 kcal

Kierunek Białystok wzdłuż granicy

Wtorek, 19 lipca 2016 · dodano: 22.07.2016 | Komentarze 0

Cały dzień w ruchu. Rano prawie 2h basenu z dziećmi, głównie zabawa, ale przecież woda wyciąga :), potem poszliśmy na cypel i przeszedłem dwie trasy w parku linowym. Miałem dość. Pracowały mięśnie dawno nie używane i już czułem że będą zakwasy. Mój urlop zbliża się do końca a chwilowo pogoda się poprawiła więc decyzja była szybka. Jadę w nocy na rower.
Trasa wcześniej już zaplanowana do Białegostoku ale niekoniecznie najkrótszą drogą, przy okazji zaliczając kilkanaście gmin w województwie podlaskim.
Start o 21 z naszego domku gdzie spędzamy urlop, mijam Ełk i jadę krajówką na Białystok. Cały dzień wiatr wiał mocno a teraz jak na złość opadł z sił. Mimo wszystko pomaga więc korzystam ile mogę.
Do Goniądza jadę 65-ką, mijam Prostki, gdzie słynna kostka brukowa skutecznie mnie spowalnia, wskakuję  więc na chodnik i jadę slalomem między podpitymi lokalesami. Dalej nudy, tylko zimno się robi. W Goniądzu odbijam na wschód i robię krótki postój na batona, łyk coli i zakładam wiatrówkę.
Ruszam dalej i odczuwam pierwszy chłód. Znak pokazuje 32km do Suchowoli a pamiętam, że za nią odbijam na chwilę na północ po dwie gminy. Krajobraz się zmienia. Pojawiają się lasy i trochę bagien co przynosi większą wilgoć. Psuje się też droga. Jest sporo nierówności i dziur, więc jadę wolniej no ale przecież nie muszę się spieszyć, na pociąg do Ełku mam spory zapas czasowy.
Uciekają kolejne kilometry, zmęczenia nie odczuwam wcale. Mimo środka nocy mógłbym jechać bez lampki, ponieważ blask łysego pięknie oświetla mi drogę i mijane krajobrazy.
Za Suchowolą przecinam krajową 8kę i przez chwilę zastanawiam się czy z niej nie skorzystać, bo leci w moim kierunku ale zapierniczające tiry skutecznie studzą mój zapał i decyduję się mimo wszystko jechać z planem. Jedzie się przyjemnie na tyle że prawie przegapiłem mój zjazd :) Wracam na trasę a tam masakra, czyli droga z kamieni. Patrzę na mapę i widzę, że czeka mnie 7km gehenny. Co zrobić, jadę. Rower trzeszczy, koła stękają kiedy tempem żółwia toczę się po tej 'drodze'. W mniej więcej połowie znajduję jakiś leśny szlak szutrowy który prowadzi w kierunku ósemki, nie zastanawiam się długo i wybieram tą drogę. Strzał w dziesiątkę! Po szutrze jakoś się jedzie a do pięknej ósemki dojechałem w dziesięć minut. Aaaaaaaa gładki asfalt! Wspaniałe uczucie. Nie przeszkadzają tiry i spory ruch, liczy się tylko jazda :)
Tak dojeżdżam do Sztabina, gdzie skręcam na Lipsk. Droga znowu trochę gorsza ale to jest teraz wszystko nic w porównaniu z kamieniami pod kołami szosowymi...
W Lipsku postój nr dwa, cola, lion, rozciąganie i dalej. Znowu chłodno na początku i uczucie mija później niż przy poprzedniej pauzie ale to nic. Asfalt piękny, pojawiają się pierwsze garby i coraz częściej wyskakuje dzika zwierzyna. Jest fajnie.
W Dąbrowie Białostockiej skręcam na Nowy Dwór w kierunku naszej wschodniej granicy. Zanikają nowoczesne zabudowania, pojawiają się drewniane domy, strzechy, stare szopy i samotne psy, pełen folklor :)
Przed Kuźnicą świta, jest jasno i chłodno. Jadę przygraniczną drogą z dobrym asfaltem i ciągle góra-dół. Nie ma ścianek ale same długie garby. Przy drodze przypatrują mi się ciekawie sarny, lisy, jelenie, kilka łosi i zająców a nawet jestem na 95% pewien, że przed kołami biegła para wilków. Niesamowite.
Do Krynek docieram bez przeszkód. Jest 5:20 i mam ochotę na cole. Jakież było moje zdziwienie kiedy przy słynnym rondzie znalazłem otwarty mały sklepik :) Kupiłem drożdżówkę i cole, zjadłem na schodach i już w słońcu uderzyłem na Białystok. Ten odcinek mega nudny. Dziurawe drogi, spory ruch jadących do pracy ludzi, jedyny mega plus to dwa żubry które zauważyłem na skraju lasu. Piękny widok, nie dziwię się że noszą miano królów puszczy.
Od Supraśla było tyle aut że zdecydowałem się jechać biegnącą bokiem ścieżką. Chyba to była ścieżka ponieważ znak mi gdzieś umknął. Wjazd do Białegostoku straszny. DDR z nędznej kostki, duże uskoki i nierówności. Ktoś powinien dostać za to klapsa...
W centrum już piękny asfalt na DDRze, godny pozazdroszczenia.
Na dworzec trafiam 1,5h przed pociągiem. Zgodnie z planem :)

Zero zmęczenia, spać się nie chciało, wszystko ok. Jedynie tempo wyszło spokojne ale to wszystko przez Prostki i tą pieprzoną drogę z kamulców...

+15 gmin
Goniądz, Jaświły, Suchowola, Sztabin, Lipsk, Dąbrowa Białostocka, Nowy Dwór, Sidra, Kuźnica, Sokółka, Szudziałowo, Krynki, Supraśl, Wasilków, Białystok


Kategoria 3. 100-?, Gminy, Ok. Ełku